MEN głuche na protesty
Treść
Rada rodziców Zespołu Szkół przy Ambasadzie RP w Atenach im. Zygmunta Mineyki zawiązała sztab kryzysowy - poinformowała przewodnicząca rady rodziców Hanna Barczuk. W sobotę do Ministerstwa Edukacji Narodowej trafiło pismo z prośbą o wyjaśnienie sytuacji. Dotychczas jednak MEN milczy w tej sprawie. Rodzice uzgodnili, że w niedzielę przed Ambasadą Polską w Atenach, gdzie odbędą się obchody 90. rocznicy odzyskania niepodległości, zorganizują manifestację. Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że dyrektor polskiej szkoły Marzannie Gysler ze względu na jej zaangażowanie w ratowanie szkoły w Atenach grozi utrata pracy.
- Będziemy walczyć o szkołę - zapowiada Hanna Barczuk. - Jesteśmy zdeterminowani. Może ktoś z ministerstwa w końcu się do nas odezwie. Panią minister Katarzynę Hall, od kiedy objęła urząd, stale prosimy o przyjazd. Cały czas nas zwodzi, obiecuje i nie przyjeżdża. Działa za plecami - skarży się przewodnicząca rady rodziców. Jak dodaje, dyrektor szkoły nie jest powiadamiana o planach i działaniach MEN w tej sprawie.
- My nie walczymy o 50, ale o 1400 dzieci - przypomina Barczuk. I zwraca uwagę na fakt, że w innych (niepolskich) szkołach, do których uczęszcza np. pięcioro polskich dzieci, za ich naukę MEN płaci aż 64 tys. euro rocznie, podczas kiedy polskiej szkole odmawia przyznania dodatkowych 2 tys. euro na wynajęcie większego budynku. W efekcie 800 dzieci uczy się w czternastu klasach na trzy zmiany. - Nawet socjolog, który pojawił się, aby przystosowywać nas do likwidacji, stwierdził, że pracujemy tutaj jak maszyny. Naprawdę robimy kawał dobrej roboty - uważa Barczuk.
Ministerstwo Edukacji Narodowej, indagowane również przez "Nasz Dziennik", milczy w tej sprawie. Nie chce rozmawiać nawet z radą rodziców. Bulwersujący jest też brak zainteresowania ze strony większości polskich mediów (notabene sprawą zainteresowała się nawet grecka telewizja). - Napisaliśmy do mediów w Polsce i jeszcze nikt się nie zainteresował. Jedna z dziennikarek chciała do nas przyjechać, ale Michnik zabronił: "szkoła ateńska - koniec tematu". Każdy po cichu wie, ale boją się powiedzieć - zaznacza Barczuk, przypominając, że mieszkający i pracujący za granicą Polacy są również polskimi podatnikami. - Nie godzimy się na takie traktowanie - podkreśla.
- Myślę, że jest to spójna polityka obecnego rządu, a tym bardziej ministerstwa edukacji - ocenia były wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski (LPR). - Teraz, kiedy wiadomo, że skala emigracyjna jest bardzo wysoka, a wyjeżdżają głównie ludzie bardzo młodzi, bądź ze swoimi rodzinami, bądź rodziny przyjeżdżają tam do nich, niedanie dzieciom możliwości kształcenia się w języku polskim jest polityką świadomą wynaradawiania dzieci - konstatuje. Orzechowski zwraca uwagę na to, iż mimo usilnych starań Polaków mieszkających w Szkocji, MEN nie wyraziło zgody na otwarcie tam szkół polskich. - W tym roku placówki dyplomatyczne w Szkocji, m.in. z Edynburga, zwróciły się z prośbą o utworzenie nowych szkolnych punktów konsultacyjnych. W Szkocji, gdzie jest bardzo dużo Polaków, nie ma do tej pory ani jednej polskiej szkoły. Minister edukacji nie wyraziła zgody - zaznacza Orzechowski. - Tak wyglądają cuda Donalda Tuska objawiane Polakom mieszkającym za granicą - ironizuje.
Anna Wiejak
Współpraca Aleksandra Gawlik
"Nasz Dziennik" 2008-11-14
Autor: wa