Mission impossible - w cieniu kosowskiej mafii
Treść
Celem misji w Kosowie jest stabilizacja, walka z przemytem narkotyków i przestępczością zorganizowaną, która osiągnęła ogromne rozmiary - podkreślił podczas wizyty w międzynarodowej bazie Camp Bondsteel w Kosowie prezydent Polski Lech Kaczyński. Spotkał się on z polskimi żołnierzami i policjantami przy okazji uczestnictwa w Szczycie Prezydentów Krajów Europy Środkowej, odbywającym się w Ochryd, w pobliskiej Macedonii. Tymczasem mimo zwiększającej się liczebności oddziałów KFOR i zapewnień o opanowaniu sytuacji działalność albańskiej mafii w Kosowie trwa w najlepsze.
W bazie Bound Steel stacjonuje obecnie około 300 polskich żołnierzy. Trzon kontyngentu stanowi 3. Pułk Przeciwlotniczy wchodzący w skład 12. Szczecińskiej Dywizji Zmechanizowanej oraz 13. Pułk Przeciwlotniczy wchodzący w skład 16. Pomorskiej Dywizji Zmechanizowanej z Elbląga. Oprócz Polaków stacjonują tam również Litwini, Ukraińcy, Czesi i Amerykanie. - Służą tu narody, które niegdyś były sobie bliskie - powiedział prezydent Polski. - Bliska współpraca Ukrainy, Litwy i Polski ma ogromne znaczenie - zaznaczył, dodając, iż ma nadzieję, że "w przyszłości będziemy współpracować z Ukrainą w ramach NATO". Jednocześnie prezydent Lech Kaczyński podziękował wszystkim policjantom i żołnierzom pełniącym w Kosowie misję stabilizacyjną za ich trud i zaangażowanie. Podkreślił ogromną rolę polskich policjantów i nie wykluczył wysłania w przyszłości do Kosowa również innych urzędników związanych z wymiarem sprawiedliwości.
Wprawdzie dowództwo KFOR już w kwietniu deklarowało, że teren Kosowa jest zabezpieczony, jednakże wszystko wskazuje na to, iż jest dokładnie przeciwnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę kontynuację działalności wcale nieosłabionych struktur mafijnych. Kosowo nie ma żadnych bogactw naturalnych. Przemysł tam w zasadzie nie istnieje. Głównym źródłem dochodu mieszkańców pozostają przemyt, rolnictwo i turystyka. Stopa bezrobocia waha się od 55 do 60 procent. Sytuacja ta ewidentnie sprzyja kryminogennym działaniom. Może się okazać, że obecność wojsk międzynarodowych nie wystarczy do zaprowadzenia normalności.
Poligon
- Zdolność ekspedycyjna kraju wyznacza w istotnym stopniu jego znaczenie. Polska wypada pod tym względem bardzo dobrze. Zyskaliśmy wiele prestiżu - powiedział prezydent w trakcie wizyty w Camp Bondsteel. Dodał, że amerykańscy dowódcy bardzo chwalą polskich żołnierzy za ich wyszkolenie i dyscyplinę. Należałoby w tym momencie zadać pytanie, czyich interesów bronimy w Kosowie. Amerykańskich? Nie należy bowiem zapominać o amerykańskim udziale w konflikcie w Jugosławii, a później - w rozpadzie tego państwa na twory, które nigdy wcześniej nie posiadały własnej państwowości, a jeżeli już, to z pewnością nie w obecnych granicach. Nie obyło się przy tym bez nadużyć - Chorwację Niemcy uznały za państwo, zanim ustalono jej ostateczne granice. Stany Zjednoczone, przy pomocy bardziej lub mniej afiszujących się z tym sojuszników, ewidentnie od lat rozgrywają swoje interesy w tym regionie. Mało kto wierzy już w ideową otoczkę "walki o pokój i demokrację". Może warto wreszcie nazwać rzecz po imieniu - w Kosowie stworzyliśmy poligon, na którym możemy poddać próbie i doskonaleniu umiejętności naszych żołnierzy. Nic więcej. Można w tym momencie argumentować, że wojska należy szkolić. Zgoda - do upadku starożytnego Rzymu przyczynił się Pax Romana - tyle że tworzenie międzynarodowych baz działania w Kosowie, ich współdziałanie oznacza również sprawdzenie w praktyce skuteczności ponadnarodowej armii superpaństwa, jakim stanie się Europa po ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Zauważmy, że w misji uczestniczy Ukraina, która ma aspiracje dołączenia zarówno do struktur Unii Europejskiej, jak i Paktu Północnoatlantyckiego. W Kosowie sprzęgają się interesy obydwu organizacji.
Żołnierskie miasteczko
Baza Camp Bondsteel jest jedną z licznych, dobrze strzeżonych baz sił międzynarodowych w kosowskiej gminie Stprce. Po oderwaniu się tej prowincji od Serbii międzynarodowe ośrodki wojskowe są jedynym gwarantem niepodległego statusu, jaki uzurpuje sobie ten region. Można się jedynie domyślać, że z chwilą wycofania KFOR po pierwsze - natychmiast nastałaby tu anarchia, po drugie - najprawdopodobniej na nowo wybuchłby konflikt zbrojny z Serbią, i to w zwielokrotnionej skali.
Żołnierze stacjonujący w Camp Bondsteel nie są zbyt rozmowni, zwłaszcza jeśli chodzi o szczegóły życia w Kosowie, w tym także w jednostce. Zapytany o dzień powszedni w bazie młody amerykański żołnierz dłuższą chwilę wahał się, czy wdawać się w rozmowę. Widać natomiast wyraźnie, że świetnie czują się w obrębie terenu wojskowego i niechętnie wychodzą na zewnątrz. - W bazie jest wszystko: sklepy, kino - powiedział nam jego polski kolega. - Baza to małe miasteczko - dodał.
Takich wojskowych "miasteczek" jest w Kosowie wiele. Łącznie stacjonuje w nich ponad 12 tys. żołnierzy i policjantów. Liczba ta stale rośnie, wbrew bowiem zapewnieniom generalicji sytuacja w tym regionie wcale nie jest opanowana. Gdyby bowiem była, dawno rozpoczęto by wycofywanie wojsk, zamiast sukcesywnie zwiększać ich liczbę.
Do podstawowych zadań stacjonującego w bazie polsko-ukraińskiego batalionu należą m.in.: przestrzeganie warunków Rezolucji 1244 oraz porozumień technicznych, zapewnienie bezpieczeństwa i swobody przemieszczania, zorganizowanie systemu rozpoznania i monitorowanie, przestrzeganie porozumień i traktatów międzynarodowych w celu normalizacji sytuacji w prowincji, nadzorowanie procesu wprowadzania ładu i porządku prawnego oraz umożliwienie kontynuowania tego procesu organizacjom i instytucjom cywilnym, monitorowanie granicy kosowsko-macedońskiej, wspieranie organizacji cywilnych w ustanawianiu prawa i porządku publicznego w prowincji, wspieranie odbudowy i rozwoju prowincji, wspieranie pomocy humanitarnej, prowadzenie rozminowywania, usuwanie niewybuchów i innych przeszkód w celu zapewnienia swobody poruszania się głównymi szlakami komunikacyjnymi. Trudno jednoznacznie stwierdzić, z jakim skutkiem są one w rzeczywistości realizowane. Lukrowane historie z oficjalnych serwisów internetowych NATO brzmią bowiem mało wiarygodnie.
- W bazie dokonuje się częstych rotacji. Nie wiem, jak wygląda w tej chwili stan liczebny wojsk - powiedział w rozmowie z nami jeden z amerykańskich szeregowców. Częste rotacje są konieczne ze względu na charakter problemu, z jakim przyszło się zmierzyć policjantom i wojskowym. Zmiany załogi bazy minimalizują ryzyko wejścia mniej zdyscyplinowanych w struktury, które z założenia mają zwalczać.
Albańska mafia nadal się rozwija
Już pod koniec 1999 roku i na początku 2000, czyli wkrótce po zażegnaniu konfliktu w byłej Jugosławii zaczęły pojawiać się informacje o rosnącym zagrożeniu ze strony rozwijających się w Kosowie w zastraszającym tempie powiązań zorganizowanych grup przestępczych. W tym okresie ten zupełnie pozbawiony przemysłu, zniszczony działaniami wojennymi region stał się istnym rajem dla wszelkiej maści przemytników, zapewniając 40 proc. całości dostaw heroiny sprzedawanej tak w Europie, jak i w USA. - Wojska stabilizacyjne KFOR mogą równie dobrze pochodzić z innej planety, walcząc z tymi ludźmi - ostrzegał Marko Nicovic, prawnik i wiceprzewodniczący międzynarodowego stowarzyszenia oficerów do walki z narkotykami z siedzibą w Nowym Jorku. - Jest to najtrudniejszy do przełamania narkotykowy krąg, ponieważ cały interes prowadzą rodziny, które na dodatek posługują się własnym językiem - tłumaczył, dodając, że wkrótce Kosowo stanie się "ogniskiem raka w samym sercu Europy, o czym zachodnia część Starego Kontynentu wkrótce się przekona". Przypomniał jednocześnie, że problem ten wybuchł z chwilą, kiedy na skutek silnych bombardowań wojsk NATO Serbia zmuszona była niemalże całkowicie wycofać się z tej zdominowanej etnicznie przez Albańczyków prowincji. Państwa stabilizujące sytuację na Bałkanach nie podjęły tematu.
Za mafijne pieniądze Albańczycy wyposażyli swoich bojowników i analogiczne struktury w latach 90. Do dzisiaj główne źródło przychodu kosowskiej gospodarki stanowi przemyt, począwszy od narkotyków, przez handel żywym towarem i sutenerstwo, aż po szmuglowanie papierosów i handel bronią. Albańska mafia ma przy tym powiązania nie tylko ze swoim rosyjskim odpowiednikiem. Ulokowała bowiem interesy w różnych rejonach świata - od Kolumbii do Afganistanu, przez Czeczenię i Bliski Wschód. Wydaje się wątpliwe, czy obecne władze Kosowa, nawet przy znaczącej pomocy z zewnątrz, będą w stanie zlikwidować mafijne struktury. Można się przy tym zastanawiać, ilu powiązanych z międzynarodową przestępczością polityków weszło w skład niezależnego od Belgradu rządu.
Interesujące, że działalność kosowskiej mafii dostrzeżono dopiero wtedy, kiedy zdołała ona zbudować sieć powiązań, która w zasadzie jest obecnie niemalże nie do zniszczenia. Dokładnie w tym momencie Kosowo ogłosiło secesję, a społeczność międzynarodowa ją uznała. Przypadek?
Jedno jest pewne - struktury mafijne nie mają prawa bytu bez politycznego wsparcia. Nadal otwarte pozostaje zatem pytanie, kto kontroluje kosowską mafię.
Polscy żołnierze w miarę bezpieczni?
Jak poinformowała polska ambasada w Skopje, sytuacja polityczno-militarna w rejonie odpowiedzialności Polsko-Ukraińskiego batalionu pozostaje napięta. Oficjalnie - zdominowana wciąż trwającymi w gminie Stprce protestami Kosowskich Serbów przeciwko ogłoszonej niepodległości prowincji. Zagrożenie w stosunku do sił KFOR zostało ocenione jako niskie w gminach zamieszkałych przez Kosowskich Albańczyków, a na poziomie średnim w Kosowsko-Serbskich i multietnicznych miejscowościach. Do serbskich protestów przeciwko secesji zdominowanej przez Albańczyków prowincji, a także przeciw pogwałceniu Rezolucji 1244 ONZ dochodzi w zasadzie codziennie. Liczba uczestników tych demonstracji waha się od 150 do 400 osób. Nie stwarzają one - zdaniem dyplomatów - bezpośredniego zagrożenia dla prowadzonej działalności operacyjnej żołnierzy Polsko-Ukraińskiego batalionu. Ogólne zagrożenie w stosunku do międzynarodowych organizacji działających na terenie Kosowa oceniane jest na poziomie średnim.
Anna Wiejak, Kosowo
"Nasz Dziennik" 2008-05-05
Autor: wa