Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Misję w Afganistanie można wygrać

Treść

Rozmowa z gen. Stanisławem Gągorem, szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego

Panie Generale, ilu żołnierzy polskich jest czy też docelowo będzie brało udział w operacji w Afganistanie? Jakie będą ich zadania: stricte bojowe czy np. szkoleniowe, logistyczne?
- Wielkość kontyngentu jest określona na 1200 żołnierzy i tej wielkości przekroczyć nam nie wolno. Obecnie niemal cały kontyngent, jeśli chodzi o stan osobowy, znajduje się już w rejonie operacji w trzech podstawowych bazach: Sharana i Waza Khwa w prowincji Paktika i w bazie Ghazni w prowincji Ghazni. Podstawowym zadaniem jest wsparcie władz Afganistanu w zapewnieniu bezpieczeństwa ludności miejscowej i odbudowie struktur administracji państwowej. Drugim bardzo istotnym zadaniem jest szkolenie afgańskiej armii. Już dziś mamy zespół, który w miejscowości Gardez odpowiada za szkolenie jednostki afgańskiej. Ponieważ potrzeby w tej dziedzinie są ogromne, było to także jednym z tematów rozmów na Komitecie Wojskowym NATO, który spotkał się w Kwaterze Głównej NATO w Brukseli na początku maja. Kraje sojusznicze zwiększają liczbę takich zespołów szkoleniowych dla armii afgańskiej. My też planujemy zwiększyć nasz kontyngent o jeden, może dwa takie zespoły w okresie późniejszym. Gdy niektóre pododdziały Polskiego Kontyngentu Wojskowego powrócą do kraju, wtedy będą mogły się udać w ich miejsce takie właśnie zespoły. Planujemy też wsparcie sił zbrojnych Afganistanu w szkoleniu obsług śmigłowców Mi-17 i Mi-24. Takie zdolności i sprzęt Afgańczycy już mają, natomiast występują potrzeby w zakresie szkolenia obsług. Trzeci obszar zasadniczy to wsparcie rozwoju społeczno-gospodarczego Afganistanu: na dziś mamy już kilka uzgodnionych z władzami lokalnymi projektów, omawiamy i rozważamy kolejne.

Z tego wynika, że spora część, może większość, zadań polskiego kontyngentu nie jest bezpośrednio związana z bezpieczeństwem?
- Nie bez powodu jako pierwsze zadanie wymieniłem zapewnienie bezpieczeństwa. Głównym zadaniem sił ISAF (Międzynarodowe Siły Wsparcia Bezpieczeństwa) w Afganistanie jest wsparcie wysiłków tamtejszego rządu w zakresie zwiększenia bezpieczeństwa oraz odbudowy struktur rządowych i administracji państwowej oraz rozwoju społeczno-gospodarczego. I w tym pierwszym obszarze, mającym zasadniczy wpływ na pozostałe, oczywiście może zaistnieć potrzeba użycia bojowego naszych pododdziałów.

Czy może Pan, Panie Generale, scharakteryzować teren działania naszych wojsk pod względem bezpieczeństwa?
- Jesteśmy we wschodnim rejonie kraju, uważanym za trudny i wymagający. Chciałbym podkreślić, że w opinii dużej części ekspertów jeszcze trudniejszy i bardziej wymagający jest region południowy. Zaletą jest to, że nasze trzy bazy są położone na płaskowyżach, co pozwala na prowadzenie obserwacji okrężnej terenu, szybką reakcję na zagrożenia, i w ten sposób lepsze zapewnienie bezpieczeństwa. Natomiast zadania będą realizowane przez nasz kontyngent głównie w terenie górzystym. Jest to ukształtowanie terenu nieco inne niż w Iraku, ale do terenu o takim ukształtowaniu nasz kontyngent był przygotowywany w kraju i jego wyposażenie też było dobierane pod tym kątem.

Jak kształtują się na interesującym nas terenie kontakty z ludnością cywilną? Czy nie udziela ona np. wsparcia partyzantom? Wiemy, że w niektórych częściach kraju cywile padają z tego powodu ofiarą nalotów.
- To jest bardzo ważna kwestia. Dobre relacje z miejscową ludnością w zasadniczym stopniu przyspieszają osiągnięcie założonych celów przy zapewnieniu także wyższego poziomu bezpieczeństwa żołnierzy. A więc naturalnie wszystkim żołnierzom NATO zależy na jak najlepszych relacjach z ludnością miejscową. Przy dużym wsparciu naszego ambasadora w Kabulu odbyły się już kilkukrotnie spotkania z gubernatorami obydwu prowincji, a także z liderami klanów, na których terenie nasze pododdziały będą działać. Gubernatorzy planują też zorganizowanie posiedzeń szury, czyli przedstawicieli wszystkich plemion, klanów, na których będą informować, że na tym terenie działają i będą działać polscy żołnierze. Wśród społeczności lokalnych daje się zauważyć dużą przychylność i spore oczekiwania co do współpracy i wsparcia ze strony polskiego kontyngentu dla rozwoju tamtych regionów.

Czy mógłby Pan porównać Afganistan i Irak. W powszechnym odbiorze w Iraku trwa wojna, jak wygląda to w Afganistanie? Będzie lepiej czy gorzej?
- Misja iracka jest koalicyjna, afgańska - sojusznicza. To już pierwsza różnica. Jest ich więcej, ale są też i elementy podobne. W obu operacjach zadaniem podstawowym sił międzynarodowych jest zapewnienie bezpieczeństwa, wsparcie dla rządu centralnego w szkoleniu struktur bezpieczeństwa i organów wykonawczych, tj. wojska, policji czy straży granicznej, a także pomoc w odbudowie struktur administracyjnych i w rozwoju gospodarczym. Są też różnice. Wynikają one choćby z innego ukształtowania terenu, z innego klimatu. Kolejna istotna sprawa - w Iraku mamy konflikt między określonymi grupami religijnymi i etnicznymi: sunnitami, szyitami, Kurdami. W Afganistanie też występuje różnorodność etniczna i rozmaitość religijna, ale na dziś nie można powiedzieć, żeby te napięcia były szczególnie intensywne. Są też uwarunkowania wynikające z położenia geograficznego, sąsiedztwa i spowodowanych tym konsekwencji.

A więc jakie będą te konsekwencje dla misji - jej sukcesu i ewentualnych, czego byśmy sobie nie życzyli, strat?
- Kluczem do sprawy w obu przypadkach jest kontakt człowieka z człowiekiem. Mówimy o kwestiach stabilizacyjnych, pokojowych, pojednaniu i zaufaniu - te relacje nie dzieją się między karabinem a człowiekiem. One ostatecznie muszą sfinalizować się między człowiekiem a człowiekiem. Czyli biorąc pod uwagę te różne uwarunkowania i potrzebę kontaktu z miejscową ludnością, żołnierze muszą wybierać takie rozwiązania, które będą najbardziej optymalne.

Uda się uniknąć drugiego Iraku?
- Muszę odpowiedzieć jasno: żołnierzy wysyła się tam, gdzie jest niebezpiecznie. Tam, gdzie jest ład i porządek, nie ma potrzeby wysyłania wojska. Ryzyko jest wpisane w ten zawód. Znaczna część analityków przychyla się ku opinii, że zakładane w misji afgańskiej cele są do osiągnięcia. Dużo słyszeliśmy np. o planowanej wiosennej ofensywie talibów. Dzięki działaniom uprzedzającym sił sojuszniczych takiej ofensywy nie zauważyliśmy. Oczywiście istnieją nadal zagrożenia powodowane użyciem improwizowanych ładunków wybuchowych, przeprowadzaniem ataków samobójczych, ostatnio zdarzają się również porwania. Ale te fakty nie przekonują nikogo, iż to talibowie wygrywają wojnę. Myślę, że na podstawie rozwoju sytuacji w ciągu ostatnich kilku miesięcy można żywić umiarkowany optymizm co do osiągnięcia zakładanych celów. Chciałbym też podkreślić, że samo wojsko nie wygra pokoju w Afganistanie. Jest ono tym elementem, który przede wszystkim powinien zapewnić bezpieczeństwo. Natomiast wygranie pokoju uzależnione jest w znacznym stopniu od wymiaru ekonomicznego, od rozwoju gospodarczego kraju. Należy zaoferować Afganistanowi konkretne rozwiązania w tym obszarze. Dziś ok. 60 proc. PKB tego państwa pochodzi z przemysłu narkotykowego. Co najmniej 4 mln ludzi jest zaangażowanych w ten przemysł, a 1 mln uzależnionych.

Podobno za talibów te plagi występowały w ograniczonej skali.
- To kolejna bardzo interesująca kwestia. Kiedy oni sami byli przy władzy, widzieli, że to jest złe, i zwalczali tę plagę. Dziś, gdy są po drugiej stronie barykady, sami chcą czerpać korzyści i popierają ten proceder. Właśnie wygranie pokoju w Afganistanie będzie zależało w dużym stopniu od zaangażowania i nawet - powiedziałbym - szczodrości społeczności międzynarodowej we wsparciu materialnym, ale też i eksperckim, by Afgańczycy mogli ten rozwój przekierować z przemysłu narkotykowego na inne, korzystne dla nich i dla społeczności międzynarodowej.

Jeszcze jest sprawa doniesień na temat sprzętu, który, jak słyszymy, nie sprawdza się na polu walki, czyli tam, gdzie przede wszystkim ma być używany.
- Na pewno udział w misji ISAF i w operacji Iracka Wolność jest testem dla Wojska Polskiego jako całości: dla wyszkolenia i procedur, ale i sprzętu, systemów uzbrojenia, zabezpieczenia materiałowego. Z udziału w tych operacjach wojsko wyciąga bardzo cenne wnioski, które stara się jak najszybciej wdrażać w życie. To dotyczy nie tylko polskiego wojska, tak samo postępują wszyscy. Podkreślę, że w NATO, a także w UE, mówi się bardzo dużo o tzw. systemie lessons learned: dokładnie lessons identified, lessons learned, lessons implemented, czyli o systemie zbierania doświadczeń, identyfikacji potrzeb i wdrażania wniosków do realizacji. Kiedy rozmawiam z kolegami z innych armii, robią to samo - doświadczenia z operacji adoptowane są bezpośrednio w procesie szkolenia kolejnych pododdziałów, które jako następna rotacja mają uczestniczyć w tej samej operacji. Często brak jest czasu na zmianę oficjalnie obowiązujących procedur z uwagi na to, że wnioski muszą zostać wdrożone pilnie, ponieważ zwiększają bezpieczeństwo realizujących zadania mandatowe. Wszyscy więc korzystają z tego rodzaju wniosków i wdrażają je w system szkolenia i wyposażenia. My też. Na przykład nasz Rosomak w Afganistanie jest inny niż w Polsce, ale też amerykański pojazd opancerzony Hummer jest inny w Afganistanie w naszym batalionie, niż był wcześniej. Został dostosowany do tamtych wymogów, wyposażony w urządzenia, które w innym teatrze działań byłyby zbędne. To naturalne, że z udziału w operacjach wyciągamy wnioski i wdrażamy je w życie w procesie doposażenia i szkolenia następnych rotacji.

Dziękuję za rozmowę.
Krzysztof Jasiński
"Nasz Dziennik" 2007-05-25

Autor: wa

Tagi: misja w afganistanie