Miały być cuda, wyszła obłuda
Treść
Ogłuszający huk syren, wybuchy petard, płonące opony. Kilka tysięcy hutników ze Stalowej Woli manifestowało wczoraj na ulicach Rzeszowa przeciwko drastycznym podwyżkom cen energii i brakowi rządowego programu ratowania polskiej gospodarki. Niekontrolowany wzrost cen energii elektrycznej, na której opiera się produkcja, dla hutniczego zagłębia oznacza zapaść i dramat tysięcy zwalnianych pracowników i ich rodzin. Protestujący przekazali petycję wojewodzie podkarpackiemu. Domagają się od rządu zdecydowanych kroków w walce z kryzysem.
Takiej manifestacji Rzeszów już dawno nie widział. W odpowiedzi na apel Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjnego, skupiającego szereg organizacji związkowych ze stalowowolskich zakładów, do stolicy Podkarpacia zjechało około 70 autokarów konwojowanych przez policję. W ten sposób hutnicy, a także przedstawiciele innych zakładów Stalowej Woli postanowili bronić miejsc pracy, zaprotestować przeciwko drastycznym podwyżkom cen energii elektrycznej. Ich zdaniem, posunięcia te wynikają z monopolistycznych praktyk stosowanych przez dystrybutorów energii, na co rząd Donalda Tuska pozostaje głuchy.
"Miały być cuda, wyszła obłuda", "Chcemy pracować, a nie manifestować" - głosiły transparenty przyniesione przez związkowców. Protestujący domagają się, by rząd doprowadził do wycofania podwyżek cen energii, które przekroczyły 40 procent. Ponadto żądają wprowadzenia programów pomocowych dla zagrożonych zakładów i zwalnianych pracowników, w tym dla upadającego Zakładu Zespołów Mechanicznych, oraz zwołania w trybie natychmiastowym (w ciągu dziesięciu dni) Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego.
Delegacja związkowców złożyła petycje na ręce wicewojewody Podkarpacia Małgorzaty Chomycz, która obiecała, że postulaty protestujących hutników zostaną przedstawione rządowi. Ponadto zapewniła, że w ciągu 10 najbliższych dni w Stalowej Woli dojdzie do spotkania Wojewódzkiej Komisji Dialogu Społecznego.
- Jesteśmy tu po to, aby przeciwdziałać i zapobiec temu, co może spotkać stalowowolskie zakłady pracy, ale także całą polską gospodarkę. Ten rząd nie ma programu, mało tego, pozostaje głuchy na nasze apele i pisma, które kierowaliśmy jeszcze w ubiegłym roku. Jeżeli rząd odpowiedziałby na nasze apele i wprowadziłby programy osłonowe dla polskiej gospodarki, nie doszłoby do upadłości m.in. Zakładu Zespołów Mechanicznych w Stalowej Woli. Ten rząd nie robi nic! - powiedział Henryk Szostak. - Jeżeli nie ma pomysłu na uzdrowienie polskiej gospodarki, a nie ma, i nie potrafi tego zrobić, co widać gołym okiem, to niech nie udaje i zerżnie program od innych. Polityka państwa polskiego w kwestii ratowania polskiej gospodarki jest wyśmiewana w całej Europie - dodał Szostak. Jego zdaniem, to początek dramatu nie tylko dla Stalowej Woli, ale dla całego kraju.
- Jeżeli rząd chce dalej udawać, że nic się nie dzieje, nie zareaguje i nie zabierze się do rzetelnej pracy nad rozwiązaniem kryzysu, to zbliża się wiosna i na pewno przypomnimy o sobie w Warszawie - zapowiada Henryk Szostak.
70 procent zamówień mniej
Przed Podkarpackim Urzędem Wojewódzkim związkowcy spalili czarną trumnę, która miała symbolizować upadający przemysł Stalowej Woli, a sam urząd obrzucili petardami. Manifestacja rozpoczęła się przed siedzibą Rzeszowskiego Zakładu Energetycznego, gdzie hutnicy przekazali zarządowi stanowisko w sprawie ponad 40-procentowych podwyżek cen prądu dla przedsiębiorstw. Pierwsze efekty podwyżek cen prądu, które obowiązują od stycznia br., są już w Stalowej Woli widoczne. Początek zapaści w hutniczej branży zwiastuje upadłość Zakładu Zespołów Mechanicznych, gdzie pracę straci co najmniej sześćset osób spośród tysiąca zatrudnionych. W związku z kryzysem w ciągu kilku miesięcy firma straciła około 70 proc. zamówień. Komornik zajął konta spółki, a z powodu zaległości w płatnościach zakład energetyczny odciął dostawy prądu do części zakładu. Trudna sytuacja jest także w Hucie Stali Jakościowych, która w bieżącym roku ograniczy produkcję o 25 procent.
- Spadek produkcji i drastyczne podwyżki cen energii elektrycznej powodują, że udział kosztów energii w produkcji jednej tony stali w br. wzrośnie z 7 do 10 procent. To z kolei wymusza drastyczne obniżenie kosztów we wszystkich obszarach działalności i oznacza, że co najmniej 150 osób straci pracę - mówi Wincenty Likus, prezes Huty Stali Jakościowych.
W ocenie prezydenta Stalowej Woli Andrzeja Szlęzaka, który także uczestniczył w manifestacji w Rzeszowie, wzrost cen energii powoduje, że hutnicze spółki stają się coraz mniej konkurencyjne na rynku, a konsekwencje są widoczne także w zmniejszeniu wpływów do miejskiej kasy. Jego zdaniem, winę za taki stan rzeczy ponosi polski rząd. - Wszelkie zaniechania i brak działań szczebla centralnego sprawiają, że energetyka w Polsce w dużej mierze jest domeną monopolistów. Ci z kolei czują się bezkarni, bez umiaru podnosząc ceny. Tylko autentycznie wolny rynek energetyczny byłby w stanie to wszystko zweryfikować. Zła sytuacja firm spowoduje zmniejszenie wpływów do budżetu państwa, zwiększenie bezrobocia, a co za tym idzie - rząd będzie musiał wspierać sferę społeczną - uważa Szlęzak, który obawia się także odpływu inwestorów zagranicznych działających w stalowowolskiej podstrefie Tarnobrzeskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.
Protest związkowców w Rzeszowie to na razie tylko ostrzeżenie i apel do władz o podjęcie zdecydowanych działań wobec sytuacji kryzysowej. Dalsze zaniechania mogą spowodować eskalację protestów.
Mariusz Kamieniecki
"Nasz Dziennik" 2009-02-06
Autor: wa