Miedwiediew nie przyjedzie na Powązki
Treść
Wizyta ta ma być, według wielu polityków i komentatorów obu państw, przełomem, "nowym startem", impulsem dla rozwoju i tak coraz lepszych stosunków polsko-rosyjskich. Odbywa się to jednak kosztem rezygnacji strony polskiej z jasnego stawiania istotnych problemów we wzajemnych relacjach i obrony naszych interesów.
W schlebianiu osobliwemu spojrzeniu rosyjskiej elity na naszą przeszłość Bronisław Komorowski w wywiadzie dla rosyjskich mediów posunął się do następującej oceny okresu II wojny światowej: "to, co nas łączy, to na przykład wspólna walka z faszyzmem. Jesteśmy dumni, że w tym okresie byliśmy sojusznikami" - powiedział polityk konsultujący się w sprawach bezpieczeństwa narodowego z Wojciechem Jaruzelskim. W sytuacji, gdy Rosja uzyskuje wszystko to, co chce, a polskim władzom zależy tylko na dobrym wizerunku, rzeczywiście obie strony mogą być zadowolone.
Prezydent Rosji jest w Polsce oczekiwany od dawna. Poprzednio gościliśmy prezydenta Rosji (wówczas Władimira Putina) w 2002 roku, a następnie rosyjscy przywódcy przebywali w Polsce jedynie okolicznościowo: w 2005 r. Putin uczestniczył w obchodach 60. rocznicy wkroczenia armii sowieckiej do obozu Auschwitz-Birkenau, zaś w bieżącym roku Miedwiediew przybył do Krakowa na pogrzeb pary prezydenckiej.
- Obie strony są zdecydowane we wzmocnieniu obecnych pozytywnych tendencji w stosunkach dwustronnych, tworzeniu warunków dla poprawy jakości kontaktów polsko-rosyjskich we wszystkich dziedzinach, w oparciu o zasady wzajemnego szacunku i zainteresowania, prawdziwego dobrego sąsiedztwa i partnerstwa - mówi Siergiej Prichodko z administracji prezydenta Rosji. Wymienił on dokumenty, jakie mają zostać podpisane podczas wizyty. Jest to przede wszystkim umowa o współpracy w dziedzinie transportu morskiego i zwalczaniu zanieczyszczeń Bałtyku. Ma ona określić warunki żeglugi na Zalewie Wiślanym, z którego dostęp do morza możliwy jest jedynie przez Cieśninę Piławską leżącą na terenie obwodu kaliningradzkiego. Zostaną również przyjęte deklaracje o współpracy w dziedzinie modernizacji oraz w sferze energetycznej, o powstaniu centrów dialogu i porozumienia, a także memorandum o współpracy pomiędzy prokuraturami obu krajów.
Bariery psychologiczne
Nic jednak nie wskazuje na to, aby doszło do rzeczywistej zmiany w relacjach władz rosyjskich do Polski. Jak pisze komentator agencji RIA Nowosti Dmitrij Babicz, "nie ma rzeczywistych ekonomicznych sprzeczności między Rosją a państwami Unii Europejskiej, w tym Polską". Jego zdaniem, postęp w relacjach gospodarczych mógłby być jeszcze większy, gdyby nie "bariery psychologiczne" w Polsce. Ma je budować "aktywna i szumna mniejszość o nastawieniu rusofobicznym, która opanowała europejską politykę w ciągu ostatnich dziesięciu lat". Według Babicza, postawa tej "nielicznej mniejszości" wynika z "uwarunkowań psychologicznych, a czasem wręcz psychiatrycznych ludzi, którzy niechęć do Rosji uczynili swoim zawodem".
Opinia rosyjskiego politologa poza tym, że zdradza szydercze nastawienie, wydaje się co najmniej anachroniczna. Współpraca gospodarcza Rosji z państwami Unii Europejskiej układa się znakomicie, wymiana handlowa stale rośnie, a w kluczowej dla Moskwy dziedzinie energetycznej tamtejsi decydenci mogą mówić o samych sukcesach. Wystarczy wymienić realizację dwóch projektów gazociągów omijających Europę Środkową: Północnego (po dnie Bałtyku) i Południowego (przez Bułgarię i Bałkany). Podpisana ostatnio umowa gazowa z Polską jest także wyjątkowo korzystna dla Gazpromu, jej najdalej idące postanowienia zostały złagodzone (jeśli nie jedynie odłożone o kilka lat), głównie z powodu zastrzeżeń Komisji Europejskiej. Zachęceni powodzeniem swoich wysiłków Rosjanie chcą pójść dalej, m.in. poprzez udział w prywatyzacji polskiego przemysłu petrochemicznego. Kwestie te mają być poruszane podczas dzisiejszych rozmów. - Potwierdzam, że omawiane będzie dalsze rozszerzenie współpracy w dziedzinie energetyki - powiedział agencji Interfax Prichodko.
Kreml mówi o wydarzeniach katyńskich
Dalszemu rozszerzaniu rosyjskiej strefy wpływów w naszej części Europy mogą przeszkadzać sporne kwestie dotyczące zamierzchłej i nieodległej przeszłości. Dlatego Rosjanie robią wszystko, aby pokazać, że osiągnięto porozumienie i tematy te są już zamknięte. Chodzi oczywiście przede wszystkim o zbrodnię katyńską i katastrofę smoleńską. W odniesieniu do pierwszej kwestii, do prawdziwego zamknięcia tej bolesnej rany w naszych stosunkach brakuje naprawdę niewiele: odtajnienia dokumentów sprzed 70 lat, rehabilitacji ofiar i uznania mordów z 1940 r. za ludobójstwo. Jednak Kreml wybrał zupełnie inną drogę. Buńczuczna deklaracja rządu rosyjskiego wobec Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, mówiąca o polskich oficerach "zaginionych podczas wydarzeń katyńskich", zniweczyła szanse na ugodowe zakończenie sporu przed tą międzynarodową instytucją. Oświadczenie Dumy Państwowej w tej sprawie ma zapewne zatrzeć złe wrażenie, ale niższa izba rosyjskiego parlamentu nie zdecydowała się na użycie słowa "ludobójstwo" i nie nadała mającej znaczenie prawne rangi swojemu dokumentowi. Przekazano jedynie kolejną partię dokumentów. Na razie nie wiadomo, czy zawierają one naprawdę nowe dla historyków informacje, takie jak np. tzw. lista białoruska. Możemy także liczyć na odtajnienie kolejnych materiałów. Jedyna pewna informacja to uhonorowanie reżysera Andrzeja Wajdy, twórcy znanego filmu "Katyń", wysokim rosyjskim odznaczeniem - Orderem Przyjaźni Federacji Rosyjskiej.
Jeszcze gorzej ma się sprawa z wyjaśnieniem wszystkich okoliczności katastrofy smoleńskiej. Deklaracje o woli współpracy, jej bezprecedensowym charakterze i pełnej jawności wszystkich procedur względem polskich organów są przyjmowane bezkrytycznie i służą polskiemu rządowi do propagandowego przechwalania się "naprawą" stosunków z Rosją. Nic dziwnego, że prezydent Miedwiediew mógł powiedzieć tygodnikowi "Wprost": "Uważam, że współpraca ta w sposób istotny poprawiła nasze stosunki".
Naprzeciw oczekiwaniom Rosjan wychodzą także publiczne wypowiedzi polityków rządzącego w Polsce obozu. - Rosja i Polska powinny unikać niepotrzebnych sporów, jak również tych, którzy na tych złożonych sprawach korzystają, nie szukając racjonalnego wyjaśnienia - powiedział, odnosząc się do śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej, prezydent Komorowski. Dla niego, podobnie jak dla Miedwiediewa, najważniejsza jest wymiana młodzieży, współpraca kulturalna, naukowa itp. W podobnym tonie wypowiedział się minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. - Wizyta niewątpliwie poprawi stosunki między obu krajami - zaznaczył.
Druga strona ma zupełnie inny sposób prowadzenia polityki zagranicznej. Nawet w bardzo napiętym programie wizyty nie zabraknie miejsca na złożenie wieńca pod pomnikiem żołnierzy radzieckich. O wizycie na Powązkach przy grobach dużej części ofiar katastrofy smoleńskiej nie ma mowy.
Piotr Falkowski
Dmitrij Anatoliewicz Miedwiediew urodził się w 1965 r. w Sankt Petersburgu. Jest z wykształcenia prawnikiem i do 1989 roku rozwijał karierę akademicką na uniwersytecie w rodzinnym mieście. Następnie zaangażował się w kampanię wyborczą swojego kolegi Anatolija Sobczaka na stanowisko mera miasta, wszedł do zespołu jego współpracowników. Wtedy poznał Władimira Putina, który wówczas kierował miejską administracją. W 1999 roku, gdy Putin został premierem Rosji, ściągnął Miedwiediewa do Moskwy, gdzie objął stanowisko zastępcy szefa administracji rządowej. Od 2005 r. jest wicepremierem. Z namaszczenia Putina został kandydatem, a następnie zwycięzcą wyborów prezydenckich w 2008 roku. Najbardziej znaczącym politycznie wydarzeniem w okresie prezydentury Miedwiediewa była wojna z Gruzją i zajęcie przez wojska rosyjskie separatystycznych republik Abchazji i Osetii Południowej. Miedwiediew wraz z żoną Swietłaną ma szesnastoletniego syna. Jest miłośnikiem muzyki rockowej, uwielbia nowinki i gadżety techniczne, uprawia kilka dyscyplin sportu i jest autorem internetowego blogu.
PF
Nasz Dziennik 2010-12-06
Autor: jc