Mourinho pamięta...
Treść
José Mourinho wreszcie jest w swoim żywiole. Portugalski trener Interu Mediolan zbiera zewsząd gratulacje i zachwyty za występ swoich podopiecznych w półfinale Ligi Mistrzów; za wynik (3:1 z samą Barceloną) i styl - jak z marzeń.
Wczorajsza włoska prasa prześcigała się w wymyślaniu coraz bardziej patetycznych i ekspresyjnych epitetów oddających niezapomniany wieczór na San Siro. W zasadzie trudno się jej dziwić, bo zawodnicy Mourinho zagrali doskonale, skutecznie paraliżując największe aktywa Barcelony. Tej samej Barcelony, która zazwyczaj zachwycała i poniżała każdego napotkanego przeciwnika. We wtorek było inaczej, bo Inter znalazł na nią sposób. - Zagraliśmy doskonale. Z małego zespołu w Lidze Mistrzów urośliśmy do rangi ekipy, która może wygrywać w Europie. Jesteśmy grupą, jesteśmy zjednoczeni, mamy swoje marzenia i pomysły na to, jak je zrealizować - mówił po meczu Portugalczyk. "The Special One" nie chciał jednak deklarować, że jego drużyna na pewno zagra w finale, że w rewanżu zaliczkę obroni. "Barcę" po raz kolejny nazwał drużyną niewiarygodną, zdolną do wszystkiego. Mourinho zwrócił jednak uwagę na ważny szczegół - zachowanie rywali w drodze do szatni, ich pretensje do sędziego zgodnie uznanego w Katalonii za jednego z głównych winowajców niepowodzenia. Fakt, uznał gola Diega Milita ze spalonego, ale... - Ale najwyraźniej Hiszpanie mają słabą pamięć. Ja nie mogę zapomnieć, jak przed rokiem piłkarze "mojej" Chelsea płakali skrzywdzeni przez arbitra w półfinale właśnie z Barceloną - przypomniał Portugalczyk. Rewanż w przyszłym tygodniu zapowiada się ekscytująco.
Pisk
Nasz Dziennik 2010-04-22
Autor: jc