Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Modlitwa ocaliła dzieci

Treść

14 dni postu i modlitw zanoszonych przed klinikami aborcyjnymi w Stanach Zjednoczonych i poza granicami tego kraju uratowało życie 144 poczętych dzieci. A wszystko w ramach kampanii 40 Dni dla Życia, która rozpoczęła się 28 września i potrwa do 6 listopada.

Liczba uratowanych dzieci odnosi się jedynie do przypadków udokumentowanych, dokładną statystykę natomiast - jak powtarzają uczestnicy kampanii - zna tylko Pan Bóg.
Do jesiennej edycji 40 Dni dla Życia zgłosiło się 301 miejscowości. Modlących się ludzi można spotkać nie tylko w Stanach Zjednoczonych, lecz także przed klinikami w Puerto Rico, Argentynie i Niemczech. W akcję zaangażowało się także wielu księży, biskupów. W liście skierowanym do pasterzy archidiecezji Anchorage na Alasce ks. abp Roger Schwietz, miejscowy ordynariusz, zachęcił kapłanów do udziału w czuwaniach przed kliniką aborcyjną działającą na terenie archidiecezji. Zaapelował również, by księża w swoich wspólnotach parafialnych świadczyli o potrzebie włączenia się do działania na rzecz obrony życia. "Poprzez nasz udział zwracamy uwagę opinii publicznej na zło, jakim jest aborcja" - napisał. Podobnie było w diecezji Sacramento w Kalifornii czy w archidiecezji Cincinnati w Ohio. Zwracając się do wiernych podczas modlitewnego czuwania, ks. bp Joseph Binzer z Cincinnati wskazywał na potrzebę publicznego świadectwa w obronie świętości życia i zachęcał do wytrwałości. - Nawet jeśli od razu nie widzimy owoców naszej modlitwy i poświęcenia, trzeba być wytrwałym i nie zważać na trudności i komplikacje - tłumaczył ks. bp Binzer.
A uczestnicy kampanii spotykają się z wieloma objawami agresji. W Tuscaloosa w Alabamie jeden z pracowników kliniki aborcyjnej rzucił w modlących się 8 plastikowych figurek dzieci. Krzyknął przy tym: "Nie wiem, ile czasu zamierzacie tu jeszcze kwitnąć. Z tyloma się dziś uporaliśmy". W Las Vegas natomiast w pierwszy dzień akcji jej uczestnicy musieli znieść obelżywe zachowanie dyrektora tamtejszego abortorium. Wściekły na zbierających się obrońców życia uruchomił system irygacyjny właśnie tam, gdzie trwała modlitwa. W dodatku włączył magnetofon, z którego dochodziły teksty wulgarnych piosenek, i nie szczędził im obelg. Wezwał też policję, ale funkcjonariusze odmówili interwencji, ponieważ modlący się w żaden sposób nie zakłócali porządku.

Anna Bałaban

Nasz Dziennik Środa, 12 października 2011, Nr 238 (4169)

Autor: au