Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mniej ofiar, ale więcej zaginionych

Treść

Władze krajów dotkniętych niedawno trzęsieniem ziemi i tsunami w południowej Azji uściślają wciąż dane o ofiarach i poszkodowanych. Wynika z nich, że liczba ofiar nie wzrasta już tak szybko, ale przybywa osób uznanych za zaginione. To zaś może oznaczać, że wkrótce znów pojawią się złe wiadomości. Trafiają się jednak przypadki niemal cudownych ocaleń. Liczba poszukiwanych Polaków w Azji Południowo-Wschodniej zmniejszyła się z 12 do 10 - poinformowało polskie MSZ.
Wczoraj indonezyjskie ministerstwo spraw socjalnych poinformowało, że w wyniku trzęsienia ziemi i ataku fal tsunami zginęły w tym kraju co najmniej 105 tys. 262 osoby. Liczba zaginionych wzrosła do 10 tys. 46. Ponad 650 tys. ludzi straciło domy i zmieniło miejsce pobytu. Szacuje się, że w wyniku kataklizmu w całym regionie zginęło ponad 156 tys. osób.
Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych poinformowało wczoraj, że liczba poszukiwanych obywateli polskich w Azji Południowo-Wschodniej zmniejszyła się z 12 do 10. - Z mężczyzną, którego telefon komórkowy dotąd milczał, nawiązaliśmy wreszcie kontakt w Tajlandii. Jest cały i zdrowy - oświadczył rzecznik ministerstwa Aleksander Chećko. W poniedziałek do Polski wróciła też poszukiwana dotąd kobieta, która podróżowała po Azji.
Tymczasem znaleziony w niedzielę na Oceanie Indyjskim przez nowozelandzki statek Indonezyjczyk - ofiara tsunami - opowiedział, że udało mu się przeżyć jedynie dzięki gorliwej modlitwie i orzechom, które wyłowił z wody. 21-letni Ari Afrizal pracował w dniu kataklizmu na budowie w prowincji Aceh w Indonezji. Fale tsunami wyrzuciły go wraz z kolegami z pracy na otwarte morze. Robotnik przeżył dzięki kawałkowi drewna, którego się chwycił. - Przez cały czas się modliłem. Mówiłem, że nie chcę umierać. Martwiłem się o moich starych rodziców i prosiłem o szansę opiekowania się nimi - opowiadał. - Znakiem, że moje modlitwy zostały wysłuchane, było to, iż po kilku dniach podpłynęła do mnie połamana łódka - relacjonował po uratowaniu.
PS, PAP

"Nasz Dziennik" 2005-01-12

Autor: kl