Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Muszą być konsekwencje

Treść

Z przewodniczącym Klubu Parlamentarnego Ligi Polskich Rodzin Romanem Giertychem rozmawia Mikołaj Wójcik

Panie Przewodniczący, ponad 140 ustaw - jak Państwo zamierzają je uchwalić w ciągu roku? A może to nie jest plan na rok, tylko na dłużej?
- Podpisaliśmy go na 12 miesięcy, ale z opcją przedłużenia. Ja mam nadzieję, że on będzie i na cztery lata. Bo nie jest możliwe, by te ustawy przyjąć w rok.

Czyli pakt stabilizacyjny przetrwa dłużej niż wieszczone przez niektóre media dwa tygodnie?
- Oczywiście, to nie jest nic przejściowego. Według mnie, najważniejszym postanowieniem paktu jest powołanie rady sygnatariuszy, w której skład wchodzą liderzy wszystkich trzech partii. To nie jest pozorowane, chcemy zmienić rzeczywistość.

Senator Stefan Niesiołowski mówi, że to umowa blankietowa i zagraża demokracji, bo nie sposób podpisać się in blanco pod tytułami ponad stu ustaw, nie znając ich treści.
- Trzeba to wszystko przyjmować z pewnym poczuciem realizmu. Przecież wiadomo, że będziemy się spotykać, rozmawiać i uzgadniać. Tu nie ma żadnego dyktatu. A że się denerwuje senator Niesiołowski, to trudno się dziwić. To my, wbrew woli Platformy Obywatelskiej, będziemy współrealizować swój program, a nie oni. Oni nie potrafią nawet przeforsować jednej poprawki do budżetu państwa, więc frustracja jest zrozumiała.

Wróćmy jeszcze do czwartkowych wydarzeń. Był Pan zaskoczony, gdy dziennikarze wychodzili z sali, zamiast do niej wchodzić?
- Zacznijmy od tego, że mieliśmy wielkie kłopoty z dostaniem się do tej sali, bo dziennikarze nas tratowali. Gdyby nie oficer Biura Ochrony Rządu chroniący pana Kaczyńskiego, to mogłoby nam się to nie udać, a przecież ja do ułomków nie należę. Czułem się dziwnie. Zaprosiliśmy przedstawicieli mediów na konferencję prasową - podkreślam, że zaprosiliśmy, bo to my byliśmy gospodarzami spotkania - a w odpowiedzi słyszeliśmy gwizdy, okrzyki "hańba" czy "skandal". Jedynym skandalem tego dnia było zachowanie niektórych przedstawicieli mediów, którzy są w Sejmie gośćmi, choć niejednokrotnie czują się inaczej.

Prezes Jarosław Kaczyński zapowiada wyciągnięcie konsekwencji wobec niektórych dziennikarzy. Na czym miałyby one polegać?
- Osoby, które nas znieważały, powinny ponieść konsekwencje. Każdy ma prawo do komentarza, każdy do swojej opinii. Ale nie może się to odbywać w sposób zakłócający konferencję. To niedopuszczalne i marszałek Sejmu musi coś w tej sprawie zrobić.

Odpowiedź dziennikarzy jest taka, że poczuli się oszukani, bo oto w innej sali i tylko dla wybranych mediów umowa została już podpisana.
- To nieporozumienie. Nie podpisaliśmy tam żadnej umowy. W obecności posłów z naszych ugrupowań zakończyliśmy część negocjacyjną, parafując, czyli potwierdzając, zgodność przygotowanych tekstów. TV TRWAM chciała tam być, nikt inny nie wyrażał takiej chęci. A poza tym, niejednokrotnie przed zwołanymi przez Ligę konferencjami prasowymi występowałem na żywo w telewizji TVN, opowiadając, co się wydarzy, i jakoś nikt nie protestował. Bo niby co w tym takiego bulwersującego?

A co z zarzutem, że wszystko było po to, by tak naprawdę na konferencji o 17.30 nie padły żadne pytania dotyczące paktu?
- My na takie pytania przecież chętnie odpowiadamy, więc to jakiś absurdalny zarzut.

Dziękuję za rozmowę.

"Nasz Dziennik" 2006-02-04

Autor: mj