Na dobry początek Wieniawski
Treść
Z Justyną Jarą, utalentowaną skrzypaczką, rozmawia ks. Arkadiusz Jędrasik Kiedy postanowiła Pani zostać skrzypaczką? - Lubiłam muzykę już od najmłodszych lat. Najpierw do snu śpiewała mi mama, a gdy miałam cztery latka, dostałam od babci na gwiazdkę malutkie pianinko w kształcie serduszka, na nim próbowałam grać ze słuchu wszystkie piosenki, których uczyłam się w przedszkolu. Do Szkoły Muzycznej im. Noskowskiego w Ostrołęce zdawałam w wieku 7 lat na pianino. Ze względu na bardzo dobrze zdane testy dyrekcja szkoły zaproponowała mi skrzypce. Bardzo mi się spodobał ten instrument (wcześniej nie wiedziałam, że taki istnieje), więc była to miłość od pierwszego wejrzenia. Ukończyła Pani elitarną Szkołę Muzyczną im. Zenona Brzewskiego. Jak wspomina Pani ten czas nauki? Czym różni się ta szkoła od innych szkół muzycznych? - Bardzo ciepło wspominam okres nauki w "Brzewskim". Jest to szkoła, która - w przeciwieństwie do innych szkół muzycznych - obejmuje zajęcia ogólnokształcące i wyróżnia się wysokim poziomem kształcenia. Nie jest to zwykła regionalna szkoła, przyjmowani są do niej najlepsi z całej Polski. Była Pani wychowanką przedwcześnie zmarłego znakomitego skrzypka i pedagoga prof. Mirosława Ławrynowicza. Jak wspomina Pani pracę z profesorem? - Pamiętam, że na początku profesor budził we mnie duży respekt, a nawet strach, lecz wkrótce się przekonałam, że to człowiek o złotym sercu, całkowicie oddany swoim uczniom i profesji. Był bardzo wymagający, a jednocześnie wyrozumiały. Jego cenne uwagi i wskazówki owocują do dziś. Jego przedwczesne odejście było dla mnie szokiem, świat na chwilę stanął w miejscu. Otrząsnąć się z tego pomogły mi osoby bliskie profesorowi, m.in. prof. Krystyna Makowska-Ławrynowicz i Andrzej Gębski, którzy uświadomili mi, iż profesor będzie zawsze obecny w mojej grze i w moim sercu również. Profesor Ławrynowicz słynął ze swoich osiągnięć pedagogicznych, jego uczniowie prześcigali się w zdobywaniu nagród na konkursach skrzypcowych. Czy w Pani opinii odczuwało się na co dzień atmosferę rywalizacji i jaki miało to wpływ na uczniów? - Rywalizacja na pewno była, choć praktycznie nie dało jej się odczuć. Wśród wychowanków profesora nie było czegoś takiego jak zazdrość, wręcz przeciwnie - dopingowaliśmy się nawzajem i utrzymywaliśmy stosunki przyjacielskie. Grała Pani też w orkiestrze smyczkowej prowadzonej przez Andrzeja Gębskiego. Jak wspomina Pani ten okres swojego życia? - Było to ciekawe doświadczenie, po raz pierwszy miałam okazję grać w orkiestrze o tak wysokim poziomie. Ciekawe jest to, że orkiestra nie miała dyrygenta i była prowadzona przez Andrzeja Gębskiego od pulpitu pierwszych skrzypiec. Dzięki temu nie odczuwaliśmy dystansu między profesorem a uczniem i próby sprawiały nam większą przyjemność, a co za tym idzie - orkiestra po prostu grała znacznie lepiej. Miło wspominam również wyjazd z orkiestrą do Paryża. Czy warto, aby młodzi artyści uczestniczyli w takich przedsięwzięciach? - Granie w zespołach kameralnych niezwykle rozwija i daje doświadczenie. Uważam, że jest to bardzo ważne w rozwoju każdego instrumentalisty, a czasem nawet daje więcej niż granie solo. Rozwija umiejętność współpracy z innymi muzykami, uwrażliwia na formę i harmonię utworów, umożliwia dyskusje na temat interpretacji i wykonania, co potem ułatwia pracę nad programem solowym. Właśnie ukazała się Pani debiutancka płyta. Proszę o niej opowiedzieć. - Dzięki stypendium "Młoda Polska" otrzymałam możliwość nagrania płyty, za co jestem bardzo wdzięczna. Są to dwa zeszyty kaprysów Henryka Wieniawskiego solo i na dwoje skrzypiec. Prawdopodobnie jest to pierwsze nagranie obydwu zeszytów kaprysów wykonane przez jednego skrzypka. Zadedykowałam tę płytę prof. Mirosławowi Ławrynowiczowi, z którym przecież większość tych kaprysów opracowałam. Czy to był Pani pierwszy profesjonalny kontakt ze studiem nagrań i nagrywaniem? - Nie jest to pierwszy kontakt ze studiem nagrań, wcześniej nagrywałam, grając w orkiestrze im. Z. Brzewskiego pod kierunkiem Andrzeja Gębskiego również dla tej samej wytwórni. Sesje nagraniowe były przyjemne, szczerze mówiąc, poszło to sprawniej, niż oczekiwałam. Jaki ma Pani sposób na dobrą interpretację dzieła muzycznego? - Aby dobrze zrozumieć dzieło muzyczne, trzeba mieć już pewną wiedzę na jego temat, m.in. poznać biografię kompozytora i epokę, w której tworzył. Dobrze jest również zaznajomić się z formą utworu, co znacznie ułatwia zrozumienie zamierzeń kompozytora. Ważna jest też wrażliwość muzyczna wykonawcy. A jakie ma Pani pozamuzyczne pasje? - Staram się nie zamykać tylko w jednym aspekcie sztuki, jakim jest muzyka. Interesuję się literaturą, filmem. Ostatnio rysuję portrety i komponuję. Niestety, nie wystarcza mi czasu na sport, chociaż uwielbiam pływać... Dziękuję za rozmowę. "Nasz Dziennik" 2008-07-17
Autor: wa