Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Muszę szybciej łapać swój rytm

Treść

Rozmowa z Arturem Nogą, reprezentantem Polski w biegu na 110 m przez płotki
Czuje Pan już dreszczyk emocji przed zbliżającymi się mistrzostwami Europy?
- Na razie jestem zadowolony z pierwszej części sezonu. Podczas mityngu w Eugene pobiłem rekord życiowy wynikiem 13,29 s, z optymalnym wiatrem w plecy 1,6 m/s. Kilka dni wcześniej pobiegłem zresztą szybciej od rekordu Polski (13,20), ale wówczas wiało zbyt mocno i wynik nie został oficjalnie uznany. Teraz trenuję w Spale, mam nadzieję uszczknąć jeszcze trochę ułamków sekund i do mistrzostw przygotować się optymalnie.
Liczby wiele tłumaczą, ale nie wszystko. Czuje Pan, że złapał życiową formę?
- Chyba można zaryzykować takie twierdzenie, skoro pobiłem rekord życiowy. Z drugiej strony czuję, a nawet jestem pewny, że stać mnie na jeszcze więcej. Muszę tylko solidnie i mądrze potrenować, trafić na korzystne warunki i powinienem zejść poniżej 13,20 sekundy. Oczywiście niczego nie obiecam i nie zadeklaruję, nie leży to w mojej naturze. Sport uczy pokory, niejeden mistrz się o tym boleśnie przekonał, dlatego na pewno nie usłyszy pan ode mnie, że w Barcelonie stanę na podium i do tego pobiję rekord kraju. Obiecam tylko, że zrobię wszystko, na co w danym momencie będzie mnie stać.
Po ubiegłym roku, trudnym, naznaczonym zdrowotnymi problemami, w tym jest Pan niezwykle szybki, i do tego regularny. Co pomogło wspiąć się na wyższy poziom?
- Zdrowie. To jest podstawa, w ubiegłym roku miałem problemy, urazy, przez które straciłem m.in. mistrzostwa świata w Berlinie. Teraz wreszcie nie narzekam na żadne dolegliwości, mogłem w spokoju przepracować okres przygotowawczy i skupić się na startach. A jeśli się ma odrobinę talentu, połączoną z ciężkim, solidnym i systematycznym treningiem, to powinno się wykonać ten krok do przodu. Z roku na rok staram się biegać szybciej, mój trener opracował plan, wedle którego postępuję od lat, i efekty są widoczne. Zeszły sezon był ciężki, ale zakończył go bardzo udany start na Pedro's Cup w Szczecinie. Wynik 13,35 nastroił mnie bardzo optymistycznie.
Aby osiągnąć postęp, trzeba wyzwolić pewne rezerwy, co zatem przez ostatnie miesiące udało się Panu poprawić?
- Zwiększyliśmy obciążenia treningowe. Nie był to może jakiś spektakularny skok, ale nie o to chodzi, by nagle, w krótkim czasie, przybrać niesamowitą masę mięśniową. Pewnie byłbym w stanie to zrobić, ale najprawdopodobniej skończyłoby się to źle. Cała tajemnica polega bowiem na tym, by wzrost siły nie wpłynął negatywnie na szybkość i dynamikę. Mam doskonałego trenera - Andrzeja Radiuka, który zwiększając obciążenia na siłowni, automatycznie modyfikuje trening szybkościowy, by tę przerobioną i napakowaną siłę przełożyć na dynamikę i rytm płotkowy, w mojej konkurencji odgrywający kluczową rolę.
Ma Pan dużo lepszą reakcję startową, dużo szybciej dobiega Pan do pierwszego płotka - to efekty pracy nad techniką?
- Tak, to prawda, znacznie poprawiłem dobieg do pierwszego płotka, lepiej reaguję na strzał startera. Do tej pory zbyt szybko się prostowałem, przez co traciłem dystans do rywali. Dużo czasu poświęciliśmy z trenerem na poprawę tego elementu i efekty są widoczne. Wciąż jednak nie potrafię złapać odpowiedniego rytmu między pierwszym a czwartym płotkiem. Tam tkwi spora rezerwa czasowa. Na swój bardzo dynamiczny rytm wchodzę dopiero od czwartego płotka i wtedy zaczynam naprawdę szybkie bieganie. To kwestia pewnych niuansów technicznych, ale jeśli będę szybki już od pierwszego płotka, powinienem uzyskiwać naprawdę doskonałe rezultaty.
Bieg na 110 m przez płotki to konkurencja szalenie widowiskowa, ale i niezwykle trudna. Co decyduje w niej o sukcesie?
- Mnóstwo czynników. Trener Radiuk powtarza mi często, że płotki są jedną z nielicznych konkurencji, w których przez cały rok trzeba utrzymywać na najwyższym poziomie pięć czynników wpływających na wynik: gibkość, szybkość, dynamikę, siłę i wytrzymałość. Można jednak być doskonale przygotowanym i wyćwiczonym, a jednak nie przekładać tego na wymierny rezultat. Potrzebna jest silna psychika, głowa, która pozwala wierzyć w siebie i swoje możliwości. W wielu lekkoatletycznych konkurencjach, szczególnie sprinterskich, dominują znakomici czarnoskórzy zawodnicy, którzy nie tylko zgarniają medale najważniejszych imprez, ale zajmują też wszystkie miejsca w finałach. Mają fantastyczne wrodzone predyspozycje, technikę, luz, płynność ruchów, można patrzeć na nich godzinami i się zachwycać. Biały, teoretycznie, wydaje się być skazany na porażkę z nimi już na starcie. I tu właśnie dochodzimy do spraw związanych z głową i wiarą w siebie. Ja nie mam wobec tych rywali specjalnych kompleksów, nie wychodzę na bieżnię z założeniem, że muszę od razu polec. Walczę, daję z siebie wszystko, nawet gdy obok mnie biegnie mistrz olimpijski czy rekordzista świata. Ba, tym bardziej się mobilizuję, chcąc pokazać, że jestem w stanie z nimi wygrywać. To jest tylko sport, raz się jest lepszym, raz gorszym, jedna, druga porażka jeszcze niczego nie oznacza.
Dwa lata temu błysnął Pan podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie, zajmując znakomite, piąte miejsce w wielkim finale. Jak bardzo od tego czasu się Pan zmienił?
- Osobiście nie odczuwam żadnej różnicy, tak jak dwa czy cztery lata temu staram się uczciwie robić swoje. Pracuję na sto procent, aby biegać jeszcze szybciej. Co prawda więcej osób mnie rozpoznaje, lecz poza tym wszystko zostało tak, jak było, i nie mam zamiaru tego zmieniać.
Na koniec wróćmy na chwilę do mistrzostw Europy w Barcelonie - aby stanąć na podium będzie Pan musiał pobić rekord Polski?
- Myślę, że wynik w okolicach rekordu da podium.
I to będzie Pana cel?
- Pojadę do Barcelony po jak najlepszy rezultat, nie konkretne miejsce. A jeśli pobiegnę tak, jak oczekuję i mam nadzieję, to powinienem koło tego podium się zakręcić. I to tyle w tej kwestii, deklaracji pan ode mnie nie usłyszy. Lepiej być mocnym w nogach niż słowach.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-07-20

Autor: jc