Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Miałyśmy w sobie wiarę w zwycięstwo

Treść

Rozmowa z Joanną Mirek, siatkarką Muszynianki Fakro Muszyna Zadanie wykonane - powiedziałyście do siebie w szatni po piątym, wygranym meczu finału mistrzostw Polski? - Szczerze mówiąc, nie. Plan wykonałyśmy bowiem już w momencie, gdy awansowałyśmy do finału. Taki cel zakładałyśmy przed sezonem, co oczywiście nie znaczy, że nie myślałyśmy o czymś więcej. Drugim zadaniem były zdobycie Pucharu Polski, zadaniem niewykonanym, no ale złoty medal wszystko nam osłodził. Przed sezonem zostałyście uznane za polski "dream team", drużynę, która powinna spokojnie sięgnąć po wszystkie trofea. Jak odbierałyście te opinie? - Nigdy za "dream team" się nie uważałyśmy. Więcej, od samego początku rozgrywek odbierałyśmy mnóstwo głosów krytyki, że gramy poniżej oczekiwań, nie wygrywamy wszystkiego, co do wygrania było. Mało kto zwracał uwagę na to, że nasz zespół był budowany od podstaw, że musimy się lepiej poznać, zgrać, by tryby funkcjonowały jak należy. Wiem, wiem, zaraz pan pewnie powie, że trzon drużyny świetnie znał się z reprezentacji, że powinnyśmy rozumieć się w ciemno. To nie do końca jest prawdą, bo z jednej strony reprezentacja to coś całkiem innego niż klub, a z drugiej w kadrze grała tylko część dziewczyn. Stąd potrzebowałyśmy czasu, którego media nam nie dały. Pamiętajmy też, że sezon był niezwykle ciężki z powodu napiętego terminarza. Liga kolidowała z ważnymi meczami reprezentacji, kalendarz trzeba było ustalać pod interes kadry. Stąd bardzo dużo pojedynków rozgrywałyśmy w krótkim czasie, brakowało treningów, wspólnych zajęć. Finał był jednak najlepszą z możliwych rekompensatą. Czułyście na sobie większą presję niż pozostałe drużyny? - Jak najbardziej. I tak do końca nie rozumiałyśmy, dlaczego nagle wszyscy rzucili się na nas, nie zostawiając możliwości obrony. Przecież patrząc obiektywnie, nie tylko Muszynianka dysponowała dobrym składem, silne były Bielsko, Piła, Kalisz, a jednak to my znalazłyśmy się w ogniu krytyki. To bolało. Na szczęście w najważniejszych meczach sezonu udowodniłyśmy, że jesteśmy wartościową drużyną i potrafimy grać na bardzo wysokim poziomie. Miło było spotkać w Muszynie koleżanki z kadry, z którymi sięgała Pani po mistrzostwo Europy? - Oczywiście, że tak. Podoba mi się filozofia budowania silnej siatkówki w Muszynie, mamy fajny zespół, w którym panuje świetna atmosfera. Na początku było sporo nerwów, to prawda. Media nas nie oszczędzały, nie było miłe czytać przez prawie połowę sezonu, że nie spełniamy oczekiwań albo wręcz powinnyśmy się już zastanowić nad sportową emeryturą. Finał zaczęłyście źle, od wyraźnej porażki, potem pilanki prowadziły w meczach 2:1, a jednak przechyliłyście szalę na swoją korzyść. Co zadecydowało? - Charakter, zimna krew, opanowanie. Na pewno zaprocentowało większe ogranie, a przy okazji byłyśmy świetnie przygotowane do najważniejszych bojów. Spodziewała się Pani, że finał może być tak emocjonujący, dramatyczny i długi? - Doskonale zdawałyśmy sobie sprawę z potencjału Piły. To nie była przecież przypadkowa drużyna, tylko ekipa mająca ogromne możliwości i przygotowana pod względem fizycznym i psychicznym do walki o najwyższe cele. Już w Pucharze Polski pokazała się ze znakomitej strony. Przypominam, iż w półfinale wygrała z nami 3:0, a później sięgnęła po to trofeum. Wiedziałyśmy, że łatwo nie będzie, na szczęście - mimo nerwów - wygrałyśmy. Co było siłą Muszynianki w minionym sezonie, a przede wszystkim w finałowych bojach? - Po pierwsze, doświadczenie. Każda z nas grała kiedyś - choć w różnych okresach - w reprezentacji, co za tym idzie - w ważnych międzynarodowych meczach, w których musiała sobie radzić i z przeciwniczkami, i presją. Po drugie, świetne dopasowanie charakterologiczne zespołu. Byłyśmy drużyną nie tylko dobrą, zgraną, ale także rozumiejącą się na boisku i poza nim. Ponadto każda z nas miała w sobie determinację, chęć walki i wiarę w zwycięstwo. To Pani czwarty mistrzowski tytuł w karierze. Jak wypada w porównaniu z poprzednimi? - Każdy medal bardzo dobrze smakuje, z każdego się cieszę i jest dla mnie równie ważny. Nie mam bardziej i mniej ulubionych. A przy okazji wierzę, że tych krążków, i to złotych, wywalczę jeszcze więcej. Finał potwierdził także inną prawidłowość - jeśli już Pani drużyna wygrywa, to zawsze jest Pani pierwszoplanową postacią na parkiecie. - I cóż ja mogę powiedzieć? Pracuję na to przez cały sezon, przez ciężkie dziewięć miesięcy. Bardzo chciałam zdobyć ten medal, dobrze mi się grało, zawsze wkładam w to, co robię, całe serce. To wszystko. Zostaje Pani na kolejny sezon w Muszynie? - Tak. I pewnie celem będzie już nie tylko obrona krajowego prymatu, ale i dobry występ w Lidze Mistrzyń? - Na rozmowę o celach jest jeszcze zbyt wcześnie, działacze i włodarze klubu w niedalekiej przyszłości pewnie je określą, na razie jednak chcemy cieszyć się z tytułu. Jestem jednak przekonana, że jeśli nasz zespół zostanie utrzymany w obecnej formie, delikatnie tylko uzupełniony - powinnyśmy być w stanie sprawić niejedną niespodziankę. Ale o tym porozmawiamy kiedy indziej. Dziś mam już wakacje. Chyba zasłużone? Dziękuję zatem za rozmowę. Piotr Skrobisz "Nasz Dziennik" 2008-05-08

Autor: wa