Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mubarak musi odejść

Treść

Szóstego dnia demonstracji w Egipcie zmierzających do usunięcia prezydenta Hosniego Mubaraka, sprawującego ten urząd już od 30 lat, poziom przemocy na ulicach największych miast stale rośnie. Starcia ze służbami porządkowymi są coraz bardziej krwawe, szacuje się, że od dnia rozpoczęcia protestów zginęło co najmniej 100 osób. Z zamieszania korzystają przede wszystkim złodzieje, którzy rabują sklepy i opuszczone domy, wykorzystując zamieszki między obywatelami a policją. W wyniku rozruchów z jednego z więzień w Wadi an-Natrun, ok. 100 km na północ od egipskiej stolicy, Kairu, uciekło kilka tysięcy skazanych.
Walki między protestującymi a policją toczyły się głównie w nocy. Wczorajszego poranka ulice większości miast były opustoszałe, można było na nich zobaczyć jedynie oddziały żołnierzy pilnujących niektórych budynków rządowych. Później jednak ok. 3 tys. osób zgromadziło się na placu Tahir w Kairze, który po odbiciu go z rąk policji stał się centralnym punktem spotkań demonstrantów. Opozycja podkreśla, że poprzez manifestacje chce wyrazić swój sprzeciw wobec panującego w kraju ubóstwa, represji, rosnących cen oraz korupcji. "Lud chce upadku Mubaraka!" - krzyczeli wczoraj manifestanci. "Hosni Mubaraku, Omarze Suleimanie, obydwaj jesteście amerykańskimi agentami!" - wznosili okrzyki pod adresem prezydenta i nowo mianowanego na jego zastępcę, czyli szefa egipskiego wywiadu, Omara Suleimana. Stanowisko to obsadzone zostało po raz pierwszy za kadencji Mubaraka, tzn. od 1981 roku. Część komentatorów twierdzi, że ta desygnacja ma być swoistym przekazaniem władzy przez głowę państwa na ręce zaufanego człowieka. Wcześniej prezydent ogłosił dymisję rządu i zapowiedział sformowanie nowego w ciągu kilkunastu godzin. Misję tworzenia Rady Ministrów powierzył Ahmedowi Mohammedowi Szafikowi, dotychczasowemu ministrowi lotnictwa cywilnego. Demonstrantów nie satysfakcjonuje taka powierzchowna zmiana, wobec czego domagają się ustąpienia głowy państwa. "Mubarak, Mubarak, samolot czeka" - wzywali do opuszczenia ojczyzny prezydenta. Takiego samego zdania jest nieformalny lider opozycji Mohamed El Baradei. - Prezydent Egiptu Hosni Mubarak musi odejść - powiedział w wywiadzie dla francuskiej telewizji France 24. - Prezydent Mubarak nie zrozumiał informacji przekazanej przez egipski naród. Protesty będą trwały ze wzmożoną siłą aż do upadku reżimu - podkreślił były szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Starając się uspokoić z kolei muzułmańską część opozycjonistów, prezydent Mubarak wystąpił z propozycją, by w nowym jego rządzie zasiadły osoby z uznawanego dotąd za nielegalne Bractwa Muzułmańskiego. Islamiści jednak natychmiast odrzucili tę propozycję.
Zamieszki wykorzystują przede wszystkim rabusie, którzy mieszając się w tłum protestujących, napadają na sklepy, banki, supermarkety, zakłady jubilerskie oraz biura placówek rządowych. Część obywateli, podkreślając, że obecnie policja nie jest w stanie ich obronić, organizują się w grupy, które strzegą w nocy osiedli mieszkalnych. Mieszkańcy tworzą blokady, uzbrojeni w pałki i łańcuchy czuwają całą noc, starając się chronić swoje rodziny. Godzina policyjna nie jest w ogóle przestrzegana. Złodzieje włamali się m.in. do kairskiego muzeum i uszkodzili dwa wyjątkowo cenne eksponaty mumii z czasów faraonów.
Jak podkreślają obserwatorzy przebywający w Egipcie, zmiana władzy w tym kraju może nie odbyć się tak sprawnie, jak choćby w Tunezji. Zachowanie zarówno policji, jak i wojska pokazuje bowiem, że Mubarak ma wciąż silne poparcie tych dwóch najsilniejszych resortów. Czołgi oraz oddziały żołnierzy pilnują wciąż dostępu do banków oraz np. do ministerstwa spraw wewnętrznych. Żołnierze jednak nie otwierają ognia do demonstrantów. Korespondenci informują, że niejednokrotnie są świadkami wręcz surrealistycznych scen, kiedy to np. biura Hosniego Mubaraka broni czołg pokryty całkowicie antyprezydenckimi graffiti: "Precz z Mubarakiem. Precz z despotą. Precz ze zdrajcą. Faraonie, wynocha z Egiptu". Część obywateli wyraża nadzieję, że wojsko nie będzie uparcie broniło znienawidzonego prezydenta, zapobiegnie dalszemu rozlewowi krwi i zaprowadzi porządek w kraju. Prezydent Mubarak, obawiając się utraty poparcia wojskowych, złożył wizytę w kwaterze głównej sił zbrojnych i spotkał się z najwyższą kadrą wojskową.
Mimo że niedziela jest w Egipcie dniem pracującym, wszystkie banki i instytucje finansowe decyzją banku centralnego były wczoraj zamknięte. Najprawdopodobniej taki stan utrzyma się także w najbliższych dniach. Rozruchy bardzo dotkliwie odbiły się także na przemyśle turystycznym. Władze Stanów Zjednoczonych zaoferowały wszystkim swoim obywatelom przebywającym na terenie Egiptu loty ewakuacyjne do Europy, w momencie kiedy tylko poczuliby się zagrożeni. Swoich obywateli ewakuować zamierzają także Włochy i Turcja.
Władze w Kairze zadecydowały również o wstrzymaniu nadawania przez stację Al-Dżazira, która przeprowadzała relacje na żywo z miejsc wydarzeń w miastach Egiptu, a także innych państw arabskich, gdzie dochodziło do podobnych starć. Wcześniej odcięto też możliwość korzystania z internetu i zablokowano wszystkie sieci telefonii komórkowej, aby ograniczyć możliwości opozycji do sprawnego i szybkiego organizowania się. Zamieszki, do jakich doszło w Egipcie, a wcześniej w Tunezji, wywołały falę podobnych protestów w państwach Afryki oraz na Bliskim Wschodzie. Ostatnie doniesienia mówią o pobiciu i aresztowaniu kilkunastu osób w stolicy Sudanu - Chartumie, po tym jak zainspirowani wydarzeniami w Kairze domagali się rezygnacji rządu. Wcześniej do podobnych manifestacji doszło także w Jordanii i Jemenie.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2011-01-31

Autor: jc