Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Może Kowalczyk, może Małysz...

Treść

Niespełna pięćdziesięciu polskich sportowców weźmie udział w zimowych igrzyskach olimpijskich, które 10 lutego rozpoczną się w Turynie. Najliczniejszą grupę stanowią biathloniści, sporą skoczkowie narciarscy i snowboardziści. Choć dziś trudno konkretnie i bez obaw o pomyłkę prognozować na temat szans naszych reprezentantów, ciężko oprzeć się wrażeniu, że tym razem wielkich nadziei mieć nie możemy. Medal wydaje się być w sferze marzeń, sukcesem będą miejsca w czołowej ósemce.

Małysz - "szukający formy"
Przed igrzyskami w Salt Lake City (2002) mieliśmy jednego "murowanego" kandydata do podium. Ba, byliśmy niemal pewni, że jeśli nie dwa razy, to przynajmniej raz stanie na najwyższym jego stopniu. Mowa oczywiście o Adamie Małyszu. Nasz mistrz zdobył dwa medale: srebrny i brązowy, co niektórzy przyjęli z... zawodem. Dziś już chyba nikt nie ma wątpliwości, że był to sukces wyjątkowy i wielki. W połowie stycznia 2006 r., niespełna cztery lata po Salt Lake City, myśl o powtórce wyczynów pana Adama jawi się jako szczyt marzeń. Niestety, mało realny.
Tradycyjnie już medalowych nadziei upatrywaliśmy jednak i teraz w osobie Małysza. Dobre wyniki obiecywał trener Heinz Kuttin, zresztą Austriak został zatrudniony przede wszystkim po to, by doprowadzić naszego skoczka do olimpijskiego podium. Jak wszystko wygląda, wszyscy doskonale wiemy. Małysz spisuje się słabo, ani raz w sezonie nie zajął miejsca w czołowej trójce Pucharu Świata, przeżywa frustracje, rozpaczliwie szuka formy i przyczyn takiego stanu rzeczy. Kuttin się miota, popełnia błędy i sprawia wrażenie człowieka, dla którego praca z reprezentacją Polski jest karą, a nie zaszczytem. Do igrzysk pozostał niespełna miesiąc. Czy przez ten czas Małysz i jego koledzy z kadry (Robert Mateja, Marcin Bachleda, Stefan Hula, Kamil Stoch i Rafał Śliż) zdołają uzyskać dobrą formę, która pozwoli z optymizmem czekać na ich występ? Oby! Serce wierzy, że tak będzie, rozum podpowiada coś innego. Ale wiara góry przenosi...
Skoczkowie często powtarzają, że forma jak nagle znika, tak nagle potrafi się pojawić. - Wstajesz rano i skaczesz rewelacyjnie - mówią. To scenariusz, pod którym wszyscy chcielibyśmy się podpisać obiema rękami. Ale czy realny?

Nadzieja w Justynie Kowalczyk
Jeśli nie Małysz, to kto? Justyna Kowalczyk! Nasza biegaczka narciarska to jeden z największych, jeśli nie największy talent w tej konkurencji na świecie, krok po kroku pnący się w górę, doskonalący swe umiejętności. Po trudnym okresie dyskwalifikacji (była podejrzana o doping, oczyściła się z zarzutów - niedozwolone substancje przyjmowała w celach leczniczych) pod koniec grudnia ubiegłego roku wróciła na trasy i to w życiowej formie! Po raz pierwszy w karierze stanęła na podium Pucharu Świata i to we wspaniałym stylu. I choć sama zarzeka się, że do olimpijskich faworytek nie należy, jest naszą największą nadzieją na medal w Turynie. Jeśli zdrowie dopisze, nie wydarzy się nic niespodziewanego, wytrzyma napięcie i stres - może być na podium! O dobre lokaty powinni walczyć i jej koledzy po fachu - Janusz Krężelok (w dziesiątce) i Maciej Kreczmer (szesnastka).
Jeszcze niedawno faworyta do miejsca w czołówce (ba, po cichu myśleliśmy i o medalu) upatrywaliśmy w biathloniście, Tomaszu Sikorze. Podstawy do takich opinii dawały sukcesy z minionych lat i dobra postawa pana Tomasza w pierwszych zawodach Pucharu Świata w obecnym sezonie. Z biegiem czasu było jednak gorzej, ostatnie pucharowe zawody w wykonaniu Sikory były już słabe. Miejsca w trzeciej dziesiątce nikogo nie zadowoliły, wręcz przeciwnie. Były mistrz świata jest jednak zawodnikiem doświadczonym, świadomym swej wartości i posiadającym tak duże umiejętności, że w Turynie powinien pokazać się z dobrej strony. Czołowa dziesiątka to plan minimum, na który go stać. Podobnie zresztą jak i Magdalenę Gwizdoń, która już nieraz udowodniła, że może jak równa walczyć z najlepszymi biathlonistkami świata. Medal (Sikory) zdaje się być jednak już poza zasięgiem.

Sukces? To dziesiątka
Do Włoch pojedzie liczna reprezentacja snowboardzistów, w której jest kilku utalentowanych i zdolnych zawodników. Mowa przede wszystkim o Paulinie Ligockiej, która w tym sezonie była nawet druga w Pucharze Świata w konkurencji halfpipe. Sama zawodniczka zachowuje spokój, nie chce obiecywać dobrych wyników, choć nie da się ukryć, że na takie w skrytości liczy. Podobnie my. Słabiej niż oczekiwaliśmy spisuje się w tym sezonie nasza najsłynniejsza snowboardzistka, Jagna Marczułajtis, która rzadko plasuje się w czołowej dziesiątce PŚ. Teraz testuje nowe deski - ponoć zdecydowanie szybsze i stabilniejsze niż dotąd używane.
Z uwagą przypatrywać się będziemy występowi polskich łyżwiarzy szybkich. Rutynowany Paweł Zygmunt, Katarzyna Wójcicka czy młody, ale niezwykle zdolny Konrad Niedźwiedzki mogą być widoczni na olimpijskim torze. Nikt nie chce składać żadnych deklaracji, ale Polacy myślą o lokatach w czołowej dziesiątce (Zygmunt) czy szesnastce (Niedźwiedzki, Wójcicka).
W szóstce-ósemce zmagania chcieliby ukończyć nasi jedynacy w łyżwiarstwie figurowym Dorota Zagórska i Mariusz Siudek. To lokata na miarę możliwości, trudno spodziewać się czegoś więcej. Nie można też liczyć na to, że nawiążą walkę z najlepszymi nasze alpejki, bobsleiści i saneczkarze. Przed sezonem o piętnastce marzyła alpejka Katarzyna Karasińska, ale w obecnej edycji Pucharu Świata ani razu nie zbliżyła się nawet do tej pozycji. Ba, ani razu nie zdołała zakwalifikować się do drugiego przejazdu, czyli awansować do trzydziestki. Czy możemy zatem liczyć, że na igrzyskach uda się zrealizować plany i marzenia? Być może zmagania w dziesiątce-dwunastce uda się ukończyć utalentowanej saneczkarce Ewelinie Staszulonek oraz czwórce bobslejowej: Dawid Kupczyk, Michał Zblewski, Mariusz Latkowski i Marcin Płacheta.
Do Turynu pojedzie 44 reprezentantów Polski. Zostali oni wyłonieni spośród blisko 200-osobowej grupy, która walczyła o olimpijskie paszporty od czterech lat. Biało-Czerwoni rywalizować będą w biathlonie, łyżwiarstwie figurowym i szybkim, short tracku, skokach i biegach narciarskich, narciarstwie alpejskim, bobslejach, saneczkarstwie i snowboardzie. Przed nikim nie postawiono konkretnego celu. Polacy mają jednak poprawić 21. lokatę w klasyfikacji punktowej, jaką wywalczyli w Salt Lake City.
Piotr Skrobisz

"Nasz Dziennik" 2006-01-19

Autor: mj