Medytować... to słuchać
Treść
Na początku Reguły św. Benedykta jest wezwanie do słuchania. Czego mnich ma słuchać? Napomnienia łaskawego ojca przyjmuj chętnie i wypełniaj skutecznie, abyś przez trud posłuszeństwa powrócił do Tego, od którego odszedłeś przez gnuśność nieposłuszeństwa /Prolog 1-2/. Zalecenie to możemy zastosować nie tylko do życia mniszego, ale również do życia każdego z nas. Ojcem, o którym Benedykt tutaj mówi jest przecież sam Chrystus. Jego napomnienia mają nam pomóc w zbliżaniu się do Niego.
W języku łacińskim posłuszeństwo to obœdientia. Natomiast czasownik być posłusznym to obœdire. Może to jednak też znaczyć słuchać (kogoś czy czegoś), działać zgodnie z wolą czy nawet rozkazem kogoś, iść za czyjąś radą. Słuchanie zatem łączy się z posłuszeństwem. Odnosząc to do praktyki medytacji mamy wyraźną wskazówkę postępowania. Stojąc przed Panem na medytacji, nie możemy poprzestać tylko na słuchaniu Pana, „wysłuchaniu co On ma do powiedzenia”, należy być jeszcze posłusznym usłyszanemu słowu. W powyższym zdaniu z Reguły jest bowiem wspomniane nasze nieposłuszeństwo. My zaś je wypowiadamy w formule podczas medytacji, gdy uznajemy siebie grzesznikiem. Jest to przyznanie się do tego, że odeszliśmy od napomnień Pana. To przyznanie się do własnego błędu, niewierności, kierowania się własną wolą. To przyznanie się do tego, że Chrystus nie był naszym Panem. Jednak medytujący nie poprzestaje na tym. On idzie dalej. Chce zmienić swoją sytuację. Pragnie wejścia na drogę powrotną – zmiłuj się nade mną. Te słowa wyrażają w nas chęć powierzenia się naszemu Panu, pełnieniu Jego woli, a nie swojej. Dlatego do medytującego można zastosować słowa św. Benedykta z początku Reguły: Do ciebie więc kieruję teraz moje słowa, kimkolwiek jesteś ty, co wyrzekasz się własnych chęci, a chcąc służyć pod rozkazami Chrystusa Pana, prawdziwego Króla, przywdziewasz potężną i świętą zbroję posłuszeństwa /Prolog 3/. Praktykujący medytację chrześcijańską pragnie służyć pod rozkazami prawdziwego Króla i Pana – Chrystusa. Posłuszeństwo ma być tą potężną i świętą zbroją, która będzie jego chronić przed różnymi atakami nieprzyjaciela. To posłuszeństwo nie może być jednorazowe, okazjonalne czy dostosowane do moich warunków. Ono powinno trwać nieustannie, podobnie jak modlitwa nieustanna… Wspomina o tym św. Benedykt, pisząc dalej w prologu: Posługując się dobrem, jakie w nas złożył, powinniśmy zatem zawsze być Mu posłuszni /Prolog 6/.
Postępując w ten sposób będziemy wzrastać na drodze rozwoju duchowego i medytacja będzie owocować w naszym życiu.
Z powyższego zdania Reguły wynika jeszcze jedna nauka dla każdego z nas. Posługując się dobrem, jakie w nas złożył… Bóg złożył w człowieku dobro. Co więcej, sam człowiek jest dobry, bo „Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (Rdz 1,31). Człowiek został zatem przez Boga obdarowany. „Jako dobrzy szafarze różnorakiej łaski Bożej służcie sobie nawzajem tym darem, jaki każdy otrzymał” (1 P 4,13). Każdy ma w sobie jakiś dar, jakieś dobro. Problem może być jedynie w znalezieniu tego dobra, tego daru. Medytujący jest już obdarowany, zanim jeszcze rozpoczął medytować. Praktyka ma tylko wydobyć na powierzchnię, jak wielkie to dobro i jaki dar każdy z nas otrzymał. Owo obdarowanie to odkrycie, że jestem umiłowanym dzieckiem Boga. To odkrycie swoich możliwości, swoich zdolności. To zobaczenie, do czego Bóg mnie wzywa, czego ode mnie oczekuje. To słuchanie… Słuchanie Bożego głosu. Słuchanie sposobu, w jaki mam Jemu służyć. To słuchanie, aby być coraz bardziej Jemu posłusznym, aby coraz bardziej pełnić Jego wolę, aby być coraz bliżej mojego Pana i Króla.
Dlatego, idąc za św. Benedyktem, możemy razem z nim wołać: „Otwórzmy nasze oczy na przebóstwiające światło, a nasze uszy na głos Boży, który nas codziennie napomina wołając: Obyście usłyszeli dzisiaj głos Jego: nie zatwardzajcie serc waszych (Ps 96,8) /Prolog 9-10/. Słowa te ładnie wpisują się w postawę medytującego. Ten, kto prawdziwie podejmuje praktykę, będzie całym sobą kierował się w stronę Pana, wyczekując Jego słowa. Słowo to zaś napomina nas – nie zatwardzajcie serc waszych. Autentycznie medytujący wie, że jego serce nie jest doskonałe. On wie, że jest grzesznikiem, dlatego woła – zmiłuj się nade mną. Ta nasza niedoskonałość może być stopniowo przezwyciężana, w miarę postępowania na drodze medytacji, podczas której otwieramy nasze uszy na głos Boży. Pięknie to wyraża jeden z apoftegmatów: „Ktoś zapytał opata Pojmena o zatwardziałość serca. Starzec odpowiedział: Woda z natury jest miękka, a kamień twardy. Gdy jednak woda bez przerwy pada na kamień, wydrąży go. Tak samo słowo Boże jest delikatne i łagodne, a nasze serca twarde. Kto jednak często słucha słowa Bożego i rozważa je, wówczas bojaźni Bożej przygotowuje miejsce w sercu, tak że może ona wejść”.
To porównanie serca do kamienia możemy przenieść na medytację chrześcijańską. Właśnie praktyka, którą codziennie podejmujemy jest tą wodą, która będzie każdego dnia spadała na nasze serce, na naszą duszę. To nieustanne podanie wody jest przecież naszą nieustanna modlitwą, jest ciągłym wołaniem Panie Jezu Chryste Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem. Jeżeli będziemy w tym trwać, to w końcu nasze serce zacznie mięknąć i stawać się bliższe sercu Pana i Króla. Jeżeli nie ustaniemy w praktyce, słuchając tego, co ma nam do powiedzenia sam Bóg, to będziemy rzeczywiście nie zatwardzali serc, to będziemy widzieć dobro, jakie jest w nas złożone i będziemy potrafili tym dobrem dzielić się z innymi.
medytacja chrześcijańska krok po kroku – zobacz co warto przeczytać… kliknij tutaj
Brunon Koniecko OSB
Źródło: ps-po.pl, 07 września 2015
Autor: mj