Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Moskwa: Ciastek z Mińska nie chcemy

Treść

Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka oskarża Gazprom o wytoczenie jego krajowi "wojny gazowej". W drugim dniu kryzysu gazowego na linii Moskwa - Mińsk władze Kremla zdecydowały o kolejnym ograniczeniu dostaw tego surowca na Białoruś, tym razem o 30 procent. W odpowiedzi Łukaszenka zadeklarował, że wstrzymuje całkowicie tranzyt błękitnego paliwa na zachód Europy.
Gazprom domaga się spłaty zadłużenia za gaz wynoszącego 192 mln dolarów. Jest to kwota, jaką - zdaniem Moskwy - Białoruś powinna zapłacić za dostarczanie surowca przez pierwsze pięć miesięcy br. W poniedziałek gazowy koncern zapowiedział cięcia w dostawach na poziomie 15 proc. i zagroził konsekwentnym zwiększaniem ograniczeń aż do poziomu 85 procent. Swoją groźbę spełnił już następnego dnia, przykręcając kurek dla Mińska o blisko 1/3 dotychczasowych dostaw.
W odpowiedzi prezydent Białorusi stwierdził, że to Gazprom jest winny jego krajowi w sumie ponad 70 mln dolarów. Rosyjskie władze potwierdziły, że są rzeczywiście dłużne białoruskim partnerom pieniądze za tranzyt, ale nie uregulują opłat, dopóki nie uczyni tego Łukaszenka.
Mińsk zaproponował, że część zadłużenia mógłby spłacić na zasadzie offsetu i dostarczenia Rosji maszyn, wyposażenia i innych dóbr. Szef Kremla Dmitrij Miedwiediew stwierdził jednak, że interesuje go wyłącznie zapłata w gotówce, nie zaś w "ciastkach, maśle, serze czy czymkolwiek innym". Łukaszenka uznał te słowa za obrazę, co głośno wyraził w czasie spotkania z szefem rosyjskiej dyplomacji Siergiejem Ławrowem. - Przyjmujemy to jako zniewagę, kiedy sprowadza się nas do poziomu kotletów, kiełbasek, masła czy naleśników - grzmiał Łukaszenka. - Pożyczyłem jednak pieniądze od przyjaciół i zapłacę, jak najszybciej się da - zapewnił. Białoruś przewiduje uregulowanie swojego zadłużenia gazowego w ciągu dwóch najbliższych tygodni. Jednocześnie Łukaszenka zaznaczył, że w związku z zaległościami, jakie ma wobec jego kraju gazowy gigant, wydał decyzję o całkowitym wstrzymaniu tranzytu gazu przez terytorium Białorusi do czasu spłaty całego zadłużenia. Ponadto białoruskie władze grożą "podbieraniem" rosyjskiego gazu przeznaczonego na tranzyt do Europy Zachodniej. Jak poinformował rzecznik Gazpromu Siergiej Kuprijanow, koncern otrzymał list od wicepremiera Białorusi Uładzimira Siemaszki informujący o tym, że w razie dalszego obniżania dostaw gazu na Białoruś "zostaną podjęte działania związane z pobieraniem gazu z transportowego systemu tranzytowego w celu zaspokojenia potrzeb krajowej gospodarki Białorusi".
Część białoruskich elektrowni w wyniku ograniczenia dostaw gazu pracuje już na rezerwach paliw. Także do niektórych regionów Białorusi gaz dociera ze sporymi utrudnieniami. Jak poinformowała rzecznik ministerstwa energetyki Ludmiła Ziankowicz, pomimo groźby prezydenta tranzyt gazu odbywał się wczoraj normalnie. W jej opinii, jeśli dojdzie do wstrzymania przesyłu, to najbardziej ucierpi na tym Litwa, która w całości polega na gazie dostarczanym z Rosji przez Białoruś. Władze litewskie zapowiedziały, że jeśli przez tydzień nie otrzymają dostaw, wówczas rozpoczną sprowadzanie paliwa z sąsiedniej Łotwy. Wicepremier Waldemar Pawlak uspokajał wczoraj, że nie ma ryzyka przerwy w dostawach gazu do Polski. - Gdyby nawet tranzyt był zablokowany przez Białoruś, to dostawy przez Ukrainę i dostawy z magazynów wystarczą na dłuższy czas, aby utrzymać stabilność systemu - powiedział Pawlak po posiedzeniu rządu.
Łukasz Sianożęcki
Nasz Dziennik 2010-06-23

Autor: jc