Michał Elwiro Andriolli - wybitny ilustrator
Treść
W latach 1883-1886 Andriolli pracował w Paryżu dla wydawnictwa Firmin-Didot, wykonując ilustracje m.in. do dzieł Jamesa Fenimore Coopera i Williama Szekspira, które przyniosły mu międzynarodową sławę. Wcześniej w kraju zasłynął jako wspaniały ilustrator arcydzieł literatury narodowej. Słynny wielki artysta przyszedł na świat 2 listopada 1836 roku w Wilnie jako syn polskiej szlachcianki i Włocha, kapitana wojsk napoleońskich, który przybył na Litwę w 1812 roku. Jego ojciec zajmował się rzeźbą, konserwacją zabytków i malowaniem obrazów kościelnych, więc młody Andriolli wzrastał w artystycznej atmosferze i od najmłodszych lat interesował się sztuką. Znaczny wpływ na rozwój jego zainteresowań artystycznych miała jego przyjaźń - już od lat gimnazjalnych - z poetą Władysławem Syrokomlą, malarzem Antonim Zalewskim i kompozytorem Stanisławem Moniuszką. Andriolli często udawał się w podróże po kraju, podczas których szkicował napotkane ciekawe miejsca. Choć ojciec Elwira chciał, by syn skończył medycynę, ten nie posłuchał jego rady i w latach 1855-1858 studiował w Moskiewskiej Szkole Malarstwa i Rzeźby oraz w Cesarskiej Akademii Sztuk Pięknych w Petersburgu, gdzie wyróżniał się swym talentem malarskim wśród studentów. Po ich ukończeniu naukę kontynuował w Akademii św. Łukasza w Rzymie. Szybko jednak wrócił do kraju, w którym nasiliły się prześladowania carskich władz i zsyłki na Sybir. W owym czasie Andriolli na tajnych kursach historii i literatury polskiej w Wilnie wykładał malarstwo. Powstanie i zsyłka Gdy wybuchło Powstanie Styczniowe, Andriolli zaciągnął się do oddziału Ludwika Narbutta. Ranny w bitwie pod Dubiczanami musiał się ukrywać. Został jednak schwytany przez carskich żandarmów i osadzony w więzieniu, z którego udało mu się uciec i dotrzeć do Anglii. W obcym kraju przeżył jedynie dzięki wykonywanym dorywczo rysunkom. Wówczas to, będąc w gościnie u Władysława Mickiewicza, zilustrował powierzoną przez niego książkę "Pamiątki starego szlachcica litewskiego" Henryka Rzewuskiego. Tęsknota za Ojczyzną skłoniła go do powrotu do kraju, do którego dotarł już jako emisariusz Komitetu Emigracji Polskiej. Zdradzony jednak przez przewodnika, został schwytany wraz z towarzyszem podróży Tomaszem Gregutowiczem i trafił do twierdzy w Chocimiu, gdzie skatowany przez carskich funkcjonariuszy poddany został wielomiesięcznemu śledztwu. Tym razem również spróbował ucieczki. W nocy wraz z Gregutowiczem wyłamali kratę w oknie i opuścili się na ziemię po związanych prześcieradłach. Gregutowicz uciekł, Andriollego ponownie jednak schwytano. W 1868 roku wyrokiem sądu wojskowego Andriolli został skazany na 15 lat robót katorżniczych z pozbawieniem wszelkich praw. W końcu wyrok zmieniono na zesłanie do Wiatki (obecnie Kirow, centralna Rosja), gdzie udzielał lekcji rysunku, malował portrety i obrazy religijne. W 1871 roku w wyniku amnestii Andriolli powrócił do kraju, gdzie dzięki pomocy przyjaciół zaczął umieszczać swoje rysunki w popularnych warszawskich pismach - "Tygodniku Ilustrowanym", "Wieńcu" i w "Kłosach". To właśnie w dużej mierze dzięki tym rysunkom, znacznie wzrosło zainteresowanie tygodnikami. Były to zarówno ilustracje do tekstów, jak również rysunki funkcjonujące samodzielnie, do których dopiero je pisano. Andriolli ilustrował także utwory literackie Mickiewicza, Słowackiego, Kraszewskiego, Orzeszkowej i innych. Szybko zdobył popularność i był stawiany na równi z Franciszkiem Kostrzewskim, Juliuszem Kossakiem czy Wojciechem Gersonem. "Po ostatecznym powrocie Andriollego do kraju, po stałym osiedleniu się jego w Warszawie w jesieni 1871 roku, niezmordowana działalność artysty w całej rozwinęła się pełni. Jako współpracownik 'Tygodnika Ilustrowanego', 'Kłosów' i 'Wieńca' - rozpoczął on od tej chwili szereg utworów, pochwyconych z życia miejskiego lub z życia dworów szlacheckich, odwzorowujących w sposób niekiedy żartobliwy, lecz zawsze prawie poruszający myśl jakąś głębszą, z właściwym artyście darem obserwacji, sceny czerpane z naszych stosunków obyczajowych, a często i z palącą ironią dotykających ran społecznych. Żelazną pracą, znakomitym talentem i pełną zapału werwą Andriolli zdobył sobie wkrótce pierwszorzędne w szeregu naszych rysowników miejsce i dążąc coraz wyżej, od ulotnych rysunków do pism obrazowych, przeszedł do ilustrowania najcelniejszych poematów polskich" - pisał po latach "Tygodnik Ilustrowany". W 1873 roku Andriolli kupił dworek w Stasinowie (dziś część Mińska Mazowieckiego), który szybko stał się miejscem spotkań znanych ludzi. Warto nadmienić, że dworek ten 30 lat temu posłużył za scenografię w "Nocach i dniach". Niestety dziś pozostały z niego smutne ruiny. Andriolli nie przestawał podróżować po kraju, co owocowało nowymi ciekawymi rysunkami, przedstawiającymi codzienne życie - jego zwyczaje i obrzędy. "Najtrwalszy w dziedzinie sztuki polskiej pomnik wystawił sobie Andriolli ilustrowaniem arcydzieł piśmiennictwa naszego. Poczet ich rozpoczęła 'Marya' Malczewskiego, do której artysta skomponował wspaniałe kartony, następnie sposobem światłodrukowym do odpowiedniej wielkości zmniejszone. Dalej poszły 'Stara baśń' Kraszewskiego, 'Dęboróg' Syrokomli, 'Lilla Weneda' i 'Balladyna' Słowackiego, 'Pan Tadeusz' Mickiewicza, 'Pamiętniki kwestarza' Chodźki, podobnież z kartonów zmniejszone - 'Bohaterki poezji polskiej' itp., wreszcie olbrzymi karton, przedstawiający chwile z jubileuszu Kraszewskiego w Krakowie, drugi tych samych prawie rozmiarów, na temat 'Skąd wracają Litwini? Z nocnej wracają wycieczki'. (...) Są to zaiste dzieła, zdolne zapełnić całe życie zwykłego pracownika, a jednak Andriolli wykonał je w ciągu lat jedenastu" - czytamy w "Tygodniku Ilustrowanym". Ilustrowany "Pan Tadeusz" W 1879 roku lwowski wydawca Herman Altenberg zwrócił się do Andriollego z propozycją zilustrowania przez niego "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza. Przed nim podjął się tego zadania Juliusz Kossak, ale jego rysunki nie doczekały się publikacji, a oryginały przepadły. Andriolli propozycję przyjął i sporządził około 60 rysunków, w tym 24 ilustracje całostronicowe. W 1881 roku pojawiło się ilustrowane wydanie "Pana Tadeusza", najpierw w formie oddzielnych zeszytów, a potem pięknie oprawionego albumu. Było to wielkim wydarzeniem, tym większym, gdyż zbiegło się z ogłoszeniem konkursu na pomnik Mickiewicza w Krakowie. Krytycy wyrażali różne opinie na temat prac Andriollego. Zarzucano mu z początku m.in. brak prostoty i prawdy, manieryzm, zachwiane proporcje, a nawet brak ironii i humoru w kreślonych postaciach, jednak czytelnikom jego rysunki od razu przypadły do gustu i bardzo się spodobały. Z czasem artysta wyjechał na kilka lat do Paryża, gdzie zdobył również wielki rozgłos. W latach 1883-1886 pracował w Paryżu dla wydawnictwa Firmin-Didot, wykonując ilustracje m.in. do dzieł Teophile Gautiera, Jamesa Fenimore Coopera i przede wszystkim Williama Szekspira, które przyniosły mu międzynarodową sławę. Malował też obrazy, m.in. dla kościołów w Kownie. Po powrocie do kraju postanowił wykonać ilustracje do wszystkich ważniejszych dzieł Mickiewicza. Ilustracje do "Dziadów" nie ukazały się jednak, a kartony do "Konrada Wallenroda" wystawił, ze względu na cenzurę, w swojej pracowni. Do 1880 roku Andriolli kilkakrotnie przyjeżdżał do Nałęczowa, gdzie rysował jego pejzaże. Zresztą kontemplacja przyrody od zawsze sprawiała mu wielką przyjemność. W liście do Władysława Bełzy z 22 grudnia 1881 roku Andriolli pisał: "Śnieg pada obfity i to po raz pierwszy tej zimy. Godzina dziesiąta wieczorem. Siedzimy z żoną w niewielkim pokoiku, który za pracownię i sypialny służy. Stół zawalony przyborami do rysunków, deskami, dziennikami... Z okien domu widok czarowny. Przed nami o trzydzieści kroków trochę w dole, rzeka Świder, który stąd o wiorsty do Wisły wpada... Na prawo i lewo las sosnowy, nad rzeką wielkie olchy i grusze. Prostota i wdzięk swojski". Co ciekawe, w Otwocku artysta budował domy według własnych projektów, nadając im specyficzny charakter poprzez ornamentalne zdobnictwo. Dla jego określenia upowszechniła się nazwa "świdermajer". Wiele willi w tym stylu zdobi do dzisiaj to miasto. Z informatora wydanego w 1893 roku pt. "Wille w Otwocku i warunki pobytu tamże" wynika, że miejscowość zabudowana była wówczas około 100 domami letniskowymi. W ciągu kolejnych 10 lat przybyło aż 500 willi. Powrót do tradycji Michał Elwiro Andriolli zmarł 23 sierpnia 1893 roku w zakładzie leczniczym w Nałęczowie i został pochowany na tamtejszym cmentarzu. Pozostawił po sobie tysiące prac: rysunków, obrazów, szkiców, drzeworytów, z których jednak niewiele się zachowało oprócz ilustracji do "Pana Tadeusza". Andriolli wybrał drzeworyt jako najbardziej odpowiadającą mu technikę, ponieważ dawał on bardzo duże możliwości odwzorowania portretu, krajobrazu czy scen rodzajowych. Gabriela Socha w książce "Andriolli i rozwój drzeworytu w Polsce" podkreśla, że książki ilustrowane przez Andriolliego drzeworytami łączy przede wszystkim atmosfera Polski po Powstaniu Styczniowym. "Upadek Powstania Styczniowego nie wywołał literatury. Nikt nie miał odwagi pocieszania, a niepotrzebne było pisanie dzieł, które by ukazały upadek wielkiego narodu. Poetą powstania zostanie Grottger, którego twórczość określa jedno słowo: żałoba. Przyszłości państwowej nie było, teraźniejszość była nikczemna, została wielka, świetna, nieraz dramatyczna przeszłość. 'Przeszłość im dalsza tym urodziwsza, im urodziwsza tym od serc ludzkich kochańsza'. Taki cytat z Krasińskiego wydrukowano na karcie tytułowej wydawnictwa Jaworskiego z portretami królów polskich w roku 1862. Przeszłość narodowa miała być źródłem pociechy, nadziei, ratunku. Więc malarstwo historyczne, literatura historyczna, ilustracja historyczna. (...) W plastyce, w literaturze, w ilustracji, w czasopismach trwał okres powrotu do szlacheckiej, wiejskiej tradycji, do patriotycznych wspomnień. (...) Malarstwo historyczne oraz ilustracja w czasopismach i książkach pomagały dawnej emigracyjnej poezji i nowej literaturze w organizowaniu duchowego życia narodu. To był okres Grottgera, Matejki, Juliusza Kossaka, Andriollego" - podkreśla Socha. I dodaje: "Sztuka Andriollego była twórczością pożegnania. Szlachcic w dworku z kolumnami, pleban jowialny, Żyd karczmarz, odchodzili w przeszłość na zawsze utraconą. I już wtedy, bo dobry artysta jest wizjonerem, Andriolli, Kossak, Gerson, Matejko mieli świadomość powiększającego się dystansu. Rosja nie szczędziła sił, by polskość w swych granicach zniszczyć. Ale nigdy nie marzy się chętniej niż wtedy, gdy każe się o marzeniach zapomnieć. Więc Andriolli, stawiając przed oczy przeszłość Polski w atmosferze legendy od czasów Piasta (...) był wyrazem uczuć narodu". Piotr Czartoryski-Sziler "Nasz Dziennik" 2008-10-11
Autor: wa