Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Merkel kontra reszta

Treść

Angela Merkel mimo nacisków Nicolasa Sarkozy´ego nie wyraża zgody na emisję euroobligacji. Ani na to, by Europejski Bank Centralny odgrywał zasadniczą rolę w zarządzaniu kryzysem europejskiego zadłużenia. Po nieformalnym spotkaniu w Strasburgu niemieckiej kanclerz i prezydenta Francji, na które zaproszono włoskiego premiera Mario Montiego, wydaje się, że Berlin i Paryż doszły do porozumienia w kwestii korekty unijnego traktatu.

Euroobligacje i rola Europejskiego Banku Centralnego w zarządzaniu kryzysem nadal dzielą Unię Europejską. Niemieckie weto wobec zwiększania roli EBC oraz brak zgody na emisję obligacji powodują coraz większą irytację nie tylko Komisji Europejskiej, lecz także drugiego europejskiego motorniczego, jakim jest Francja. Aby wymusić zgodę Berlina, prezydent Francji Nicolas Sarkozy postanowił poprzeć niemieckie dążenia do takiej zmiany traktatu unijnego, by łatwiej było karać kraje łamiące zasady paktu stabilności i wzrostu, a nawet by można było nakładać na nie sankcje i poddać kurateli Brukseli. Dlatego francuski prezydent oświadczył, że wspólnie z Merkel zaproponuje zmiany w traktacie unijnym zwiększające spójność polityki ekonomicznej strefy euro, aby uporać się z kryzysem zadłużenia. - Trzeba zbieżności polityki ekonomicznej krajów strefy euro. Razem z Angelą Merkel złożymy niebawem propozycję modyfikacji unijnego traktatu, aby uniemożliwić silnym państwom tworzenie różnic w dziedzinie budżetowej, ekonomicznej lub fiskalnej - deklarował prezydent Francji.
Federalny minister finansów Wolfgang Schaeuble proponuje wprowadzenie w traktacie takich zmian, by na wzór niemiecki w całej Unii Europejskiej wprowadzić "hamulec bezpieczeństwa", czyli zasadę, że zobowiązania finansowe netto zaciągane przez państwo nie mogą przekroczyć 0,35 proc., a całkowity dług 60 proc. PKB. Wprowadzenie tej reguły wiąże się ze zmianą obowiązującego traktatu unijnego, czego nie ukrywa i do czego zmierza, oprócz Merkel, także niemiecki minister finansów. W konsekwencji Komisja Europejska otrzymałaby m.in. prawo ingerencji w projekt budżetu danego kraju, jeżeli byłby on, zdaniem brukselskich urzędników, budżetem w jakikolwiek sposób zagrażającym stabilności finansowej Unii Europejskiej.
Przed manipulacjami w traktacie ostrzega szef luksemburskiej dyplomacji Jean Asselborn, który w liście otwartym skierowanym do Angeli Merkel napisał, że zmiana traktatu uruchomi niebezpieczną dynamikę zmian. "Utopią jest założenie, że w razie zgody na zmiany dojdzie jedynie do małej korekty pojedynczego punktu, bowiem jak wynika z prowadzonych dyskusji, np. Wielka Brytania w przypadku zmian traktatu ma całkowicie odmienne plany" - napisał Asselborn. Oficjalnie rząd w Berlinie oponuje przeciw emisji euroobligacji. Ale nawet w kręgach polityków chadeckich coraz częściej słychać opinie, że na dłuższą metę Niemcy, blokując decyzje Komisji Europejskiej w tej kwestii, same się izolują na arenie unijnej. Dlatego - jak piszą niemieckie media - nie jest wykluczone, że część parlamentarzystów CDU oraz CSU, wbrew kanclerz Merkel i ministrowi gospodarki Philippowi Roeslerowi (FDP), zagłosuje za emisją. Na kilka godzin przed spotkaniem w Strasburgu francuski minister spraw zagranicznych Alain Juppé zaapelował do Centralnego Banku Europejskiego o "odegranie głównej, esencjonalnej roli" w ocaleniu strefy euro. - Europejski Bank Centralny powinien odegrać zasadniczą rolę w przywróceniu zaufania - deklarował Juppé na antenie radia France Inter. Dodawał, że sprawa jest bardzo pilna, bo kryzys dotyka wszystkich gospodarek strefy euro, nawet tych najsilniejszych. Ta wypowiedź nastąpiła kilka godzin przed rozpoczynającym się w Strasburgu miniszczytem francusko-niemiecko-włoskim, dlatego niemiecka prasa potraktowała ją jako prowokację.

Waldemar Maszewski, Hamburg
Franciszek L. Ćwik, Caen

Nasz Dziennik Piątek, 25 listopada 2011, Nr 274 (4205)

Autor: au