Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Muszę być prezydentem

Treść

Putin nie chce być jastrzębiem. Ale jak Franklin D. Roosevelt i Helmut Kohl chce rządzić długo. W przeciwnym razie - grozi - do Rosji może powrócić kryzys lat 90.

Główne rosyjskie kanały telewizyjne wyemitowały wczoraj wywiad z Władimirem Putinem, nagrany po zjeździe partii Jedna Rosja, na którym ogłoszono start obecnego premiera w wyborach prezydenckich. Obecny lokator Kremla Dmitrij Miedwiediew ma zostać premierem. Putin pytany o tę zamianę stwierdził, że "nigdy nie dążył do tego stanowiska". Powoływał się przy tym na swojego poprzednika - Borysa Jelcyna, i na "wielu zwykłych ludzi, wcale niepodstawionych", którzy go do tego zachęcają.
Obecny premier i niemal na pewno przyszły prezydent wiele mówił o problemach współczesnej Rosji, którym zamierza zaradzić. Zapewniał, że kontynuacja polityki, którą prowadzi razem z Miedwiediewem, jest najlepszym rozwiązaniem dla kraju. Natomiast przeciwnicy powinni udowodnić skuteczność swoich projektów "praktyczną pracą". Putin wielokrotnie wracał do popularnego powiedzenia, że "gorzej już nie będzie". Jego zdaniem, to nieprawda i na dowód tej tezy przywoływał ciężki okres kryzysu końca lat 80. XX wieku, po których nastąpiły "jeszcze gorsze lata 90., prawdziwy rozpad państwa". Według Putina, bardzo łatwo te najgorsze dni mogą powrócić. - Wystarczą dwa-trzy niewłaściwe kroki, a to, co było kiedyś, przyjdzie tak szybko, że nie zdążymy się obejrzeć - mówił.
Rosyjski premier odrzucił oskarżenia o brak demokracji i zastój, jaki sprawia brak wymiany kadrowej. Zapewniał, że właśnie partia Jedna Rosja jest doskonałą platformą dla aktywności obywateli i reprezentacją szerokiego spektrum środowisk społecznych. Obiecywał, że nic nie grozi demokracji. - Musimy wzmacniać fundamentalne struktury naszego systemu politycznego i jego demokratycznych instytucji - stwierdził. W pełni demokratyczny, zdaniem Putina, jest także obecny wyścig do fotela prezydenckiego. - Niektórzy mówią, że jeżeli wasz pokorny sługa pójdzie do tych wyborów, to już żadnego wyboru nie będzie. Może dla nich nie będzie. Ale dla zwykłego obywatela zawsze jest wybór - stwierdził.
Putin zapowiada daleko idącą przebudowę państwa, "stworzenie warunków dla postępującego rozwoju i dywersyfikacji gospodarki na nowych, uwspółcześnionych zasadach" i zapewnia swoich wyborców, że obaj z prezydentem zasługują na zaufanie. - Nie przypominam sobie, żeby w czasach sowieckich liderzy ówczesnego kierownictwa państwa pracowali tak intensywnie, jak pracuję ja czy obecny prezydent Dmitrij Miedwiediew. Oni i nie mogli, i nie wiedzieli, co robić, i woli dostatecznej nie było - chwalił się Putin. Uzasadniając to, że nie dochodzi do wymiany władzy na najwyższym szczeblu, tłumaczył, że trudne czasy bardziej wymagają stałego przywództwa niż zmian. Jako przykłady podał długie rządy Franklina Roosevelta i Helmuta Kohla. Co więcej, Putin stwierdził, że już pięć lat temu mógł zmienić konstytucję, żeby zapewnić sobie nieprzerwane rządy. - Ale ja tego nie zrobiłem. Nie chciałem tego robić pod konkretnego człowieka, pod siebie - tłumaczył.
Tylko jedno z pytań dotyczyło polityki zagranicznej. Putin zdystansował się od nazywania siebie "jastrzębiem". Rosja pod jego kierownictwem ma szukać porozumienia i współpracy ze wszystkimi. - Ale broniliśmy i będziemy aktywnie bronić naszych narodowych interesów. Robiliśmy to dotąd odpowiednio i tak będziemy robić dalej - dodał. Mówiąc o stosunkach z Europą, stwierdził, że Stary Kontynent reprezentuje także wspólne wartości, które podziela Rosja. - Przede wszystkim chrześcijańskie. Nawet ludzie, którzy uważają się za ateistów, na tych chrześcijańskich wartościach wzrastali - mówił rosyjski polityk.
Przez cały czas wyraźnie z sympatią, szacunkiem i lojalnością odnosił się do swojego "zmiennika", a obecnego prezydenta. - On program Jednej Rosji przeniósł z dokumentów i pracy gabinetowej do sfery społecznej świadomości i praktycznego działania - powiedział.

Nasz Dziennik Wtorek, 18 października 2011, Nr 243 (4174)

Autor: au