Mobilizuje czy naciska?
Treść
Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Hans-Gert Poettering (CDU) w niedwuznaczny sposób ostrzegł sędziów Trybunału Konstytucyjnego, że w razie odrzucenia traktatu lizbońskiego nie będzie można zreformować Unii Europejskiej. W kwestii dalszego rozszerzenia Unii polityk CDU nadal opowiada się za odrzuceniem kandydatury Turcji.
Hans-Gert Poettering nie zawahał się użyć w wywiadzie dla gazety "Das Parlament" słów, które są niczym innym jak politycznym naciskiem na sędziów Trybunału Konstytucyjnego, którzy do maja tego roku mają rozstrzygnąć o losie traktatu lizbońskiego w Niemczech. Poettering jest zdania, że odrzucenie przez Niemcy traktatu będzie wielkim osłabieniem możliwości reformatorskich Unii Europejskiej. Ponadto z psychologicznego punktu widzenia spowoduje to bardzo trudną sytuację, gdzie inni w imieniu Niemiec musieliby podejmować trudne i ważne decyzje. Zdaniem Poetteringa, Unia straciła od czasu traktatu nicejskiego bezpowrotnie już dziewięć lat i więcej czasu nie ma. Szef PE zdecydowanie odrzuca sugestie pojawiające się w kręgach CSU, aby jakichkolwiek zmian w obowiązującym w UE traktacie dokonywano przy uwzględnianiu referendum. - Jeżeli o losie traktatu miałyby decydować w 27 krajach referenda, to Unia stałaby się niezdolna do jakichkolwiek reform - stwierdził Poettering. W kwestii dalszego rozszerzenia wspólnoty polityk CDU nadal kategorycznie opowiada się za odrzuceniem kandydatury Turcji. - Po przyjęciu tego kraju Unia Europejska stałaby się niewydolna finansowo, politycznie i kulturowo - zawyrokował szef Parlamentu Europejskiego.
W maju tego roku Federalny Trybunał Konstytucyjny podejmie decyzję w sprawie aż trzech skarg na traktat lizboński złożonych przez deputowanego Petera Gauweilera (CSU), partię lewicową i skargi skierowanej przez cztery osoby: byłego szefa zarządu koncernu Thyssen AG Dietera Spethmanna, byłego europosła z ramienia CSU Franza Ludwiga Grafa Stauffenberga, specjalistę od spraw gospodarczych Joachima Starbatty i berlińskiego profesora prawa Markusa Kerbera.
Zgodnie z prawem prezydent Horst Koehler nie może złożyć końcowego podpisu pod niemiecką ratyfikacją traktatu, zanim sędziowie nie rozstrzygną problemu. Teraz wszyscy czekają na decyzję Federalnego Trybunału Konstytucyjnego.
Traktat lizboński jest oczkiem w głowie kanclerz Angeli Merkel, która od początku nie kryła, że porozumienie w sprawie ostatecznego kształtu nowego traktatu reformującego UE to wielki sukces, w którym Niemcy odegrały ważną rolę, gdyż to za ich prezydentury skrystalizował się ten proces. Kanclerz od początku nie kryła swoich marzeń, żeby traktat lizboński wszedł w życie od 1 stycznia 2009 roku. Już wiadomo, że te plany się nie zrealizują, pokrzyżowała je przede wszystkim Irlandia, ale także politycy niemieccy, o czym niemiecka kanclerz wydaje się zapominać.
Waldemar Maszewski, Hamburg
"Nasz Dziennik" 2009-03-16
Autor: wa