Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Może zabraknąć gazu dla przemysłu

Treść

Z Michałem Szubskim, prezesem Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa SA, rozmawia Mariusz Bober
Tego roku jesień zaczyna przypominać zimę. PGNiG może zabraknąć gazu w tym sezonie. Będziemy mieli czym ogrzewać domy?
- Pomimo spadku temperatur gaz płynie do naszych klientów bez ograniczeń. I tak będzie w przypadku wszystkich tych odbiorców, którzy używają gazu do ogrzewania czy gotowania. Dotyczy to zarówno klientów indywidualnych, jak również instytucji, czyli szkół, przedszkoli, szpitali itd. Ale rzeczywiście z powodu niezrealizowania od początku tego roku dostaw gazu przez spółkę RosUkrEnergo mamy niedobór tego surowca. I jeśli nie uda się podpisać kontraktu na dodatkowe dostawy, to prawdopodobny jest wariant ograniczeń w dostawach gazu dla przemysłu.
Tej zimy Ukraina zamierza "kłócić się" z Rosją o wysokość opłat tranzytowych za gaz przesyłany przez swoje terytorium, co oznaczałoby kolejne przerwy w dostawach dla Europy. Czy PGNiG jest przygotowane na taki wariant?
- Sytuacje kryzysowe z przełomu 2008 i 2009 roku, a także wcześniejsze z 2006 roku pokazały, że PGNiG jest na to przygotowane i jest w stanie zabezpieczyć dostawy do swoich klientów. W wyjątkowych przypadkach część klientów przemysłowych może otrzymać zmniejszone dostawy.
A może problem rozwiąże... kryzys. Niektórzy twierdzą, że tej zimy, głównie z powodu kryzysu gospodarczego, spadnie zużycie gazu i niepotrzebne będą dodatkowe dostawy...
- Zapotrzebowanie będzie najprawdopodobniej mniejsze, ale na pytanie, o jaką ilość - odpowie tak naprawdę... zima. W zależności od tego, kiedy się zacznie i jak będzie mroźna. Trzeba pamiętać, że w Polsce zimą zużywa się trzy razy więcej gazu niż latem. Jako prezes PGNiG SA wolałbym być przygotowany na wariant, iż zima będzie długa, wietrzna i mroźna. Dlatego staramy się zakontraktować dodatkowe ilości gazu.
Kiedy odbędą się negocjacje z Gazpromem w sprawie dostaw? Kontrakt krótkoterminowy wygasł miesiąc temu.
- Rozmowy na poziomie korporacyjnym, czyli pomiędzy PGNiG a Gazpromem, są pochodną negocjacji międzyrządowych i prowadzone są od wiosny. Pomimo że rozmowy te nie są łatwe, uważam, że istnieje szansa na wypracowanie takiego porozumienia, które będzie satysfakcjonowało obie strony. Niedawno rozmawialiśmy na ten temat z przedstawicielami Gazpromu, kilka dni temu wysłaliśmy pismo do Gazpromu z naszymi propozycjami. Czekamy na odpowiedź.
A tymczasem temperatura powietrza w Polsce znacznie spadła. Jak w tej sytuacji PGNiG zamierza zrealizować zwiększone zapotrzebowanie na gaz?
- Najważniejsze jest to, że sezon grzewczy rozpoczynamy z pełnymi magazynami. Ich napełnienie było możliwe m.in. dzięki tzw. kontraktowi letniemu z Gazpromem, który udało się nam podpisać w czerwcu. A proszę pamiętać, że jeszcze kilka miesięcy temu nie było to takie oczywiste.
Ale czy sięgnięcie już na początku sezonu grzewczego do magazynów nie grozi zbytnim uszczupleniem zapasów?
- W obecnej sytuacji powinniśmy oczywiście oszczędzać magazyny, właśnie na wypadek niepodpisania dodatkowego kontraktu albo na wypadek powtórki kryzysu w dostawach gazu między Rosją a Ukrainą. Jeśli się to nie uda i zapasy z magazynów nie wystarczą, trzeba będzie ograniczyć dostawy dla odbiorców przemysłowych. Jest to oczywiście czarny scenariusz. Czy tak będzie? Trudno dziś na to pytanie odpowiedzieć jednoznacznie, bo jest zbyt wiele czynników, których nie da się przewidzieć. Może jednak uda się zawrzeć dodatkowy kontrakt na dostawy choćby 500 mln m sześc. gazu, które pozwolą nam spokojnie funkcjonować w okresie zimowym.
Takie ilości gazu chyba można już przesłać gazociągiem w Lasowie, który łączy nas z Niemcami, a przecież wkrótce ma powstać drugi koło Szczecina.
- Przez Lasów odbieramy ok. 1 mld m sześc. gazu rocznie z kierunku zachodniego i więcej już się nie da, dopóki nie zakończy się jego rozbudowa. Problem w tym, że jest to na razie jedyne połączenie z unijnym systemem gazowniczym. Dlatego budowa interkonektorów jest konieczna. Będą one potrzebne również po to, aby w przyszłości móc sprzedawać ewentualne nadwyżki surowca. Nasza sytuacja poprawi się około 2011 roku, wówczas powinna być zwiększona przepustowość gazociągu w Lasowie koło Zgorzelca i powstać połączenie z Czechami. Docelowo powinniśmy mieć połączenie także ze Słowacją oraz dodatkowy interkonektor na zachodniej granicy. Każde z tych połączeń powinno mieć przepustowość co najmniej 1 mld m sześciennych.
Niektórzy twierdzą, że kontrakt jamalski przewiduje, iż w przyszłym roku Gazprom i tak ma zwiększyć dostawy gazu o blisko 1 mld m sześc., czyli mniej więcej o tyle, ile teraz chce kupić PGNiG. W takim razie po co nam dodatkowa krótkoterminowa umowa?
- Nie polemizując z tym, kto i co mówił w mediach w ostatnich miesiącach, chciałbym poinformować, iż nie jest prawdą, że w 2010 roku przysługuje nam z kontraktu jamalskiego dodatkowy miliard metrów sześciennych gazu w stosunku do ilości zakontraktowanych i realizowanych w 2009 roku. A dodatkowa umowa potrzebna jest po to, aby wypełnić brakujące ilości gazu z tytułu umowy niezrealizowanej przez RosUkrEnergo. Dla przypomnienia, kontrakt zakładał dostawę 2,3 mld m sześc. gazu rocznie.
Umowa z RosUkrEnergo zawierana była na 3 lata. Z Gazpromem byłaby podpisana na ten sam okres?
- Może to być umowa wieloletnia lub np. aneks do kontraktu jamalskiego, to już zależy od rozmów międzyrządowych. Uważam, że ta umowa powinna być zawarta na wiele lat, a nie tak, jak jest dziś, iż kontrakty są podpisywane na 2, 3, do 5 lat, a następnie zrywane, bo zawierane są z mało wiarygodnymi pośrednikami. Dlatego co roku borykamy się z problemami dostaw dodatkowych ilości gazu - obok kontraktu jamalskiego. Ponadto taka umowa powinna być podpisana z producentem surowca, a nie z pośrednikami.
Czyli wieloletnia umowa z Rosją?
- Jeżeli mówimy o dostawach z kierunku wschodniego - to tak.
Na jaką ilość?
- Tego oczywiście w tej chwili nie mogę powiedzieć.
Nowa umowa z Gazpromem nie zagrozi budowie terminala LNG w Świnoujściu? Przecież możemy mieć za dużo gazu, co uczyni tę inwestycję bezsensowną...
- Mamy wszystko policzone w naszym bilansie. Przedstawialiśmy wielokrotnie propozycje bilansu gazowego do roku 2015 i na kolejne lata, w którym rośnie udział surowca importowanego z kierunków innych niż rosyjski do ok. 30 procent. Ponadto chcemy utrzymać 30-procentowe wydobycie krajowe, ale i tak 40 proc. surowca nadal będziemy kupować z Rosji. Trzeba zaś pamiętać, że jeśli terminal LNG ma pełnić rolę zabezpieczenia przed przerwami w dostawach np. przez Ukrainę (tamtejszy system gazociągów jest w katastrofalnym stanie i wkrótce ten problem trzeba będzie rozwiązać także przy udziale Unii Europejskiej i Rosji), Białoruś czy przed innymi problemami politycznymi lub technicznymi, to musi mieć co najmniej 30-40 proc. wolnej mocy, żeby można było uzupełnić ewentualne braki w dostawach. Więc kontrakt, o którym mówiłem, wcale nie blokuje nam dostaw z innych kierunków.
Także wówczas, jeśli zostanie jednak zbudowany gazociąg Baltic Pipe łączący nas ze skandynawskim systemem rurociągów, przez który mamy tłoczyć gaz z pól zakupionych przez PGNiG na Morzu Norweskim?
- Również wtedy. Zakładamy bowiem, że zużycie gazu będzie w Polsce wzrastało. Zgodnie z prognozami za kilka lat Polska będzie zużywać rocznie ok. 18 mld m sześc. gazu. PGNiG jest zobowiązane pokryć ten popyt. Trzeba też pamiętać, że w 2015 roku pojemność podziemnych magazynów gazu wzrośnie do 3,8 mld m sześciennych. Poza tym mając do wyboru: borykanie się z nieustającym deficytem i wystąpienie pewnej nadpodaży, zdecydowanie wolę drugi wariant. Terminal LNG w Świnoujściu będzie dopiero za 5 lat. Jeśli nie zawrzemy teraz stabilnej umowy, to co roku będziemy zdani na kolejne trudne negocjacje.
Co w takim razie ze zmniejszeniem zależności Polski od Rosji? Kilka lat temu wynegocjowaliśmy zmianę niekorzystnego kontraktu z Gazpromem, a teraz znów mamy zacieśniać więzy z tym dostawcą?
- W 2003 roku renegocjowaliśmy kontrakt jamalski, zmniejszając dostawy z Gazpromu, ale nie zrobiliśmy nic, żeby poprawić naszą sytuację. Bo ani nie zapewniliśmy dodatkowych dostaw z innego kierunku, ani nie zbudowaliśmy magazynów, ani połączeń transgranicznych. Dlatego właśnie do dziś co 2, 3 lata borykamy się z brakiem surowca, by zamknąć bilans. Gdy zaś przychodzą Rosjanie i załatwiają swoje interesy, mówimy, że nas szantażują, a przecież sami postawiliśmy się w takiej niekorzystnej sytuacji. Moim zdaniem, długoterminowy kontrakt z producentem daje mu znacznie mniej możliwości, by nas okresowo przyciskać do ściany, niż wówczas, gdy co 2, 3 lata mamy deficyt, którego nie ma czym pokryć. W takiej sytuacji wystarczy, że ktoś na Wschodzie powie: "Ten pan już nie będzie dostarczał naszego gazu", i wracamy do stołu negocjacyjnego, bo wszyscy wiedzą, że koniecznie potrzebujemy dodatkowych dostaw.
W takim razie czego teraz będzie żądać Gazprom za ekstradostawy? Tylko przejęcia kontroli nad polsko-rosyjską spółką EuRoPol Gaz? Premier Władimir Putin zażądał równych udziałów w tej firmie PGNiG i Gazpromu, a co za tym idzie - wykluczenia spółki Gaz Trading z EuRoPol Gazu.
- To nieprawda, że przy równym podziale akcji Gazprom przejąłby kontrolę nad EuRoPol Gazem. Statut spółki przewiduje, iż decyzje muszą być tam podejmowane większością głosów, ale pod warunkiem, że Gazprom i PGNiG głosują jednomyślnie, więc to w praktyce oznacza, że obie strony musiałyby się dogadać.
Co Pana firma zrobi w tej sytuacji? PGNiG ma 43,4 proc. udziałów w Gaz Trading, a więc także najwięcej do powiedzenia w tej firmie. Znaleziono już sposób na wykluczenie z niej Bartimpeksu?
- Także statut tej spółki przewiduje podejmowanie decyzji większością trzech czwartych głosów, więc nawet dwóch akcjonariuszy nie jest w stanie przeforsować swoich decyzji (Gazprom Export ma 16 proc. akcji). Zatem tak naprawdę aktywa Gaz Trading są puste.
Dlaczego więc strona rosyjska domaga się wykluczenia Gaz Trading z EuRoPol Gazu?
- Minęło już sporo czasu od powstania spółki EuRoPol Gaz i coraz mniej osób pamięta, że to właśnie strona rosyjska zaproponowała na początku lat 90. utworzenie Gaz Trading. Powodem tego był, jak wiadomo, stan naszego prawa, które wówczas rozumiano w taki sposób, że musi być trzech akcjonariuszy spółki. Ale dziś jest już zmieniony kodeks spółek handlowych i wiemy, że może być mniej niż trzech udziałowców spółki.
Czyli jeśli - tradycyjnie - Rosjanie pokłócą się z Ukrainą o ceny gazu, nowy rok przywitamy bez błękitnego paliwa?
- Ufamy, iż wydarzenia z początku bieżącego roku i z lat ubiegłych się nie powtórzą. W dobie kryzysu światowego dbałość o wizerunek nabiera szczególnego znaczenia. Jednak w przypadku powtórki tych wydarzeń zagrożony jest strumień dostaw wyłącznie z kierunku ukraińskiego. Pozostałe punkty wejścia do systemu polskiego na wschodniej granicy są na Białorusi.
Dziękuję za rozmowę.
"Nasz Dziennik" 2009-10-24

Autor: wa