Milan kontra Liverpool
Treść
23 maja w Atenach w wielkim finale piłkarskiej Ligi Mistrzów zagrają AC Milan i FC Liverpool. Włosi w środowy wieczór w porywającym stylu rozbili w proch Manchester United, wygrywając 3:0, zaś dzień wcześniej Anglicy pokonali w serii rzutów karnych londyńską Chelsea. W stolicy Grecji dojdzie tym samym do rewanżu za starcie sprzed dwóch lat. Wówczas w jednym z najbardziej niezwykłych i dramatycznych finałów LM lepsi okazali się liverpoolczycy.
Manchester bronił na San Siro jednobramkowej zaliczki uzyskanej na własnym stadionie. Już po kilku minutach przekonał się, że to będzie zadanie niebywale trudne. Od pierwszych sekund gospodarze ruszyli bowiem do ataku z ogromną siłą, chcąc jak najszybciej wyjść na prowadzenie. W 11. min sztuka ta im się udała, a w gali głównej wystąpili dwaj artyści drużyny z Mediolanu - Clarence Seedorf i Kaka. Holender zgrał piłkę do Brazylijczyka, a ten silnym, mierzonym strzałem z lewej nogi nie dał żadnych szans Edwinowi van der Sarowi. Milan był w tym momencie w finale (tydzień wcześniej przegrał bowiem 2:3), ale nie zwalniał tempa. Bezradni podopieczni sir Alexa Fergusona chwilami nie wiedzieli, co się dzieje. Bezsilni, zaszokowani, sprawiali wrażenie dzieci zagubionych we mgle. A fantastycznie dysponowani mediolańczycy parli nadal do przodu. W 30. min swój kapitalny występ pięknym golem ukoronował Seedorf i gospodarze byli już o krok od finału. Po przerwie zaatakował MU, ale nic z tego nie wynikło. Milan bronił się świetnie, a lider Premier League miotał się bezskutecznie w sieci zastawionej przez włoskich defensorów. Ba, w ciągu całego meczu Manchester ani razu nie zagroził poważnie bramce Didy. A Milan nie bronił się kurczowo, tylko wyprowadzał zabójcze kontry. Po pięknej indywidualnej akcji wynik powinien podwyższyć Kaka, ale przegrał pojedynek z van der Sarem. W 78. min Alberto Gilardino w sytuacji sam na sam wreszcie postawił kropkę nad i - Włosi wygrali 3:0! - Zagraliśmy perfekcyjnie, nie tylko pięknie, ale i skutecznie - chwalił swych podopiecznych Carlo Ancelotti. Kaka dodał: - Wciąż nie pokazałem wszystkiego, na co mnie stać. A załamany Ferguson przyznał, iż rywale wygrali całkowicie zasłużenie:
- Byli szybsi, bardziej agresywni, my ani razu im nie zagroziliśmy.
Po tym, co w środę zaprezentował Milan, przed każdym rywalem powinny ugiąć się nogi. W wielkim finale strachu i bojaźni jednak nie będzie. Liverpool doskonale pamięta wydarzenia sprzed dwóch lat, gdy nie dał się stłamsić, choć przegrywał już 0:3. We wtorek podniósł swe morale, pokonując Chelsea (jednocześnie przesądzając los prowadzącego londyńczyków Jose Mourinho). W meczu, w którym było mnóstwo walki i pasji, mniej zaś piękna, wygrał 1:0 (gol Daniela Aggera), a że taki sam wynik padł w Londynie, o wszystkim musiały decydować dogrywka, a później rzuty karne. Bohaterem serii jedenastek był Jose Reina, który obronił dwa uderzenia rywali (pokonał go tylko Frank Lampard). Jego koledzy w czterech próbach nie pomyli się ani razu i dzięki temu "The Reds" świętowali awans.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2007-05-04
Autor: wa