Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Meksykanie oskarżają Amerykanów

Treść

Pierwsze ogniska świńskiej grypy zostały stwierdzone w wiosce La Gloria w stanie Veracruz w południowo-wschodnim Meksyku. Mieszkańcy są przekonani, że to na skutek sąsiedztwa wielkiej farmy hodowlanej tuczników należącej do amerykańskiego koncernu Smithfield Foods. Amerykanie w oficjalnym oświadczeniu zaprzeczyli oskarżeniom, powołując się na wyniki badań epidemiologicznych, z których wynika, że żadne ze zwierząt hodowanych w La Gloria ani żaden pracownik fermy nie są zarażeni wirusem.

Mieszkańcy La Glorii przekonują, że musi być jakiś związek między farmą a wzrostem zachorowań na grypę. W wiosce mieszka niespełna 3 tys. ludzi, tymczasem od lutego objawy chorobowe zanotowano u około 500 osób. Zaś u pięcioletniego Edgara Hernandeza wykryto mutację wirusa świńskiej grypy A/H1N1, którego dotąd nie znano. Co prawda nikt z mieszkańców La Glorii nie miał bezpośredniego kontaktu z farmą Granjas Carrol, należącą do Smithfield Foods, ale ich zdaniem, zarazki roznosiły muchy. W Granjas Carrol hoduje się rocznie prawie milion świń. Podejrzenia mieszkańców potwierdziła też część lekarzy cytowanych przez meksykańską prasę, która nie omieszkała odwołać się także do antyamerykańskich nastrojów w społeczeństwie, bo znowu wszystkiemu winni są przybyli z północy "gringos". Obawy Meksykanów zaczęły narastać, bo przecież w tym kraju działa wiele farm hodujących trzodę chlewną, a prowadzonych przez amerykańską firmę lub podmioty od niej zależne. Mało brakowało, aby wybuchła panika, tym bardziej że chorych przybywa (zarażonych jest w kraju 260 osób, z których 12 zmarło, choć liczba nowych zachorowań spada).
Ponieważ informacje wskazujące na to, że to farma należąca do Smithfield Foods była źródłem świńskiej grypy, zaczęły się rozprzestrzeniać, Amerykanie wydali oświadczenie, w którym odpierają zarzuty. Powołują się przede wszystkim na badania przeprowadzone przez meksykańskie służby sanitarne i weterynaryjne, które wykluczyły taką możliwość. Kontrolerzy nie wykryli "żadnych śladów skażenia" na terenie farmy, nie stwierdzono także, aby zarażony był ktoś z pracowników Granjas Carrol.
"Nasze farmy produkcyjne ściśle współpracują z władzami Meksyku w dochodzeniu możliwych źródeł epidemii. Przekazały też próbki weterynaryjne do przeprowadzenia testów na Uniwersytecie w Meksyku. Opierając się na dostępnych informacjach, Smithfield nie ma powodu do wiary, iż wirus ten w jakikolwiek sposób jest powiązany z jego hodowlami joint venture w Meksyku" - brzmi stanowisko koncernu. "Nasze farmy w Meksyku rutynowo prowadzą szczepienia przeciw grypie i co miesiąc sprawdzają potencjalną obecność wirusa świńskiej grypy" - zapewniają Amerykanie.
Szybka reakcja koncernu na oskarżenia nie dziwi, bo jeśli konsumenci uwierzyliby w winę Amerykanów (bez znaczenia byłoby nawet to, czy te oskarżenia są prawdziwe, czy nie), groziłoby to znacznym spadkiem sprzedaży wieprzowiny przez Smithfield Foods, który jest nie tylko największym hodowcą świń na świecie, ale także największym światowym producentem surowej wieprzowiny z rocznymi obrotami na poziomie ponad 12 mld USD.
Tymczasem Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) podniosła z 4. do 5. stopnia zagrożenie epidemią świńskiej grypy (najwyższy jest stopień 6.). WHO argumentuje, że przypadki zachorowań na tę chorobę zdarzyły się już nie tylko w Meksyku i USA, ale także na innych kontynentach, co świadczy o tym, iż niebezpieczny wirus zaczyna się rozprzestrzeniać.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2009-05-02

Autor: wa