Na fali wznoszącej
Treść
Wygrywając duży turniej w Tokio, Agnieszka Radwańska nie tylko osiągnęła największy sukces w karierze, nie tylko przesunęła się w górę rankingu i zachowała szansę na udział w turnieju Masters w Stambule, ale i pokazała umiejętności godne ścisłej światowej czołówki. Teraz przed nią trudniejsze zadanie - co najmniej podtrzymać zaprezentowany w stolicy Japonii poziom i dobrą passę.
Zadanie trudne, bo krakowianka miewała w przeszłości kłopoty, występując w roli faworytki. Gdy była jeszcze nastolatką i dopiero zdobywała pierwsze szczyty w wielkim tenisie, mogła spokojnie przekonywać: - Kiedy wychodzę na kort, nie mam nic do stracenia. Jeśli wygram, odniosę sukces, a gdy przegram, nie stanie się tragedia. To rywalki powinny się raczej martwić.
Minęły lata i Agnieszka stała się faworytką. Teraz jej przeciwniczki mogły powtarzać słowa, które Polka wypowiadała jeszcze nie tak dawno. I ta presja, bagaż oczekiwań, zaczęły krakowiance ciążyć. Wiele ważnych, prawie już wygranych spotkań przegrała przez nerwy, nieumiejętność pohamowania stresu. Dużo lepiej prezentowała się, walcząc na luzie, w turniejach, gdy specjalnie nikt na nią nie stawiał.
W 2007 roku Radwańska wygrała swój pierwszy turniej, w Sztokholmie. W kolejnym triumfowała w Pattayi, Stambule i Eastbourne. Potem nastąpił przestój. Przez długie miesiące, potem lata, nie była w stanie powtórzyć tych sukcesów. Statystycy nawet obliczyli, że żadna z zawodniczek ze światowej czołówki nie czekała na turniejowe zwycięstwo tak długo jak Agnieszka. Pojawiły się wątpliwości, czy aby Polka nie zaczęła rozmieniać swego talentu na drobne, czy nie zabrakło jej motywacji, chęci do ciężkiej pracy. Pojawiły się też pierwsze tąpnięcia na linii zawodniczka - tata trener. Mijał czas, Radwańska w pojedynczych meczach potrafiła pokazać się z doskonałej strony, ale ciągle nie stawiała kropki nad i. Wreszcie zła seria się zakończyła. W sierpniu w Carlsbadzie wygrała imprezę WTA, w minioną sobotę okazała się najlepsza w Tokio. W obu finałach, co ciekawe, pokonała Rosjankę Wierę Zwonariewą, ale i wcześniej, po drodze, odprawiała rywalki ze ścisłej światowej czołówki. Białorusinka Wiktoria Azarenka, z którą krakowianka wygrała w półfinale zmagań w Tokio, przyznała, że jeszcze nigdy nie widziała Agnieszki grającej tak doskonale. A sama Radwańska, po pokonaniu Zwonariewej, powiedziała: "Rozegrałam perfekcyjny mecz". I miała wszelkie prawo użyć takiego słowa. Polka w Japonii zaprezentowała bowiem tenis i skuteczny, i piękny. Do tej pory zachwycała techniką, sprytem, kortową inteligencją, ale z czasem silniejsze fizycznie rywalki ją rozpracowały. Radwańska wzięła się jednak mocno za siebie. Popracowała i oto kilka dni temu widzieliśmy ją walczącą do końca, nadającą ton rywalizacji, wygrywającą wymiany, atakującą, pewną siebie, rozluźnioną, uśmiechniętą - i skoncentrowaną od pierwszej do ostatniej piłki. Co godne zauważenia, w ostatnich turniejach Agnieszką opiekował się trener Tomasz Wiktorowski. Nie znaczy to jednak, że Robert Radwański zakończył współpracę z córką. Przeciwnie, nadal jest jej szkoleniowcem, trenuje z nią w Krakowie. A że na zawody jeździ Wiktorowski - cóż, zawodniczce w tym momencie taki układ bardziej odpowiada i nie ma w tym sensacji.
Agnieszka jest obecnie sklasyfikowana na dwunastym miejscu w świecie. Plasuje się też na dziesiątej pozycji w rankingu WTA Championships, który wyłoni osiem uczestniczek kończącego sezon turnieju Masters w Stambule, czyli mistrzostw WTA. Polka grała w nim do tej pory dwukrotnie, za każdym razem (jako rezerwowa) zastępując kontuzjowane konkurentki. Teraz może awansować jako pełnoprawna uczestniczka. Do dziewiątej w rankingu Niemki Andrei Petkovic traci zaledwie dziewięć punktów, a wyprzedzające ją jeszcze Rosjanka Maria Szarapowa i Amerykanka Serena Williams leczą urazy i nie wiadomo, czy w ogóle do Turcji się wybiorą. Zwłaszcza w przypadku Williams to mało prawdopodobne.
Radwańska stanęła zatem przed wielką szansą i... zarazem znalazła się pod presją. Obecnie walczy w turnieju w Pekinie (w drugiej rundzie zmierzy się z reprezentantką gospodarzy Jie Zheng) i dobrze wie, że po triumfie w Tokio wszyscy oczekują od niej powtórki. Najbardziej - ona sama. Jeśli sobie poradzi, nie tylko przybliży się do zmagań mistrzyń w Stambule, ale i udowodni, że marzenia o piątce światowego rankingu - a może i coś więcej - są realne. Robert Radwański ciągle powtarza, że jego córka powinna w końcu wygrać którąś z imprez Wielkiego Szlema...
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik Środa, 5 października 2011, Nr 232 (4163)
Autor: au