Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Modlitwa Jezusowa - drogą do zjednoczenia ludzkości z Bogiem

Treść

Na początku muszę przyznać, iż przystąpiłam z wielką nieśmiałością i dozą lęku przed rozpoczęciem pisania tekstu o książce: „Modlitwa Jezusowa. Jej poczatek, rozwój i praktyka w tradycji bizantyńsko- słowiańskiej.” Na stronie ps-po.pl regulanie są umieszczne profesjonalne i bardzo ciekawe artykuły wprowadzające w tę formę modlitwy, więc zastanawiałam się, czy mój głos może jeszcze cos dodać do tak świetnej pracy literackiej? Ponadto, reprezentuję szkołę WCCM (Światowa Wspólnota Medytacji Chrześcijańskiej) i zadawałam sobie pytanie, czy jestem wystarczająco kompetentą osobą? A może kompetencje nie odgrywają tak wielkiej roli, jak osobiste doświadczenie wiary?

Lektura „Modlitwy Jezusowej” (wbrew temu, o czym, zapewniają autorzy wcześniejszych recenzji, uważam, że wcale nie taka łatwa w swej treści :) ) doprowadziła mnie do niesamowitego odkrycia: Kościół nie jest podzielony sam w sobie, to my tworzymy sztuczne granice i jakieś prawa do religijnej własności. Podobnie jest z modlitwą: różnice między „moją” chrześcijańską mantrą, a modlitwą Jezusową można rozważać jedynie na poziomie „technicznym”, ale w komuni człowieka z Bogiem one nie istnieją!

Autor kryje się pod tajemniczą nazwą Mnicha Kościoła Wschodniego, ale chodzi o Ludwika Gileta, mnicha benedyktyńskiego, dla którego powołaniem stało się burzenie mentalnych murów pomiędzy Wschodem i Zachodem chrześcijańskiego świata. Jak pisze o. Szymon Hiżycki OSB, który dokonał przekładu i zredagował „Modlitwę Jezusową”: Mnich Kościoła Wschodniego chciał zrealizować w swoim życiu ideę bycia jednocześnie katolikiem i prawosławnym. Usłyszałam kiedyś w radiowej Jedynce, relacjonującej spotkanie papieża Franciszka z charyzmatycznymi grupami modlitewnymi, jak to Ojciec Święty powiedział, że katolicy mogą, a nawet powinni modlić się nie tylko z chrześcijanami z innych, niż katolicki kościołów, ale i z wyznawcami innych religii.

Kult imienia nie ma charakteru magicznego, „święcić Imię to znaczy dać chwałę Bogu, złożyć Mu świadectwo aż do poświęcenia własnego życia, w razie potrzeby aż do przelania własnej krwi.”

Oczywiście praktyka modlitwy Jezusowej, choć stała się m.in. synonimem męczeństwa, nie jest nim stricte i nie chcę tu przerażać czytelników powinnością składania ofiary z siebie do takiego stopnia. Choć ona polega na bezustannym wzywaniu imienia Jezus, nie pełni roli zaklęcia, czy traktowania Syna Bożego w sposób życzeniowy. To przede wszystkim wiara w słowa Mistrza: „O cokolwiek prosilibyście Ojca, da wam w Imię moje. Do tej pory nie prosiliście w Imię moje” (J 16, 23-24).Modlitwa Jezusa, to trwanie w Jego obecności, tej boskiej rzeczywistości. Przy czym należy pamiętać o rózróżnieniu pomiędzy Istotą Bożą, a Bożymi energiami, co przypomina czytelnikowi postać z omawianej książki- Grzegorz z Palamas- bizantyjski teolog i filozof oraz święty prawosławny. Nie możemy zapominać, że relacja z Bogiem jest relacją osobową, pomimo że Osoby Boga mamy sobie w trakcie modlitwy nie wyobrażać.

Bardzo ciekawym i być może wprawiającym niejednego czytelnika bądź adepta w zakłopotanie jest połączenie przyzywania Imienia z metodami psychosomatycznymi, jednak należy wziąć pod uwagę, iż doświadczenie samej modlitwy nie jest doznaniem psychologicznym. W traktacie autorstwa mnicha Nicefora, pt.: ”O czujności i strzeżeniu serca” zalecane jest recytowanie modlitwy Jezusowej wraz z wtłoczeniem wdychanego powietrza do serca, aby w ten sposób, jak powiada mnich, umożliwić „zstąpienie umysłu do serca”. Bardzo mi to przypomina pewien element praktyki hatha- jogi według BKS Iyengara. W czasie medytacji rozpoczynającej zajęcia przychodzi taki moment, kiedy należy skłonić głowę w celu „spotkania umysłu z sercem”. Jak widać, nie tylko chrześcijańska szkoła duchowości traktuje serce jako miejsca spotkania się z Bogiem (joga, choć niekoniecznie każda, odwołuje się do Iśwary – bóstwa osobowego). Nie chcę tworzyć tym akapitem niepotrzebnych napięć i powodować oskarżeń o „religijny synkretyzm”, lecz wskazać na pewną ideę chrześcijaństwa jako religii otwartej na dialog poprzez kulturowe podobieństwa.

Uważam, że skoro wspomniałam o podobieństwach, to mam obowiązek napisać także o różnicach. Właściwie, to doskonale przedstawia je cytat: „Niebezpieczne jest chcieć wyrazić w kategoriach intelektualnych to, co przynależy do innego porządku”. I nawet nie trzeba sięgać daleko, poza chrześcijaństwo, gdyż sami mnisi spierali się między sobą. W XIV w. nurt serdecznej i prostej metody modlitwy przerodził się w omalże nienawiść i przepychanie, kto zna receptę na kontemplację. Czy w czasach współczesnych też za bardzo nie chcemy wręcz na siłę udowodnić, że nasza wizja jest jedyna i słuszna? Czy nie jest łatwo nas zranić, kiedy ktoś podważa (do czego ma prawo, jeśli nie jest agresywny) to, w co wierzymy?

Cytat przytoczony przeze mnie w poprzednim akapicie ma ogromne znaczenie dla mojego duchowego rozwoju, ponieważ jestem typem umysłowym. Każdy z nas sięgnął swojego pułapu wiary i jest on jedyny w swoim rodzaju i jak wierzę, zawsze akceptowany przez kochającego Stwórcę, który rozumie, jak nikt inny na świecie. Stąd nie miałam sobie za złe, że intelektualizowałam otaczającą mnie rzeczywistość, traktując to jako etap ścieżki rozwoju duchowego. Wierzę, że Bóg cierpliwie poczekał na moment, w którym wezmę w ręce tę książkę i przeczytam, że poza moją percepcją i istnieje inny porządek, którego nie nie tylko ja nie jestem w stanie poznać za pomocą zmysłów, ale nikt inny, kto będzie jedynie w nich pokładał zaufanie. Nie przekroczę też granic swojego postrzegania rzeczywistości poprzez wprowadzanie się na siłę w jakieś nadprzyrodzone stany. Medytacja chrześcijańska, zarówno z tej szkoły, z której ja się wywodzę, jak i kontynująca modlitwę Jezusową to nie magia (imię Jezus nie ma wydzwięku czarodziejskiego), to nie przerysowane akty pobożności, ale wierność, bezustanna praktyka i uważność z Przenajświętszym Imieniem na naszych ustach i w naszych umysłach i sercach. „Należy unikać wyobrażeń, chociażby śladu jakiegoś kształtu.”

Modlitwa Jezusowa uwalnia nas od wszystkiego; od wszystkiego poza samym Jezusem. Wszystkich chrześcijan łączy wiara w tego samego Zbawiciela, niezależnie od kościelnej denominacji. W środowisku protetanckim, z którym od długiego czasu się przyjaznię i z którym nawiązuję głęboką duchową więz, usłyszałam, jak bardzo popularna jest chrześcijańska medytacja, a mój bliski znajomy anglikanin, który w swoim rodzinnym domu prowadzi biblijne spotkania, zamówił od Wydawnictwa Benedyktynów „Tyniec” mnóstwo egzemplarzy „Modlitwy Jezusowej”, by przekazać tę piękną tradycję swoim bliskim i znajomym. Wierzę w to, że otoczony już Bożą chwałą o. Ludwik Gilet nie może się nacieszyć, widząc, jak moc modlitwy Jezusowej (nie mylić z mocą magiczną) burzy mury podziałów między chrześcijańskimi odłamami.

Jak należy praktykować modlitwę Jezusową? I tym razem posłużę się cytatem z rzetelnego zródła wiedzy, jaką jest ta książka:

Ta modlitwa może być wymawiana na głos lub powtarzana jedynie w myślach. Mamy zatem do czynienia z formą modlitwy, która znajduje się pomiędzy modlitwą ustną i myślną, medytacyjną i kontemplacyjną. Można ją praktykować w każdym czasie i na każdym miejscu: w kościele, pokoju, na ulicy, w biurze, warsztacie itd. Można modlić się Imieniem podczas spaceru. Początkujacy dobrze jednak zrobią, przymuszając się do jakiejś regularności, wyznaczając sobie czas i spokojne miejsce, aby oddać się tylko tej praktyce. Zresztą ta pewna sztywna reguła nie wyklucza swobodnego przyzywania Imienia w innych chwilach dnia.

Codzienna modlitwa wcale nie musi być męczącą i nudną praktyką, ale przyjemną i pożyteczną. Bardzo zachęcam wszystkich czytelników do podróży w głąb swojego serca na spotkanie z Bogiem Żywym i Rzeczywistym. „Przyzywać Imię Jezus to odnalezć najdoskonalszy dostęp do Serca Ojca”.

Mnich Kościoła Wschodniego „Modlitwa Jezusowa” Wydawnictwo Benedyktynów TYNIEC

Materiały dodatkowe:

Katarzyna Zajd

Źródło: ps-po.pl, 24 listopada 2015

Autor: mj