Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mołotow: "Jaruzelski nas wyręczył"

Treść

13 grudnia 1981 r. generał Jaruzelski wprowadził stan wojenny, próbując zawrócić Naród Polski z drogi do niepodległości. Zarazem ułatwił Moskwie prowadzenie imperialnej polityki globalnej.
Rosji Sowieckiej zależało bowiem na tym, aby rządzić Polską przy pomocy Polaków renegatów. Należy zwrócić uwagę na bardzo ważny politycznie fakt. Po 1945 r. Armia Czerwona nie dokonywała nigdy interwencji militarnej w Polsce. W 1953 r. dywizje czołgów sowieckich krwawo spacyfikowały Niemców z NRD. W 1956 r. Rosjanie zmasakrowali powstanie Węgrów. W 1968 r. militarnie zdławili niepodległościowe dążenia Czechów i Słowaków. Natomiast w PRL w 1956 r., 1970 r., a zwłaszcza w stanie wojennym polscy komuniści byli wystarczająco silni, aby spacyfikować własny Naród, wprowadzając przeciwko niemu nie tylko milicję i ZOMO, ale regularne bojowe jednostki ludowego wojska.
13 grudnia 1981 r. dyktator stanu wojennego w osławionym przemówieniu (powtarzanym w TVP i radiu ponad 40 razy!) stwierdził jednoznacznie, że jest on skierowany przeciwko "ekstremistom z 'Solidarności'", chce bowiem w ten sposób uchronić kraj przed "wojną domową". Kto z kim miał się bić w tej wojnie, skoro broń, czołgi, helikoptery miała tylko jedna strona, a druga była całkiem bezbronna? Tego już Jaruzelski nie powiedział.
Istnieje w języku polskim słowo - idiom, zrozumiałe tylko dla Polaków, niespotykane w żadnym innym języku. Tym wyjątkowym słowem jest "Targowica". Oznacza ono zdradę Narodu i państwa, zdradę na rzecz jednego wroga - Rosji, niegdyś carskiej, a później sowieckiej.
XVIII-wieczni targowiczanie głosili, że ratują Polskę, a w rzeczywistości działali w imię imperialnych interesów Rosji. To była targowicka wersja doktryny "mniejszego zła", głoszonej przez Jaruzelskiego i jego popleczników. Komunistyczną targowicą było 45 lat rządów właścicieli PRL, łącznie z ostatnią dekadą lat 80. Były to rządy sprawowane w imperialnym interesie Kremla, a stan wojenny stanowił tych rządów zbrodniczą kulminację.
Szczególnego rodzaju świadectwo wystawił Jaruzelskiemu nie byle kto, bo prawa ręka Stalina i współsygnatariusz IV rozbioru Polski z 23 sierpnia 1939 r. Wiaczesław Mołotow. Dożywszy prawie 100 lat (zmarł w 1986 r.), pisał w swych pamiętnikach (mało w Polsce znanych):
"W ostatnich kilku latach wielkim naszym osiągnięciem, naszym, to jest komunistów, było pojawienie się dwóch ludzi. Pierwszą przyjemną niespodzianką był Andropow. (...) Drugi człowiek to Jaruzelski. Ja, na przykład, nigdy wcześniej nie słyszałem takiego nazwiska, zanim nie ujrzałem go w roli pierwszego sekretarza" - wspomina sędziwy Mołotow. Po czym stwierdza, dosłownie komentując wprowadzenie stanu wojennego w Polsce:
"Bolszewików było wśród Polaków mało... Jaruzelski nas wyręczył".
Jaruzelski w noc grudniową był faktycznym dyktatorem Polski - jako l sekretarz Komitetu Centralnego partii komunistycznej, premier, minister obrony, przewodniczący Komitetu Obrony Kraju i przewodniczący Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Wtedy, w 1981 r., generał nie powoływał się na zagrożenie sowiecką interwencją. Teoria "mniejszego zła" pojawiła się później. Wprowadzając stan wojenny, miał rzekomo uchronić Polskę przed "większym złem", czyli zbrojną agresją dywizji Armii Czerwonej.
Tak zwane dokumenty sowieckiej Komisji Susłowa z 1981 r. całkowicie pogrążają Jaruzelskiego i jego podwładnych. Te absolutnie wiarygodne dokumenty historyczne były już wielokrotnie cytowane, przypomnijmy więc tylko najważniejsze wypowiedzi sowieckich przywódców, członków Biura Politycznego na Kremlu:
- Andropow (szef KGB): "Nie możemy ryzykować. Nie możemy, nie zamierzamy wprowadzać wojsk do Polski".
- Gromyko (minister spraw zagranicznych): "Będziemy musieli starać się przytłumić nastawienie Jaruzelskiego i innych przywódców Polski co do wprowadzenia naszych wojsk. Żadnego wprowadzenia wojsk do Polski być nie może. Przywrócenie porządku w Polsce jest sprawą PZPR".
- Susłow (nr 2 na Kremlu, sekretarz KC): "Niech polscy towarzysze sami decydują, jakie działania mają podejmować".
- Ustinow (minister obrony ZSRS): "Polskie Biuro Polityczne jednogłośnie podjęło decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego".
- Rusakow (sekretarz KC, odpowiedzialny za sprawy międzynarodowe): "Polscy towarzysze mają nadzieję na pomoc innych krajów z wprowadzeniem sił zbrojnych na teren Polski".
Podczas posiedzenia Politbiura na Kremlu 2 kwietnia 1981 r., skąd pochodzą przytoczone wypowiedzi, najmocniej zabrzmiał głos samego Leonida Breżniewa. Sowiecki przywódca powiedział wprost o generale Jaruzelskim i jego współpracownikach: "Trzeba będzie im powiedzieć, co oznacza wprowadzenie stanu wojennego i wyjaśnić wszystko, jak należy".
Warto przytoczyć inne dowody wskazujące jednoznacznie, że polscy generałowie z WRON wykonywali rozkazy z Kremla w imię imperialnych strategicznych celów ZSRS.
Najwybitniejszy na Zachodzie znawca historii Polski, brytyjski profesor Norman Davies, pisze wprost, że "(...) Jaruzelski już jako szef Głównego Zarządu Politycznego Wojska Polskiego był człowiekiem KGB". W tej roli właśnie w interesie Moskwy i na jej polecenie generał zwalczał Kościół w ogóle, a Prymasa Stefana Wyszyńskiego i Episkopat w szczególności. Zwłaszcza zawzięcie atakował uroczystości 1000-lecia chrztu Polski. Tajne rozkazy Jaruzelskiego przeciwko Kościołowi wykonywali oficerowie osławionego WSW - wojskowej bezpieki.
Także w latach 60. generał na rozkaz Kremla przeprowadził czystkę antysemicką w Ludowym Wojsku Polskim. Jako szef Głównego Zarządu Politycznego tępił wszelkie wzmianki na temat prawdy o zbrodni w Katyniu: wymordowania tysięcy oficerów Polaków przez oprawców NKWD.
Davies stwierdza dalej: "Gdy się weźmie pod uwagę panujący w Polsce układ polityczny, pytanie o to, czy Jaruzelski działał z inicjatywy własnej, czy też z inicjatywy Moskwy, staje się pytaniem retorycznym. Gdyby Jaruzelski sam opracował plan działania, to i tak jako lojalny komunista musiałby prosić radzieckich towarzyszy o zielone światło. Gdyby zaś ten plan narodził się w Moskwie, generał musiałby przyrzec posłuszeństwo.
Jaruzelski był oficerem w służbie imperium sowieckiego od młodości aż do emerytury. Trzeba nazywać rzecz po imieniu. Element prorosyjski był w Polsce zawsze znacznie silniejszy, niż Polacy chcą się przyznać. Jaruzelski to człowiek maska, tyle że za maską nie ma twarzy, tylko drugą maskę. Zamach 1981 roku był wykonany mistrzowsko i bez większego przelewu krwi. Jest bez wątpienia najlepszym zamachowcem XX wieku. Jest na liście wielkich zamachowców, a nie bohaterów".
Wieloletni premier PRL, Piotr Jaroszewicz, człowiek Kremla, tak pisał o dyktatorze stanu wojennego:
"Jaruzelski zajmując się przez dziesiątki lat sprawami bezpieczeństwa i wojska, mający wieloletnie powiązania z aparatem KGB, był przekonany, że władza w państwie realnego socjalizmu opiera się na aparacie policji, bezpieczeństwa i wojska".
Nawet wiceminister MSW i szef wywiadu PRL, też oczywiście związany z KGB, generał Władysław Pożoga, opisuje z niesmakiem, jak wyglądało w 1982 r. składanie meldunków szefowi KGB na Polskę:
"Generał Jaruzelski przekazywał w mojej obecności ważne informacje generałowi Pawłowowi, szefowi radzieckiej rezydentury KGB w Polsce. Dotyczyły one walki z opozycją i klerem. Zdumiała mnie agresywność wypowiedzi generała, brutalne traktowanie politycznych przeciwników i hierarchii kościelnej. Przekazał przedstawicielowi KGB nazwiska czołowych opozycjonistów, szczegółowo ich scharakteryzował, podkreśliwszy ich słabe i mocne strony. Szeroko rozwodził się o działalności poszczególnych osób, wskazując na ich antyradzieckość. Jaruzelski omówił nasze zamiary wobec opozycji, poinformował, jakie kompromitujące materiały mamy o poszczególnych osobach. W podobny sposób przedstawiał sprawy związane z Kościołem. Nawet dla mnie nie była to sympatyczna informacja. Przedstawianie w tak czarnym świetle opozycji i Kościoła wydawało mi się przesadzone, a nawet szkodliwe. Irytowała mnie skrupulatność, z jaką generał Pawłow notował każde słowo".
Pułkownik Ryszard Kukliński, skazany decyzją generała Jaruzelskiego na karę śmierci, wystawił swemu wieloletniemu szefowi znamienną charakterystykę:
"Generał pojmował wybicie się Polski na niepodległość poprzez całkowite zidentyfikowanie się z celami Związku Radzieckiego. To zaś sprowadzało się do przekonania, że jeżeli będziemy w Układzie Warszawskim najsilniejszą armią obok Armii Radzieckiej, to wtedy otrzymamy więcej swobody. Nie mogłem być lojalny wobec mojego dowódcy, który nie był lojalny wobec mego kraju i narodu".
Lojalność Jaruzelskiego istotnie skierowana była w stronę ZSRS. Zachował się protokół z posiedzenia Biura Politycznego KC KPZR 9 kwietnia 1981 r. na Kremlu, podczas którego minister obrony ZSRS marszałek Ustinow oraz szef KGB Andropow składali sprawozdanie z tajnego spotkania z generałem Jaruzelskim w Brześciu nad Bugiem w nocy w wagonie kolejowym. Z sowieckiego tajnego protokołu wynika, że dyktator Polski wobec przywódców Rosji Sowieckiej był całkowitą marionetką: "Towarzysz Jaruzelski ponowił prośbę o zwolnienie go ze stanowiska premiera rządu polskiego. Przystępnie wytłumaczyliśmy mu, że powinien koniecznie pozostać na tym stanowisku i z godnością pełnić powierzone mu obowiązki. Trzeba podpisać plan wprowadzenia stanu wyjątkowego, przygotowany przez naszych towarzyszy".
Nawet nie ta zdradziecka postawa, ale wręcz nadgorliwość i służalczość Jaruzelskiego wobec Rosjan zadziwiała doradcę do spraw sowieckich prezydenta Ronalda Reagana - profesora Richarda Pipesa:
"Uważaliśmy rząd PRL za nielegalny, a Polskę za kraj uzależniony od Moskwy, władzę Jaruzelskiego za niesuwerenną, ale byłem zaszokowany, kiedy dostarczono mi zapis konwersacji między Jaruzelskim i Kanią a Breżniewem. Oni zwracali się do Breżniewa per 'WY', a on mówił do nich per 'TY', tak jak car Iwan Groźny zwracał się do swoich bojarów. To symbolizowało pogardę do Polaków, tak się mówi do poddanych, a nie do niezależnych ludzi".
Za swoje zasługi dla "Imperium Zła" generał Jaruzelski został nagrodzony najwyższym odznaczeniem nadawanym w Związku Sowieckim, odznaczeniem, jakiego nie otrzymał nigdy żaden Polak, nawet Bierut, Gomułka czy Gierek. Sowiecki przywódca Konstantin Czernienko nadał Jaruzelskiemu platynowo-złoty Order Lenina. Uroczystość odbyła się na Kremlu w obecności całego sowieckiego Biura Politycznego, w słynnej Sali Władimirowskiej, już po zakończeniu stanu wojennego, w 1984 roku. Tak władcy Kremla nagrodzili wiernego sługę za spacyfikowanie własnego Narodu. Ciekawe, że Wojciech Jaruzelski nigdy publicznie nie przyznał się do posiadania Orderu Lenina. Nie dopuścił też, aby fotografia z ceremonii na Kremlu była kiedykolwiek publikowana w Polsce. Ciekawe jest też, czy oddał może order z powrotem do Rosji po upadku Związku Sowieckiego w 1991 r., czy też nadal uważa, że zasłużył na niego i słusznie mu się należy.
dr Józef Szaniawski

Zdjęcia pochodzą z archiwum autora.
Autor jest doktorem historii, publicystą, profesorem Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. W latach 1973-1984 był tajnym korespondentem Radia Wolna Europa; wykryty w 1984 r. przez SB, został skazany przez sąd stanu wojennego na 10 lat więzienia. Uwolniony i uniewinniony w 1990 r. przez Sąd Najwyższy jako ostatni więzień polityczny PRL.
"Nasz Dziennik" 2006-12-13

Autor: wa