Moskwa dąży do rozpadu Gruzji
Treść
Rada Federacji, wyższa izba parlamentu Rosji, oraz Duma Państwowa (izba niższa) uchwaliły wczoraj apel do prezydenta Dmitrija Miedwiediewa o uznanie niepodległości Osetii Południowej i Abchazji - dwóch zbuntowanych prowincji Gruzji. W posiedzeniu Rady Federacji uczestniczyli prezydenci Osetii Południowej i Abchazji - Eduard Kokojty i Siergiej Bagapsz. Gruzińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oświadczyło wczoraj, że apel rosyjskiego parlamentu do prezydenta Dmitrija Miedwiediewa o uznanie niepodległości dwóch zbuntowanych gruzińskich republik to kontynuacja "agresji" wobec sąsiada.
- Uznajemy tę decyzję za kolejny krok w walce Rosji z gruzińską suwerennością. Jeśli zaakceptuje ją rosyjski prezydent, będzie to kontynuacja rosyjskiej agresji przeciwko Gruzji i poważne naruszenie prawa międzynarodowego - oświadczył gruziński wiceminister spraw zagranicznych Giga Bokeria.
Decyzja senatorów zapadła jednomyślnie. Izba wyższa zdecydowała też o wysłaniu w rejon konfliktu gruzińsko-abchaskiego i gruzińsko-południowoosetyjskiego dodatkowego kontyngentu tzw. sił pokojowych. Rada Federacji podkreśliła, że fakt, iż Gruzja odmówiła podpisania z obiema republikami porozumień o niestosowaniu siły, dokonana przez nią w sierpniu "agresja", "pozbawiają gruzińskie kierownictwo prawa do pretendowania, by narody Osetii Płd. i Abchazji były uzależnione od jego awanturniczej polityki, która doprowadziła do katastrofy humanitarnej". Argumentując za przyjęciem dokumentu, przewodniczący Mironow stwierdził przewrotnie, że "narody" obu nieuznawanych republik "mają wszelkie prawa, by uzyskać niepodległość". - Chodzi przede wszystkim o międzynarodowe prawo narodów do samostanowienia - tłumaczył.
Prezydent Osetii Południowej Eduard Kokojty przypomniał, że "naród południowoosetyjski niejednokrotnie opowiadał się za niepodległością", a władze kilkakrotnie zwracały się do Rosji o uznanie republiki za niezawisłe państwo. Z kolei prezydent Abchazji Siergiej Bagapsz oznajmił, że Abchazja i Osetia Płd. nigdy nie będą wchodziły w skład terytorium Gruzji.
Zdaniem ekspertów nie można mówić ani o narodzie abchaskim, ani południowoosetyjskim, gdyż separatyści rekrutują się głównie ze struktur KGB i GRU. Natomiast terytoria obu zbuntowanych republik stanowią część Gruzji. Jednocześnie przyczyny rosyjskiego stanowiska eksperci upatrują w secesji Kosowa. Ich zdaniem, stworzyła ona precedens, który Moskwa obecnie wykorzystuje.
- Dla nas jest to nie do przyjęcia. Rosja musi uszanować integralność terytorialną i suwerenność Gruzji - skomentował uchwałę rosyjskiego parlamentu rzecznik Departamentu Stanu USA Robert Wood.
W obu republikach odbyły się już referenda niepodległościowe: w Abchazji - w 1999 roku, a Osetii Południowej - w 2006 roku. Jednakże żaden kraj nie uznał ich wyników za prawomocne.
Tymczasem zastępca dowódcy sztabu generalnego rosyjskich sił zbrojnych Anatolij Nogowicyn poinformował wczoraj, że Rosja będzie prowadzić regularne inspekcje towarów przechodzących przez gruziński port Poti. Argumentował, że rosyjscy żołnierze mają do tego prawo w ramach mandatu sił pokojowych. Rosjanie najwyraźniej obawiają się ewentualnych dostaw broni. Chcą też mieć kontrolę nad przeładowywaną w porcie ropą, dostarczaną drogą kolejową z Azerbejdżanu. Gruzińskie MSW poinformowało wczoraj, iż rosyjski patrol zarekwirował w terminalu morskim Poti komputery i kserokopiarki.
Anna Ludwig, PAP
"Nasz Dziennik" 2008-08-26
Autor: wa