Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Muzyczne odkrycie i fantastyczny debiut

Treść

Z Marią Erdman rozmawia ks. Arkadiusz Jędrasik
Maria Erdman należy do młodego pokolenia polskich artystek. Znakomicie zadebiutowała premierowym nagraniem na klawikordach kancjonału klarysek ze Starego Sącza. Wśród wykonawców jej pokolenia trudno wskazać na bardziej zdolną i utalentowaną artystkę. Jej grę można nazwać fascynującą i odkrywczą, gdyż jest w niej spontaniczność, wirtuozeria, znakomite wyczucie formy, piękna barwa dźwięku oraz ogromna muzykalność i szacunek dla wykonywanego dzieła. Maria Erdman jest oryginalną osobowością artystyczną na polskiej scenie muzycznej: znakomitą klawesynistką, wybitną organistką i doskonałą klawikordzistką.

Tematem naszej rozmowy jest Pani spektakularny debiut fonograficzny, a dokładniej rzecz ujmując - zdobycie Grand Prix w konkursie organizowanym przez Jana A. Jarnickiego i jego wydawnictwo Acte Prealable, czyli wydanie płyty z zapomnianą muzyką polską. Pani jako laureatka konkursu debiutuje aż trzema płytami…
- Początkowo nie miałam zamiaru nagrywać całego zbioru Fabiańskiej. Chciałam nagrać wybrane, najlepsze według mnie utwory i zrobić jedną płytę. Do nagrania całości namówił mnie jednak pan Jan A. Jarnicki. Nagranie jest wszak formą dokumentacji - pomyślałam zatem: "czemu nie".

Co to takiego kancjonał Fabiańskiej?
- Jest to manuskrypt zatytułowany "Arie z różnych autorów zebrane Anno 1768 do grania na pozytywie lub szpinecie podczas Nabożeństwa w Kościele. Na chwałę Pana Boga na Honor N.M. Panny y Błogosławionej Kunegundy", powstały i przechowywany w klasztorze Sióstr Klarysek w Starym Sączu. Zbiór został przekazany w 1768 r. siostrze Ozannie Fabiańskiej, skryptorce klasztornej, i wzbogacony przez nią kolejnymi utworami. Przyjęło się nazywać go "kancjonałem" z uwagi na arie, które zawiera, mimo że nie są one utworami przeznaczonymi do śpiewania, tylko do grania na organach, pozytywie, klawesynie lub klawikordzie. Muzyka tego rodzaju towarzyszyła życiu w klasztorze, służąc zarówno jako akompaniament liturgii, jak i rozrywka.

Jakim instrumentem jest zapomniany dziś prawie całkowicie w Polsce klawikord?
- Jest to instrument zapomniany nie tylko w Polsce, lecz stopniowo wracający na swoje miejsce - do dydaktyki i życia koncertowego. Klawikord jest instrumentem starym - wywodzi się od starożytnego monochordu, wzbogaconemu na przestrzeni wieków o kolejne struny i klawiaturę, której ambitus z kolei rozszerzano w związku z powiększaniem się skali muzycznej i rozwojem muzyki wielogłosowej. Przeżył dwa "renesanse" - w XVI i XVIII wieku. Uznawano go za matkę wszystkich instrumentów klawiszowych. Od niego zaczynano naukę gry. Klawikord to żywa historia teorii muzyki. Jest to zdumiewający w swej prostocie, a zarazem posiadający najbardziej giętki ze wszystkich instrumentów klawiszowych dźwięk, na który ma się wpływ już po uderzeniu klawisza - jest więc bliski instrumentom strunowym smyczkowym. Nie bez powodu Brahms nazywał go "kwartetem smyczkowym w miniaturze". Nie bez powodu komponował swoje kwartety przy klawikordzie Haydn. Jest to wreszcie instrument cichutki, kameralny, skłaniający do autorefleksji i umożliwiający intymny kontakt z muzyką, jej przeżycie bez nastawienia na pokaz i koncertowanie.

Jak Pani ocenia wymagania techniczne nagranych przez siebie utworów z kancjonału Fabiańskiej?
- Zbiór Fabiańskiej zawiera utwory bardzo zróżnicowane pod względem trudności technicznej. Do podstawowych trudności, z którymi musi sobie poradzić grający na klawikordzie, należą wydobycie zdrowego, dobrego, brzmiącego dźwięku z instrumentu oraz problem tempa. Granie "szybko" na klawikordzie jest probierzem mistrzostwa i wymaga wielu lat grania i koncertowania na tym instrumencie. Granie szybkich przebiegów czy pasaży w sytuacji, gdy trzeba "zapracować" palcem nie tylko na początek dźwięku, lecz również na jego ciąg dalszy, wymaga dużej wprawy. Ja nagrałam płyty w czwartym roku swojego obcowania z klawikordem, decydując się na dość odważny i trudny krok. A wymagania techniczne tych trudnych arii ze starosądeckiego zbioru przysłużyły mi się z pewnością.

Do nagrania użyła Pani kilka klawikordów, proszę nam powiedzieć, dlaczego… Jakie są między nimi różnice?
- Tak się złożyło, że miałam do dyspozycji kilka instrumentów. Oryginalny instrument z końca XVIII w. oraz kilka kopii. Użyłam wszystkich, ponieważ, po pierwsze, w XVIII w. różne typy klawikordu były w użyciu, a po drugie, chciałam jak najbardziej urozmaicić duży przecież projekt. Pięć klawikordów użytych w nagraniu to instrumenty bardzo różne i pokazujące różne twarze klawikordu. Łączy je to, że są instrumentami tak zwanymi wiązanymi, a różni wiele - wiek, system wiązań, pozycja płyty rezonansowej, skala, strój, temperament, a nawet kształt. Oryginalny instrument z 1790 r., sygnowany przez Franza Josepha Bouthilliera, należy do grupy średnich wiązanych klawikordów z już pełną dolną oktawą, lecz wciąż stosowaną temperacją średniotonową, w końcu XVIII w. w klawikordach spotykaną już stosunkowo rzadko. Drugi to kopia klawikordu Georga Haase’a z 1692 r., z krótką oktawą i strojonego średniotonowo, bardzo cichutkiego i małego jak zabawka. Trzeci to swobodna kopia anonimowego klawikordu z Muzeum Instrumentów Muzycznych w Lipsku, z drugiej połowy XVIII w., zrobiona przez Ryszarda Moroza. Ciekawostką jest, że ten instrument w kształcie prezentowanym na nagraniu już nie istnieje - został przebudowany - między innymi wymieniono w nim klawiaturę. Nasze nagranie zatem jest ostatnią dokumentacją specyficznego, mocno "lutniowego" brzmienia tego instrumentu. Następnie w ramach eksperymentu, a również przez sentyment odważyłam się włączyć do nagrania swój własny klawikord zrobiony z części w 2000 roku. Jest to instrument wzorowany na modelu budowniczego Gottloba Huberta, zbliżony do modelu z drugiej połowy XVIII wieku. Na koniec włączyłam do projektu rewelację ostatnich lat, kopię klawikordu z klasztoru Klarysek w Starym Sączu. Instrument ten, do dziś przechowywany w zbiorach klasztornych, umknął uwadze badaczy, a raczej wiadomo było, że on tam jest, ale nie dostrzeżono, jaki to ciekawy i unikalny klawikord.

Co więcej można o nim powiedzieć?
- Jest po pierwsze - sygnowany, a sygnowanych instrumentów z XVII w. jest zaledwie kilkanaście na świecie. Zrobił go Albertus Septemda (mensator cracouiensis) Anno Domini 16[?]4. Po drugie - cechy jego konstrukcji wskazują na prawdopodobnie starsze datowanie niż to, na które wskazuje sygnatura (16[?]4). Klawikord ten posiada bowiem niską płytę rezonansową i równolegle do ściany przedniej ułożone struny, oparte na prostym, renesansowym mostku. Po trzecie - system prowadzenia klawiszy w tym klawikordzie jest unikalny i spotykany tylko jeszcze w dwóch klawikordach na całym świecie, i to pochodzących z Ameryki Południowej, dokąd klawikord zawędrował z misjami. Nie dość więc, że starosądecki klawikord naprowadza nas na ślad krakowskiej szkoły rzemieślniczej, która na przełomie XVI i XVII w. robiła klawikordy według tradycyjnych, starych wzorów, to jeszcze sugeruje pewne związki z określonym typem klawikordu i środowiskami klasztornymi. Chyba dość interesujący materiał, jak na instrument, co do którego nazwy badacze mieli przez lata wątpliwości i nazywali go raz "szpinetem", a raz "organkami", nieprawdaż?

Jakimi walorami atrakcyjnymi dla melomanów nacechowane są utwory z kancjonału Fabiańskiej?
- Są melodyjne, krótkie, miłe w odbiorze. Niekiedy dowcipne, zaskakujące, dziwaczne. Albo zupełnie kiczowate. Albo wzruszające naiwnością, prostotą. Ale są "jakieś".

Dziękuję za rozmowę.

Nagrania Marii Erdman "Złoty wiek klawikordu
w Polsce - album trzypłytowy" można kupić
w Acte Prealable - tel. 022 648 88 38;
e-mail: actepre@wp.pl
"Nasz Dziennik" 2007-05-28

Autor: wa

Tagi: maria erdman