Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Na dzień św. Franciszka Salezego dedykuję Dziennikarzomo

Treść

Ks. bp Antoni Dydycz, ordynariusz drohiczyński

Starożytność może nas wielu rzeczy nauczyć, zwłaszcza w odniesieniu do życia publicznego. Oto kobieta imieniem Sekita, która miała objąć tron egipskich faraonów, przechodziła specjalne przygotowanie. Najpierw musiała przyswoić sobie tajemnice podziemi, gdzie przy wejściu do Domu Bogów widniał napis: "Pokój, Prawda i Mądrość niechaj będą jednością i niech promieniują Światłem Wiekuistym, które nie rzuca cienia"
(Joan Grant, "Uskrzydlony faraon", Warszawa 1989, s. 141).

Coraz częściej dochodzimy do przekonania, że bardzo trudno jest myśleć i zabiegać o jedność bez uwzględniania jedności Pokoju, Prawdy i Mądrości. Wiek XIX dokonał skutecznego na jakiś czas podziału i rozeszły się te wartości. Ale i ludzie zaczęli się rozpraszać w świecie myśli, nauki, a zwłaszcza pragmatyki.
Wołanie o jedność Pokoju, Prawdy i Mądrości jest koniecznym zabiegiem, aby i w naszej teraźniejszości można było korzystać ze światła wolności, równości, demokracji, ekumenizmu i wielu innych zasad bez lęku o cień. I na tym polu jakże wiele dobrego mogą zrobić dziennikarze!

Czy Prawda wciąż musi pukać do drzwi?
Martwi nas to, co się dzieje na polskiej ziemi. Niepokoi agresja pewnych ludzi mediów. Oni robią wrażenie, jakby chcieli kontynuować w linii prostej przykre doświadczenia z przeszłości, kiedy to partia wiedziała wszystko. A teraz dziennikarze zdają się wszystko wiedzieć.
Korzystając z uroków nowoczesności w informatyce, posługując się zaskoczeniem, odpowiednim ustawieniem materiału, selekcyjnym doborem rozmówców i wieloma innymi sposobami można, przynajmniej na pewien okres, wmówić czytelnikowi, względnie słuchaczowi, dużo. Tego doświadczaliśmy w ostatnich dniach, kiedy to doprowadzono do poważnego kryzysu społecznego w związku z ingresem następcy ks. kard. Józefa Glempa. A przecież podobnych "akcji" było więcej, może jedynie nie na taką skalę.
Czas więc poważnie zastanowić się nad tym wszystkim, poczynając od prób powrotu do Prawdy. Roman Brandstaetter napisał "Bajkę o prawdzie", która zawiera w sobie interesujący finał. Oto jej treść: "Pewnego razu powiedział do mnie mój dziadek: Kochaj prawdę, gdy wychodzi z ust prawdy, ale miej się na baczności przed prawdą, gdy wychodzi z ust kłamstwa".
Myśl jest przejrzysta, gdyż wskazuje nam drogę, która prowadzi do umiejętności posługiwania się materiałami i do mądrego wyciągania wniosków.
Czy diabeł może się śmiać?
Diabeł nie lubi Mądrości. Z tego też względu posługuje się różnymi unikami, półsłówkami albo nawet zmasowanym atakiem. Nagromadzenie liczb, dat, osób, spotkań bez względu na złożoność sytuacji robi duże wrażenie. Osłabia każdy odruch samoobronny naszego umysłu przed poddaniem się naciskowi fałszu.
Z argumentami i materiałami przy obecnej technice nie ma większych kłopotów, jeśli pomija się aspekt moralny. Tym się jednak diabeł nie martwi. W naszej zaś sytuacji, podejrzewam, że może być z siebie zadowolony.
Oto wszystko, nad czym pracował w czasie "przodującego systemu", wciąż pełni swoje zadania, chociaż rzekomo system został obalony. Potępiono więc system, niby odsunięto od władzy ludzi z tamtej epoki, ale to, co oni wyprodukowali, jest traktowane serio, z całą powagą prawa. Czy może złe drzewo rodzić dobre owoce?
Chyba więc diabeł się śmieje. Zaciera ręce. Tylko on potrafi do czegoś podobnego doprowadzić. Jego chichot mrozi krew w żyłach i budzi pytanie: czy warto być prześladowanym, czy warto być ofiarą?
Wspólnym wysiłkiem nie dopuśćmy do tego, aby diabelski śmiech paraliżował nasze życie. Nie dajmy się oszukać. Bądźmy wreszcie mądrzy!

Brońmy IPN
Mój apel jest poważny. Instytucja ta powstała po to, aby uwolnić Naród Polski od niepokoju, który zawsze daje o sobie znać, gdy żyje się w systemie niesprawiedliwym. Za taki podobno został uznany komunizm. Piszę "podobno", a to z tego powodu, który pojawił się już wyżej. Skoro system był zły, to i jego działanie było złe. Dlaczego więc nie prowadzi się badań nadużyć z dawnych lat? Dlaczego nie wzywa się autorów różnych materiałów? Dlaczego nie podejmuje się wysiłków, aby sprawdzić, co w tych materiałach może być rzeczywistego? Przecież pisano różne rzeczy. Pisano z myślą o nagrodach, o awansach.
Teraz nadszedł czas, aby to wszystko wyjaśnić. A tymczasem sprawcy całego zamieszania żyją spokojnie, korzystają z dobrodziejstw państwa, nie mają wyrzutów sumienia, że pobierają emeryturę ze składek ofiar! Pojawiają się głosy, że było wśród nich nieco ludzi dobrych. Można się z tym zgodzić. Ale wśród ofiar było 100 proc. ludzi niewinnych!
Instytucja zaś powołana do wyjaśnienia zawiłości naszego niedawnego "wczoraj" domniemywa raczej winę tych, którzy byli prześladowani. Być może w jakimś momencie mogli nawet ulec, ale na ile i w czym? O to nikt nie pyta. Wystarczy, że w zaczarowanych teczkach ktoś podał czyjeś nazwisko i przypisał mu to, co chciał.
A przecież nasz Naród ma prawo do godności. Każdy obywatel podobnie. Jerzy Narbutt, prześladowany przez cały czas komunistycznego panowania, napisał: "Ludzie bardzo lubią ludzi żyjących z godnością, ale jedni zrobią wszystko, by im to utrudnić, a inni nie zrobią niczego, by im to ułatwić" (J. Narbutt, "Spory o słowa, spory o rzeczy", Katowice 2001, s. 98).
I stąd się bierze moja obrona IPN. I stąd płynie serdeczna prośba: "Panowie, pozwólcie nam żyć godnie, w pokoju!". Niech wreszcie z horyzontu polskiego nieba zniknie ponury cień.

Wypada powiedzieć coś o Kościele
Proszę się nie zdziwić, ale wydaje się, że w takiej sytuacji powinno się odwołać do osoby i nauczania Jana Pawła II. Żył razem z nami. Doświadczał tych samych trudności. Pisząc zaś poemat "Stanisław", myślał o współczesnej mu Polsce:
"Pragnę opisać mój Kościół,
w którym przez wieki
idą ze sobą razem słowo i krew,
zespolone ukrytym tchnieniem
Ducha".
Nie jest rzeczą łatwą opisywać Kościół, Kościół pierwszych wieków i średniowiecza, Kościół z czasów pierwszej Rzeczypospolitej, Kościół rozbiorów. Kościół z drugiej połowy XX wieku. Sięgnijmy więc do pewnych świadectw.
W Liście z Ameryki do ks. A. Jełowieckiego i ks. P. Semenenki pisał Cyprian Kamil Norwid pod datą 1854 r. w maju: "Piszę wam z posłuszeństwem jako Kościoła tego urzędnikom, bez którego istnieć bym nie mógł, który jeden był mi zawsze we wszystkich momentach sieroctwa mojego prawdziwym i zupełnym, przeciwko któremu nie powiem, iżbym nawet zgrzeszył, a jeślim uczestnictwo jakie w ogólnym upadku wziął, zaiste mniejsze niż ktokolwiek z wielu, albo bezwłasnowolniejsze niezawodnie podczas burz zaiste rozpaczliwych".
O "uczestnictwie w ogólnym upadku" mówi poeta, świadom, że mało jest prawdopodobne, aby komukolwiek udało się nie pobrudzić butów, idąc błotnistą drogą. Innych dróg nie było. Norwid wie o tym dobrze i dlatego uważa, że było to uczestnictwo "bezwłasnowolniejsze niezawodnie podczas burz zaiste rozpaczliwych". O tym nie wolno zapominać, kiedy mówimy o Kościele, który nie może być emigrantem, dezerterem; który nie może się gdziekolwiek schronić. On musi być! On musi być z prześladowanymi i dla prześladowców. Z tych ostatnich każdy ma również prawo do nawrócenia. Kościół jest w środku wszystkich ludzkich problemów. Kościół przez wieki, dawne wieki i współcześnie wyraźnie dał dowód, że jest w środku polskich wydarzeń. Że obca jest mu troska o ratowanie siebie! On nie ma "siebie"!
Jest to sprawa wyjątkowo ważna. Wsłuchajmy się w kolejne świadectwo. Pisze Jacek Kuroń: "Nie byłoby więc ruchu polskiej opozycji, nie byłoby i tych ograniczonych form artykulacji, gdyby nie trzy instytucje: Kościół w szerokim tego słowa znaczeniu, środowiska oraz emigracja, a ściślej jej wydawnictwa. Rolą Kościoła w naszym życiu trzeba się zająć osobno. W sytuacji, gdy walka toczy się przeciw moralnej destrukcji Polaków, przeciw zanikowi etyki życia społecznego, nie sposób jego roli przecenić. Wszystko, co tu piszę, dotyczy więc także, czy przede wszystkim Kościoła jako hierarchii, kleru, wspólnoty wiernych" ("Polityka i odpowiedzialność", Aneks, Londyn 1984, s. 118).
Kościół więc był, Kościół jest i będzie w środku, w samym epicentrum wydarzeń, gdyż jest w środku spraw ludzkich i samego człowieka. Może niekiedy wydawać się przybrudzony, ale jak dojść do człowieka, który znalazł się w bajorze? "Przez wieki idą ze sobą razem słowo i krew", a tej pielgrzymki moc tkwi w tym, że słowo i krew zespala tchnienie Ducha!

Przyszłość przed nami
Dzięki obecności Kościoła w życiu Polaków, jak o tym czytamy w poemacie "Stanisław" Karola Wojtyły, wiemy, że:
"Na glebę naszej wolności
upada miecz,
Na glebę naszej wolności
upada krew.
Który ciężar przeważy?"
To nie jest łatwe pytanie. Jest podobne do życia, z którego wypływa i któremu służy. Czy musi być zawsze miecz? Czy musi być zawsze krew? Czy wolność nie powinna szukać innego wsparcia?
Następca Ojca Świętego z rodu Polaków, Benedykt XVI, przemawiając do mieszkańców Włoch na zgromadzeniu biskupów w Weronie (19 października 2006), nawiązał niejako także do naszych znaków zapytania. "Bóg właśnie dlatego, że nas kocha, respektuje i ocala naszą wolność. Potędze grzechu i zła nie przeciwstawia siły od nich większej. Natomiast - jak nam powiedział Jan Paweł II w encyklice 'Dives in misericordia', a na koniec w książce 'Pamięć i tożsamość' - Bóg woli wyznaczać im jako kres swoją cierpliwość i miłosierdzie. Tym kresem jest konkretne cierpienie Syna Bożego. W ten sposób także nasze cierpienie jest przemieniane od wewnątrz. Zostaje wprowadzone w wymiar miłości i zawiera w sobie obietnicę zbawienia".
Taką drogą postępuje Kościół. Tak się zachowywał w czasach komunizmu. W tym samym duchu biskupi zebrani w Warszawie 12 stycznia tego roku podjęli decyzję o przypatrzeniu się zawartości teczek. Inni się tego boją. "Potędze grzechu i zła" wychodzą naprzeciw z cierpieniem i miłosierdziem, czyli z Krzyżem, który niosą na własnych barkach, który przepaja ich serca. I dlatego nie lękają się tego, co o nich pisali i będą pisać wrogowie.
W ich sercach i postawie jest i był Krzyż. Będzie również w przyszłości. Nie wszyscy chcą to widzieć. Rosną chyba nowe pokolenia, dla których być może problem "miecza i krwi" jawić się będzie inaczej. Kościół wszakże zawsze wpisuje się całą swoją mocą w Boży plan przeciwstawiania się złu cierpliwością i miłosierdziem. Kościół bowiem - wypełniając misję Krzyża - pragnie dopomóc wszystkim ludziom w odnalezieniu drogi zbawienia, nawet jeżeli z tego powodu sam się nieco ubrudzi. Trudno przecież przebywać pośród celników, faryzeuszy, kłamców... i nie wyjść z poszarzałą twarzą.
Ale pytanie jest jedno: "Który ciężar przeważy?". Ufajmy, że będzie to ciężar krwi, czyli Krzyża, czyli Miłości. A to oznacza, że Pokój, Prawda i Mądrość znowu będą wędrować razem. Także przez Polskę!
"Nasz Dziennik" 2007-01-20

Autor: wa