Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mieć marzenia i do nich dążyć

Treść

Rozmowa z Mateuszem Sawrymowiczem, pływakiem MKP Szczecin Hasło "Pekin" budzi już u Pana spory dreszcz emocji? - Myślę o nim. Wydaje mi się, że im wcześniej zacznę to robić, to później, w miarę zbliżania się igrzysk, nie będę miał aż takiego stresu. Staram się oswajać z olimpiadą, a przy okazji nie sposób się do niej przygotowywać, nie myśląc o niej. Wiem, że czeka mnie kilka miesięcy niesłychanie ciężkiej pracy, to fundament sukcesu w pływaniu. Bez niej nic nie można osiągnąć. Pekin i walka o medale to oczywiście podstawa, zawody numer jeden, ale po drodze będzie kilka innych imprez, na których nie udało mi się dotychczas odnieść sukcesów i byłoby miło to zmienić. Chodzi mi o mistrzostwa Europy na długim basenie i mistrzostwa świata na krótkim. Jakim zatem trzeba pójść szlakiem, by wszystkie te cele udało się osiągnąć? - Wydaje mi się, że przez ostatnie lata udało nam się wejść na drogę, która jest właściwa i prowadzi mnie w dobrą stronę. Mamy jakąś swoją receptę na sukces, ale i tak podstawą wszystkiego jest ciężka praca. Czasami się zastanawiam, jak mocni będą rywale, jaką formę przygotują na najważniejsze imprezy, który z nich okaże się najgroźniejszy. Z drugiej strony, dobrze wiem, że klucz do sukcesu leży w moich rękach. Ciężka praca - co to oznacza? - Oznacza pokonywanie samego siebie. Każdy z nas już coś w życiu osiągnął, coś zdobył i każdy krok naprzód wymaga czegoś więcej, pokonania jakiejś bariery, granicy własnych możliwości. Nie jest to łatwe, bo przecież i obecne sukcesy sporo kosztowały, nie przyszły same, bez wysiłku. Dlatego walka z sobą, swoimi słabościami, jest tak naprawdę sednem wszystkiego, zaczynem zwycięstw, medali. Przez najbliższe miesiące, ale nie tylko, muszę skupić się na sobie i dać z siebie tyle, ile mogę, bez oszczędzania, odpuszczania sobie. Wierzę, że to przyniesie owoce. Jak pokonać samego siebie, bo to chyba najbardziej niewdzięczny z rywali, najtrudniejszy do pokonania? - Dobrym sposobem jest cel. Ja, gdy jest naprawdę ciężko i mam już dość, wyobrażam sobie, jak może być na olimpiadzie, jak byłoby wspaniale sięgnąć na niej po medal, pobić rekord świata. Gdy to mam przed oczyma, łatwiej znoszę przeciwności, obciążenia, wysiłek. Mieć marzenia i do nich dążyć - to pomaga. Wspomniał Pan o recepcie na sukces. Praca to podstawa, a oprócz niej? - Mądry trening. Staram się wykonywać każde polecenie po kolei, nie opuszczać ani jednej godziny zajęć. Mam dobrego trenera, ufam mu, wiem, że potrafi mnie przygotować optymalnie do kluczowych zawodów. Ważną rzeczą są nowe bodźce, cały czas razem z trenerem staramy się ich szukać. Po pewnym czasie zajęć organizm się bowiem przyzwyczaja do obciążeń i nie jest w stanie wykonać kroku naprzód, nie robi postępu. Nowe bodźce, środki pomagają iść do przodu, wyzwalać rezerwy. Sam dostrzega Pan jakieś swoje braki, elementy do poprawy? - Pewnie. To że jestem mistrzem świata nie oznacza, że jestem pływaniem doskonałym. Nieustannie muszę doskonalić technikę, start czy nawroty, które na długich dystansach odgrywają niebagatelną rolę, mogą poprawić wytrzymałość. Myślę, że jestem w stanie "wyciągnąć" z mojego organizmu dużo więcej i pływać szybciej. Pana pierwszy trener często powtarza, że jedną z tajemnic sukcesów jest głowa, dzięki której doskonale taktycznie rozgrywa Pan swoje wyścigi. To jeden z atutów, a pozostałe? - Na sukces składa się wiele czynników, nie ma jednego przeważającego. Trenerzy np. powtarzają, że mam budowę idealną do długiego dystansu i to pomaga mi osiągać takie a nie inne wyniki. A psychika, faktycznie, ma ogromny wpływ. Staram się kontrolować swoje ciało przez umysł, jeśli wiem, że jestem dobrze przygotowany, przepracowałem solidnie wiele treningów, mam spokojniejszą głowę. Jeśli ona zawodzi - odpowiednio nie reaguje i ciało. Wie Pan już przed startem, jak popłynie, czy też taktykę ustala w zależności od sytuacji i rywali? - Staram się nie ustalać konkretnej taktyki, bo wiem, jak mój organizm będzie się zachowywał - to owoc lat doświadczeń. Pewnie, zachowanie przeciwników ma jakieś znaczenie, ale przede wszystkim staram się robić swoje, a nie patrzeć na nich. Za Panem przełomowy rok, jaki będzie obecny? - No tak, ubiegły rok był bardzo dobry, przyniósł mi sporo sukcesów. Wydaje mi się jednak, że był po prostu konsekwencją tego wszystkiego, co robię od kilku lat. To nie jest tak, że nagle wyskoczyłem do góry, pojawiłem się znikąd. Ciężko trenuję od dawna, staram się iść nieustannie do przodu. A przede wszystkim dbam o to, by sport dawał mi satysfakcję i pozwalał siebie realizować. To daje mi siłę do jeszcze cięższej pracy. A jaki będzie obecny rok? Jeśli nie zabraknie mi wytrwałości i zdrowia, powinien być dobry (śmiech). Poprzeczkę podniósł Pan sobie bardzo wysoko? - Wiem o tym, czuję jakąś presję, ale staram się nią nie przejmować, nie zaprzątać głowy myślami, że ktoś na mnie liczy i mogę go zawieść etc. Przede mną spora szansa na sukcesy, być może życiowe, ale nie mierzę za wysoko, bo nie chcę się rozczarować. Wychodzę z założenia, że lepiej miło się zaskoczyć. Dziękuję za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-01-23

Autor: wa