Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mięsny dołek

Treść

Od wielu miesięcy hodowcy trzody chlewnej skarżą się na nieopłacalność produkcji mięsa. I zdążyliśmy się już do tych narzekań przyzwyczaić. Niepokojące jest jednak to, że taki sam problem zaczęli teraz zgłaszać także drobiarze, bo do tej pory hodowla kurczaków, indyków czy gęsi przynosiła godziwe dochody, również dzięki dużemu eksportowi drobiu. Wszystko zmieniły jednak drożejące z tygodnia na tydzień pasze.
W drobiarstwie jednocześnie nałożyło się na siebie kilka negatywnych czynników. Przede wszystkim rosną ceny pasz z powodu drożejących zbóż, przy jednoczesnym braku podwyżek cen skupu mięsa drobiowego. I tak za tonę paszy trzeba zapłacić już około 1350-1400 zł, podczas gdy choćby w połowie ubiegłego roku pasze były o kilkadziesiąt procent tańsze. Wtedy też hodowla drobiu była opłacalna i zwiększano jego pogłowie. W rezultacie w 2010 r. wyprodukowaliśmy około 1 mln 350 tys. ton drobiu, czyli o ponad 10 proc. więcej niż w 2009 roku. Ponieważ w kurnikach drobiu cały czas przybywa, w tym roku produkcja mięsa ma być nawet o 100 tys. ton wyższa. Zdaniem ekspertów, można już mówić o tym, że mamy nadprodukcję drobiu, bo choć eksport tego mięsa jest duży (400 tys. ton), to i tak zapewne nie uda nam się wywieźć za granicę całej nadwyżki. A skoro tak, to ceny skupu kurcząt i indyków na krajowym rynku nie rosną, a mogą nawet nieco spaść. Jak podaje Agencja Rynku Rolnego, pod koniec stycznia za kurczaki płacono dostawcom w skupie przeciętnie 3,22 zł za 1 kg, a indyki kosztowały prawie 4,90 zł. Rok temu drób był tańszy o około 10 procent. Ale pamiętajmy, że rok temu pasze też były znacznie tańsze. - Produkcja drobiu jest w tych warunkach nieopłacalna - nie ma wątpliwości Rajmund Paczkowski, prezes Krajowej Rady Drobiarstwa. Dla drobiarzy to całkiem nowa sytuacja. O kryzysie nie można jeszcze mówić, ale jeśli obecna sytuacja potrwa dłużej, to właściciele ferm drobiowych mogą wpaść w spore kłopoty.
Tymczasem kryzys pogłębia się w sektorze trzody chlewnej. Tam od dawna rolnicy sprzedają tuczniki poniżej kosztów produkcji. Za tonę paszy rolnik musi zapłacić około 1100 zł (w ciągu kilku miesięcy jej cena wzrosła o 300-400 zł) i jak przekonują hodowcy trzody, kilogram żywca powinien w tej sytuacji kosztować co najmniej 5,50-6 zł, aby zapewnić opłacalność hodowli. Tymczasem średnia cena w kraju to zaledwie około 3,60 złotego. Choć akurat problemy tej grupy rolników wynikają również z dużego importu. Polskiemu rynkowi zaszkodziły głównie Niemcy, które za bezcen wyprzedają swoje tuczniki, aby zminimalizować straty wywołane aferą dioksynową. W Niemczech za 100 kg żywca trzeba zapłacić około 118 euro - to o ponad 20 proc. mniej niż w połowie grudnia ubiegłego roku. Przy zakupach większych partii odbiorcy dostają dodatkowe upusty. Cały czas jest też wysoki import wieprzowiny z Danii i zakłady mięsne wolą kupować tańszy surowiec z zagranicy niż krajowy.
Wsparciem dla producentów wieprzowiny w Polsce i innych krajach UE ma być uruchomienie unijnych dopłat do prywatnego przechowywania mięsa. W ten sposób, jak liczy Komisja Europejska, zostaną z rynku zdjęte nadwyżki mięsa i jego cena może zacznie rosnąć. I tak na przykład za przechowywanie półtusz wieprzowych dopłata wyniesie od 376 euro za tonę (za 90 dni) do 420 euro (150 dni). Dopłaty są jeszcze bardziej zróżnicowane w przypadku przechowywania poszczególnych rodzajów wieprzowiny po dokonaniu rozbioru tucznika. Tutaj dopłata może wynieść prawie 500 euro od tony za przechowywanie przez 150 dni szynki, łopatki, schabu czy karkówki. Trzeba się jednak liczyć i z tym, że dopłaty tylko w niedużym stopniu rozwiążą problem niskich cen wieprzowiny. Bo zgromadzone w chłodniach mięso za jakiś czas trafi na rynek i może spowodować kolejną obniżkę cen, gdy wzrośnie podaż wieprzowiny. Niestety, nadal są niewielkie szanse na to, aby udało się na dłużej odwrócić niekorzystne tendencje na rynku wieprzowiny.
Wszak wedle ekspertów, jeszcze długo będą się utrzymywać wysokie ceny zbóż z powodu małej podaży ziarna (prognozy tegorocznych zbiorów są umiarkowanie optymistyczne), a to oznacza także to, że bardzo drogie będą pasze. Również podaż wieprzowiny będzie duża, co raczej sprzyja najwyżej stabilizacji cen skupu, a nie ich wzrostowi. Trudno też oczekiwać, aby odwróciła się tendencja w handlu zagranicznym mięsem, a więc nadal będziemy więcej wieprzowiny importować niż eksportować i przetwórnie nie będą czuły presji na podnoszenie cen skupu.
Krzysztof Losz
Nasz Dziennik 2011-02-03

Autor: jc