Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Moc Biało-Czerwonych

Treść

To miał być polski weekend w Barcelonie, i taki też był. Nasi lekkoatleci w ostatnich dwóch dniach rozgrywanych w stolicy Katalonii mistrzostw Europy rozbili bank z medalami, a najszlachetniejsze z nich, złote, zdobyli Marcin Lewandowski w biegu na 800 m oraz Piotr Małachowski w rzucie dyskiem.
Najpiękniejszy moment? Chyba sobotni finał biegu na 800 m z udziałem Marcina Lewandowskiego (Zawisza Bydgoszcz) i Adama Kszczota (RKS Łódź). Obaj decydujący bieg rozegrali doskonale pod względem taktycznym. Zaczęli pewnie, ale nie szarżowali, zachowując siły na finisz. Lewandowski od początku znajdował się w czołówce, Kszczot przez moment zamykał stawkę. Kiedy biegacze przekroczyli półmetek, Polacy zaatakowali, bydgoszczanin minął wszystkich rywali, łącznie z groźnym Brytyjczykiem Michaelem Rimmerem. Pierwszego miejsca nie oddał, metę mijając z czasem 1.47,07 min. Drugą lokatę zajął Rimmer (1.47,15), a trzecią Kszczot (1.47,22). - Bardzo wierzyłem w to zwycięstwo, ale nie byłem go pewien, bo sport jest nieprzewidywalny. Na początku miałem trzymać się czołówki, na 300 m przed metą przyspieszyć, rozruszać towarzystwo, a na 200 ostro zaatakować. Udało się! - powiedział potem szczęśliwy Lewandowski.
Gdy obaj nasi 800-metrowcy świętowali ogromny sukces, swój mały dramat przeżywał Tomasz Majewski (AZS AWF Warszawa). Mistrz olimpijski z Pekinu do Barcelony przyjechał po medal, atakował ten z najcenniejszego kruszcu. Tym razem się nie udało, Polaka wyprzedził Białorusin Andriej Michniewicz. Majewski zajął drugie miejsce, ale nie ukrywał zawodu. Złoto przegrał bowiem dokładnie o jeden jedyny centymetr, a jakby tego było mało, uzyskał zaledwie 21 metrów. Liczył na więcej. - Przegrałem, ale nie tyle z rywalem, co z samym sobą. Gdybym uległ o ten centymetr, lecz przy większych odległościach do nikogo nie miałbym pretensji ani żalu do siebie - przyznał. Na dziesiątym miejscu zmagania ukończył Jakub Giża (Stal Mielec), który uzyskał 19,73 m.
Czwarty polski medal zdobył w sobotę w skoku o tyczce Przemysław Czerwiński (MKL Szczecin). W finałowej rozgrywce liczyliśmy na podium, ale raczej za sprawą Łukasza Michalskiego (Zawisza). Ten pokonał jednak tylko 5,65 m i został sklasyfikowany na siódmym miejscu. Za to Czerwiński sięgnął po brąz, bo w najważniejszym momencie nie bał się zaryzykować. Po dwóch nieudanych próbach na 5,70 m trzecią i ostatnią przeniósł na 5,75. Wiedział, że albo zostanie z niczym, albo może osiągnąć wielki sukces. I ten plan przyniósł efekt, Polak poprzeczkę zawieszoną na tej wysokości przeskoczył i dzięki temu zdobył wymarzony medal. Zwyciężył Francuz Renaud Lavillenie (5,85).
Wczoraj piękną serię podtrzymała sztafeta pań 4x100 metrów. Marika Popowicz (Zawisza), Daria Korczyńska (Śląsk), Marta Jeschke (SKLA Sopot) i Weronika Wedler (AZS AWF Wrocław) zdobyły brązowy medal, pokonując dystans w czasie 42,68 m. Wygrały Ukrainki.
Wreszcie swój bój rozpoczął dyskobol Piotr Małachowski (Śląsk Wrocław). W ostatnich tygodniach znajdował się w rewelacyjnej dyspozycji, energia aż go roznosiła i liczyliśmy, że może sięgnąć szczytu. I sięgnął! W drugiej serii posłał dysk na fantastyczną odległość 68,87 m, bijąc rekord mistrzostw Europy i dobijając rywali. Konkurenci w tym momencie przestali wierzyć w możliwość prześcignięcia Polaka, który po srebrnych krążkach olimpijskim i mistrzostw świata powiększył kolekcję o złoto mistrzostw Europy. Brawo!
Dodajmy jeszcze, że piąte miejsce zajmowali w weekend Karolina Tymińska (ZLKL Zielona Góra) w siedmioboju, Tomasz Szymkowiak (Orkan Września) w biegu na 3000 m z przeszkodami oraz męska sztafeta 4x100 metrów.
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2010-08-02

Autor: jc