Ministrowie zajęci mlekiem
Treść
Komisja Europejska przeznaczy dodatkowe 280 mln euro z unijnego budżetu na wsparcie mleczarstwa - poinformowano podczas spotkania unijnych ministrów rolnictwa w Luksemburgu. To i tak nie usatysfakcjonowało rolników, którzy zapowiadają kontynuowanie protestów. Kompletnie ignorowane są za to postulaty polskich rybaków w sprawie zniesienia kwot połowowych.
Producenci mleka nie są zadowoleni z decyzji Brukseli, bo 280 mln euro na wsparcie dla miliona rolników w całej UE hodujących krowy mleczne to kropla w morzu potrzeb. Tym bardziej że znaczna część tych pieniędzy trafi do przetwórstwa. Unijna komisarz ds. rolnictwa Mariann Fischer-Boel przekonywała, że nie ma więcej pieniędzy dla mleczarstwa. - Te 280 mln euro to wszystko, co mam. Nie mam konta w Szwajcarii ani nigdzie indziej - stwierdziła Fischer-Boel.
Producentów mleka to nie przekonuje. Farmerzy z Europy Zachodniej domagają się zmniejszenia limitów produkcji. Chcą także, aby KE podjęła "walkę ze spekulacją w łańcuchu między producentem a konsumentem, w trosce o sprawiedliwe ceny i dochody rolników". Chyba jednak mało kto wierzy w sukces takiej operacji. Bruksela zamierza za to poluzować przepisy dotyczące wykupu od rolników, którzy chcą zrezygnować z produkcji mleka, ich kwot mlecznych - w ten sposób mogłaby spaść ilość mleka na rynku.
Hodowcy bydła mlecznego niewiele zyskali, ale przynajmniej Bruksela z nimi rozmawia i próbuje łagodzić napiętą sytuację. Natomiast postulaty polskich rybaków są wciąż ignorowane. Ministrowie rolnictwa rozmawiali w Luksemburgu i na ten temat, ale decyzje nie zapadły. Nasi rybacy przekonują, że system kwot połowowych jest chory, bo my jesteśmy zmuszani do jego przestrzegania, a tymczasem inne kraje nadbałtyckie się do niego nie stosują i nie spotykają ich za to żadne kary. Na nic zdały się interwencje rybaków w KE i u władz szwedzkich (Sztokholm przewodniczy w tym półroczu pracom UE). Ponieważ nasze wnioski nie zostały uwzględnione, Polacy skierowali skargę do szwedzkiej prokuratury. - W skardze obwiniamy szwedzką prezydencję o to, że nie zajęła się sprawą, oraz polską administrację, która nie wykazywała żadnych inicjatyw w celu naprawy tej sytuacji. Skarżymy także Unię Europejską - zaznaczył Grzegorz Hałubek, prezes Związku Rybaków Polskich.
Hałubek tłumaczy, że zwiększenie limitów połowowych na dorsze o 15 proc. (do ponad 13 tys. ton) niewiele daje, bo sytuacja ekonomiczna rybaków jest wciąż ciężka. Polacy proponują zastąpienie istniejących limitów rocznych jednolitym systemem limitów tygodniowych lub dwutygodniowych, zależnych m.in. od okresów połowowych. Co ciekawe, część unijnych urzędników w nieoficjalnych rozmowach przyznaje rację naszym rybakom, ale gdy przychodzi pora na podjęcie konkretnych decyzji - nie robią nic. Najlepsze byłoby zresztą całkowite zniesienie limitów, co poprawiłoby rentowność tej branży. Komisja Europejska jednak wciąż stoi na stanowisku, że całkowite zniesienie limitów nie jest wskazane, bo doprowadziłoby to do szybkiego zniszczenia populacji dorszy. Nasi rybacy twierdzą, że zasoby tych ryb są bardzo duże i takiego zagrożenia nie ma.
Wojciech Kobryń
Michał Wilk
"Nasz Dziennik" 2009-10-20
Autor: wa