Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Minuty do szczęścia

Treść

Jeszcze w 87. minucie meczu w Nikozji Wisła Kraków była w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Niestety, kolejny atak tamtejszego Apoelu przyniósł trzeci cios, decydujący, który pozbawił podopiecznych Roberta Maaskanta złudzeń i awansu. Okoliczności były dramatyczne, ale przyznać trzeba, że Cypryjczycy na sukces zasłużyli, gdyż dominowali przez prawie 90 minut.
Gdy wiślacy wybiegali na boisko w Nikozji, byli jedną nogą w Champions League. Mieli bowiem w zanadrzu zaliczkę z pierwszego spotkania, wygranego przed własną publicznością 1:0. Z jednej strony skromną, ale pozwalającą na rywalizację oczekiwać z optymizmem. Cypryjczycy musieli bowiem atakować, krakowianie mogli grać z ulubionej kontry. Na godziny przed pojedynkiem mistrzowie Polski drżeli jednak o zdrowie Maora Meliksona. Izraelczyk nabawił się urazu na jednym z treningów, miał na nodze ogromnego krwiaka i sztab medyczny musiał uwijać się jak w ukropie, by uczynić go zdolnym do gry. Ostatecznie lider zespołu na zielonej murawie się pojawił. Wisła wyszła na boisko z mocnym postanowieniem obrony wyniku 0:0. Trener Robert Maaskant posłał do boju wybitnie defensywnie usposobioną jedenastkę, z trzema zaledwie ofensywnymi piłkarzami: Meliksonem, Patrykiem Małeckim i Cwetanem Genkowem. Apoel, zgodnie z przypuszczeniami, zaatakował od początku i od razu uzyskał ogromną przewagę. Co gorsza, taki obraz gry nie zmienił się do końca pierwszej połowy. W ciągu 45 minut gospodarze oddali aż 12 strzałów, a wiślacy 2 (żaden celny). Szczęśliwie dobrze spisywał się Sergei Pareiro, tyle że bramkarz jest jak saper. Wystarczy, że pomyli się raz, a dochodzi do katastrofy. W 29. minucie Manduca dośrodkował z rzutu rożnego, piłkę przedłużył Małecki, ale Estończyk złapał ją bez problemów. Po chwili jednak wypuścił z rąk i ta wolniutko wtoczyła się do bramki. Fatalny kiks, brzemienny w skutkach. Do przerwy wynik się nie zmienił, po niej Wisła zaczęła grać nieco aktywniej, ale rozpędzeni Cypryjczycy nadal dominowali. W 54. minucie, po kolejnej szybkiej akcji i błędzie krakowskiej obrony, z najbliższej odległości na 2:0 podwyższył Ailton. W tym momencie wydawało się, że jest po wszystkim, że mistrz Cypru nie wypuści awansu z rąk, zwłaszcza że z wiślaków jakby uchodziły siły. W 71. minucie stało się jednak niemożliwe. Ivica Iliev fantastycznym podaniem uruchomił Cezarego Wilka, a ten równie pięknym uderzeniem zdobył kontaktowego gola, który w tym momencie dawał krakowianom awans. Niestety, nasi nie utrzymali korzystnego wyniku do końca, w 87. minucie pogrążył ich Ailton. Znów po niezbyt pewnej interwencji Pareiki. I znów nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Wisła odpadła na własne życzenie...
Piotr Skrobisz
Nasz Dziennik 2011-08-24

Autor: jc