Ministrowie wracają
Treść
Na stanowiska ministrów najpierw powrócili Anna Fotyga i Jerzy Polaczek. Następnymi powinni być: Zbigniew Ziobro i Zyta Gilowska. Premier Jarosław Kaczyński ponownie nominuje na ministerialne stanowiska tych ministrów, których w piątek zdymisjonował, aby nie dopuścić do odwołania członków jego rządu przez sejmową opozycję. Obecny gabinet będzie rządził w Polsce jeszcze 2-3 miesiące do czasu wyboru nowego rządu po wcześniejszych wyborach.
Po ogłoszeniu przez prezydenta przedterminowych wyborów na 21 października znacznego przyspieszenia nabierają przygotowania do sądnego dla wszystkich partii dnia wyborów. Swoją konwencję wyborczą odbyło w sobotę Polskie Stronnictwo Ludowe, wczoraj w Poznaniu konwencję programową - Prawo i Sprawiedliwość, miał ją również LiD. Lewica i Demokraci zebrali się na czele ze swoją "nową twarzą" Aleksandrem Kwaśniewskim, który - jak określił to wczoraj premier na konwencji PiS: "pijany chwiał się nad grobami pomordowanych Polaków, a dzisiaj wzywa obcej pomocy, niemieckiej pomocy przeciw Polsce". Zdaje się, że jeszcze raz dała o sobie znać "szorstka przyjaźń" Kwaśniewskiego z Leszkiem Millerem. Były premier, który miał ochotę wystartować z listy LiD w Łodzi, w ogóle nie znajdzie się na listach wyborczych tej koalicji.
Do 16 września partie będą miały czas, aby zawiadomić Państwową Komisję Wyborczą o zamiarze zgłoszenia swoich kandydatów w wyborach do Sejmu i Senatu. Z kolei do 26 września komitety wyborcze muszą zgłosić do rejestracji w PKW listy kandydatów na posłów i senatorów. Od 6 października natomiast media publiczne rozpoczną nadawanie audycji wyborczych. Próbkę wyborczych wystąpień posłowie dali nam już w piątek podczas debaty nad skróceniem kadencji Sejmu. Niewiele brakowało, abyśmy świadkami wyborczych wystąpień byli również w sobotę. Planowana debata nad odwołaniem Jarosławowi Kaczyńskiemu ministrów nie doszła jednak do skutku. Nic więc dziwnego, że posłowie PO byli wściekli, iż stracili szansę, aby pastwić się nad PiS. - Wszystkie nasze wnioski miały uzasadnienia i polityczne, i merytoryczne, chcieliśmy dokonać oceny rządu Jarosława Kaczyńskiego, po części rządu koalicyjnego. Okazuje się, że opinia publiczna przez swych reprezentantów w parlamencie negatywnie ocenia któregoś z ministrów i domaga się jego odwołania. Tymczasem premier sam ich odwołuje i następnego dnia wnosi o ponowne powołanie. Tego typu wyłomy kładą się cieniem na długie lata - mówił przewodniczący klubu parlamentarnego PO Bogdan Zdrojewski.
Jego klubowy kolega Cezary Grabarczyk dodał, że "Polacy nie chcą, aby tchórze, którzy nie potrafili stanąć oko w oko z parlamentem i obronić swoich racji, pełnili funkcje ministrów". - Ministrowie uczestniczą w ważnych dla naszego kraju negocjacjach i brak konstytucyjnego ministra w tych negocjacjach zaszkodzi interesom Polski. Smuci nas, że Platforma Obywatelska tego zrozumieć nie chce - odpowiadała wiceprzewodnicząca klubu PiS Aleksandra Natalli-Świat.
Sejm traci kontrolę
Politycy opozycji zwracali uwagę, że w takiej sytuacji martwy staje się zapis Konstytucji o możliwości wyrażenia przez Sejm wotum nieufności wobec ministra. Jak się bowiem okazuje, na chwilę przed głosowaniem premier może sam ministra zdymisjonować, by za kilka minut powołać go na nowo. A w przypadku dymisji ministra wniosek o wyrażenie wobec niego wotum nieufności staje się bezprzedmiotowy. Posłowie PiS zwracali jednak uwagę, że jest to odpowiedź na kuriozalne wnioski PO, których celem jest polityczne awanturnictwo. PO zastosowała bowiem manewr, którego Konstytucja nie przewiduje. Zgłaszając wnioski o wotum nieufności, złożyła de facto wniosek o wyrażenie niekonstruktywnego wotum nieufności. Konstytucja zakłada natomiast, z uwagi na pewną stabilność władzy, konstruktywne wotum - czyli złożenie wniosku o wotum nieufności również dla premiera i przedstawienie nowej kandydatury na szefa rządu.
Po Annie Fotydze, która z powrotem w randze ministra już w sobotę uczestniczyła w negocjacjach w Brukseli, i Jerzym Polaczku - ponownie nominowanym na ministra transportu, który udawał się z wizytą roboczą do Chin, na ministerialne stanowiska powrócić mają kolejni odwołani ministrowie. - Nie chcieliśmy i nie mogliśmy doprowadzić do sytuacji, w której rządu nie ma. Jeśli do Brukseli mieliby jeździć ludzie, którzy tam przedtem nie jeździli, i to jeszcze nie w randze ministrów, to byłoby bardzo źle - tłumaczył premier, nazywając inicjatywę PO "awanturnictwem politycznym". Premier zapowiedział, że następni ministrowie stopniowo będą wracać na swoje stanowiska. Jako kolejni Zbigniew Ziobro i Zyta Gilowska. Po zdymisjonowaniu ministrów to premier stał się multiministrem, zastępując odwołanych we wszystkich resortach. - Nie twierdzę, że nie mam żadnych kwalifikacji, ale np. pani premier Gilowskiej nie jestem w stanie zastąpić - dodał Jarosław Kaczyński. Jak zaznaczył wcześniej, nie ma zamiaru długo być prokuratorem generalnym, którego stanowisko objął po odwołaniu Ziobry.
Artur Kowalski
"Nasz Dziennik" 2007-09-10
Autor: wa