Ministerstwo patrzy na dyrektorów
Treść
Pracownicy służby zdrowia coraz bardziej stanowczo domagają się od dyrektorów szpitali podwyżek wynagrodzeń. Do lekarzy, lekarzy rezydentów i pielęgniarek dołączyli także pracownicy ratownictwa medycznego. Dyrektorzy bezradnie rozkładają ręce, bo brakuje im pieniędzy, a Ministerstwo Zdrowia traktuje te problemy jako wewnętrzne kłopoty placówek leczniczych. W zamian na dzisiejszym posiedzeniu rządu minister zdrowia Ewa Kopacz ma przedstawić pakiet ustaw reformujących ochronę zdrowia. Jak dowiedział się "Nasz Dziennik", Platforma Obywatelska zastanawia się nad powrotem do projektu PiS przekazania 4 mld zł z Funduszu Pracy na rzecz NFZ. Wystarczyły niedzielne zapowiedzi Doroty Gardias, przewodniczącej Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, że w szpitalach siostry mogą 21 stycznia rozpocząć akcje protestacyjne, by już w niektórych placówkach pielęgniarki wystąpiły z żądaniami podniesienia ich wynagrodzeń. Też chcemy podwyżek 750 zł więcej chciałyby zarabiać pielęgniarki i położne ze szpitala w Stalowej Woli. Siostry czują się ignorowane przez dyrekcję, dlatego zapowiadają, że w razie braku reakcji dyrektora dojdzie do strajku. - Niewykluczone, że będziemy odchodzić od łóżek pacjentów, ale o tym zdecydują same pielęgniarki - poinformowała Wiesława Wojtala, szefowa OZZPiP w stalowowolskim szpitalu. Wyższych zarobków domagają się także pielęgniarki ze szpitala powiatowego w Tomaszowie Mazowieckim. To ta sama placówka, w której w piątek dopiero pod naciskiem ministra zdrowia lekarze podpisali porozumienie płacowe z dyrektorem. Mają obiecane podwyżki wynagrodzeń, a teraz tego samego domagają się pielęgniarki. Siostry chciałyby zarabiać w tym roku przynajmniej 2 tys. zł, tymczasem obecnie pensja większości z nich wynosi średnio ok. 1200-1300 złotych. Oczekują też, że w następnych latach ich zarobki będą systematycznie rosły, aż osiągną 1,2 średniej krajowej (czyli ponad 3,5 tys. zł brutto). Dyrektor tomaszowskiej placówki nie kryje, że szpital jest zadłużony i nie ma pieniędzy, więc znowu grozi mu ewakuacja. Z podobnymi żądaniami występują pielęgniarki w całym kraju. Argumentują, że uwagę ministerstwa i opinii publicznej zajmowały postulaty i protesty lekarzy, a o ich interesach zapomniano. - Boimy się, że jeśli nie postawimy twardo swoich żądań, to dalej będziemy ignorowane - tłumaczą siostry. Wiceminister zdrowia Andrzej Włodarczyk poinformował, że jeszcze w tym tygodniu dojdzie w ministerstwie do spotkania z delegacją OZZPiP. Podkreślił z zadowoleniem, że siostry mają podobne jak rząd spojrzenie na system ochrony zdrowia: wymaga on gruntownych, systemowych zmian. Tymczasem dyrektorzy już mają sygnały, że wyższych wynagrodzeń domagają się technicy, radiolodzy, a nawet pracownicy administracji, którzy także narzekają na niskie wynagrodzenia. Nadal zagrożony zamknięciem z powodów ekonomicznych jest szpital wojewódzki w Suwałkach. Przerwa w pracy trwałaby od 1 lutego przez trzy miesiące. Przeciwko planom dyrektora są radni wojewódzcy. Wczoraj na ten temat dyskutowano podczas spotkania w Urzędzie Miejskim w Suwałkach. W Pile wstrzymano wykonywanie planowanych zabiegów, bo brakuje na dyżurach anestezjologów. Są oni gotowi dłużej pracować, ale tylko wtedy, gdy dostaną wysokie podwyżki. Taka sama sytuacja jest od początku roku w szpitalu im. Kopernika w Łodzi. Bardzo gorąco zapowiada się także piątkowy zjazd Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego w Piotrkowie. Członkowie związku będą się zastanawiać nad podjęciem akcji protestacyjnej. Nie będzie jej, jeśli uwzględnione zostaną żądania płacowe związku. Jak wyjaśnia Robert Szulc, przewodniczący KZZPRM, w tej chwili wynagrodzenia ratowników medycznych są żenująco niskie, bo wynoszą maksymalnie 1300 złotych. - Na pewno nie będzie tak, że karetki nie będą jeździły do chorych - zapewnia Robert Szulc. Ale strajk może polegać na tym, że ratownicy nie będą wykonywać innych usług, jak np. odwożenie pacjentów ze szpitala do domu. Akcję informacyjną na temat swojej sytuacji materialnej rozpoczynają lekarze-rezydenci. Podkreślają, że zarabiają bardzo słabo, choć spoczywa na nich spora odpowiedzialność, mają też wiele obowiązków w szpitalach, często zastępując lekarzy. - Rezydent zarabia teraz 1757 zł brutto - mówi Dorota Mazurek, pełnomocnik Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy ds. lekarzy rezydentów. - W tamtym roku mieliśmy 50 zł podwyżki, teraz ministerstwo obiecuje nam, że nasze zarobki wzrosną do 2300 zł brutto - dodaje Mazurek. Rząd dzisiaj o zdrowiu Minister zdrowia Ewa Kopacz przedstawi dzisiaj na posiedzeniu Rady Ministrów pakiet ustaw, które mają zreformować system ochrony zdrowia. - Będzie w nim projekt ustawy o dodatkowych ubezpieczeniach medycznych, koszyk niegwarantowanych świadczeń medycznych, projekt ustawy o zakładach opieki zdrowotnej, o restrukturyzacji ZOZ-ów, podziale Narodowego Funduszu Zdrowia - wyliczała minister Ewa Kopacz. Podkreśliła, że bardzo ważne będzie przygotowanie wyceny wszystkich świadczeń medycznych. Do tej pory taka wycena obejmuje 8,5 tys. świadczeń na ponad 18 tys., jakie oferuje nasza służba zdrowia. Ministerstwo liczy na to, że dzięki pakietowi zyska nieco czasu, będzie on także konsultowany ze związkami zawodowymi. Ale już w przyszłym roku mają być widoczne pierwsze efekty reformy. Wrócą 4 miliardy? Jak wynika z naszych nieoficjalnych ustaleń, politycy Platformy Obywatelskiej zaczynają zastanawiać się nad powrotem do pomysłu PiS, aby z Funduszu Pracy przekazać 4 mld zł na konto NFZ. Do tej pory PO uznawała to za niemożliwe, bo rzekomo byłoby to niezgodne z Konstytucją. Posłowie PiS zapowiadają, że swój projekt ponownie skierują dla marszałka Sejmu. Niewykluczone, że Platforma tym razem poprze to rozwiązanie, wprowadzając pewne swoje poprawki. - W końcu i tak dyrektorzy, lekarze i pielęgniarki przyjdą z żądaniami płacowymi do rządu. Te pieniądze by w pewnym stopniu zaspokoiły ich oczekiwania i dały nam czas niezbędny na przeprowadzenie reform - usłyszeliśmy od jednego z parlamentarzystów PO. Krzysztof Losz "Nasz Dziennik" 2008-01-08
Autor: wa