Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mazurki i polonezy w polskim sierpniu

Treść

Nie bez znaczenia był czas, w którym odbywał się ten piękny i ważny w kulturalnym życiu naszego kraju festiwal. Chopin, jego muzyka to polskość i czas romantyzmu, kiedy to najszlachetniejsi, najwybitniejsi Polacy pióra (Norwid, Mickiewicz, Słowacki, Krasiński), muzyki (Moniuszko, Chopin) swoimi utworami walczyli o Ojczyznę. To znakomicie, że organizowany już po raz piąty przez Narodowy Instytut Chopina festiwal o charakterze międzynarodowym odbywał się właśnie w sierpniu, bo tym samym poprzez Chopina i jego muzykę wpisał się w piękny, jakże patriotyczny polski kalendarz dziejów.

Sierpień jest miesiącem bogatym w historię naszego Narodu. Ileż tu znaczących dat. Właściwie każdy dzień to następna kartka z historii. Cały sierpień, aż do początków października, to pamięć o trwających walkach powstańczej Warszawy. W połowie tego miesiąca przywołujemy pamiętny Cud nad Wisłą, wojnę polsko-bolszewicką, rzeczywiście tylko cudem wygraną z najeźdźcą dysponującym siłą o tak ogromnej przewadze pod każdym względem. Sierpień to także "Solidarność". Ten niespotykany dotąd wspólnotowy zryw Narodu Polskiego rozpatrywać można także w kategoriach swoistego cudu. Szkoda tylko, że potem wykorzystanego nie tak, jak tego pragnęliśmy. Ale to już inny temat. Prócz rocznicowych dat związanych z walką o naszą suwerenność sierpień to również miesiąc pełen symboliki religijnej, miesiąc Maryjny, miesiąc Jasnogórskich Ślubów Narodu Polskiego napisanych przez ks. kard. Stefana Wyszyńskiego przebywającego w więzieniu w Komańczy i wygłoszonych 26 sierpnia 1956 r. na Jasnej Górze przez ks. bp. Michała Klepacza. Warto przypomnieć, że kiedy na Jasnej Górze tekst roty odczytywał ks. bp Klepacz przy udziale ponad miliona wiernych, na jasnogórskim fotelu przeznaczonym dla ks. kard. Wyszyńskiego leżały biało-czerwone kwiaty, a uwięziony Prymas w tym samym czasie składał śluby Matce Bożej, zawierzając jej Naród Polski w swoim więziennym pokoju w Komańczy.
Te wszystkie wydarzenia układające się w ciąg zdarzeń to nasze dziedzictwo historyczne, kulturowe, religijne, budujące naszą tożsamość na przestrzeni wieków. Tym bardziej dziś potrzeba nam takich przypomnień, kiedy obserwujemy w polskiej kulturze wyraźną tendencję ku depolonizacji, odchodzenie od akcentowania polskości w polskich utworach. Zatem funkcjonowanie Chopinowskiego festiwalu właśnie w sierpniu wpisuje go w szersze konteksty znaczeniowe. Obok Chopina słuchaliśmy na festiwalu muzyki również innych, wybitnych twórców polskich: Grażyny Bacewicz, Mieczysława Karłowicza, Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego; a także muzyki wybitnych kompozytorów z kręgu europejskiego, zwłaszcza z kręgu niemieckiego, austriackiego (Wiedeń), francuskiego, m.in.: Mendelssohna, Schumanna, Schuberta, Haydna, Debussy'ego. Oczywiście nie zabrakło największego twórcy, czyli Mozarta. Ale ton i klimat festiwalu zawsze budują wykonawcy. Jak wiadomo, festiwal bez tzw. hitu szybko umyka z pamięci. Ten na pewno nie umknie, bo największa obecnie na świecie pianistka Martha Argerich zagrała aż dwa razy. Piszę "aż", bo w jej przypadku nie jest to takie oczywiste. Nie sposób o wszystkich koncertach napisać, ponieważ było ich bardzo dużo. Kilka na najwyższym poziomie artystycznym, takim, że wyżej już nie można, kilkanaście bardzo dobrych i dobrych, ale były też i średnie wykonania. Normalna rzecz.
Dużym zainteresowaniem publiczności cieszyły się występy Andreasa Staiera grającego na fortepianie historycznym, Janusza Olejniczaka i wielu innych artystów. Pięknie zagrała recital Magdalena Lisak. A Marta Kowalczyk wspaniale wykonała, dość rzadko grywany, IV Koncert skrzypcowy Becewiczówny. Ale największą gwiazdą była, oczywiście, Martha Argerich. Zagrała znakomicie Chopina i Beethovena, ale to nie były jeszcze te szczyty przeżyć, których dostarczyła publiczności następnego dnia, grając Koncert fortepianowy G-Dur Ravela. W jej wirtuozowskiej interpretacji koncert Ravela aż płonął od kondensacji uczuć, rozmaitych stanów emocjonalnych. Czuło się te rozwibrowane emocje, ten żar idący od fortepianu ku publiczności. Pośród ogromnej ilości wykonawców znaleźli się też artyści bardzo młodzi, nastolatkowie, jak 14-letni Jan Lisiecki z Kanady, który tak wspaniale wykonał Koncert fortepianowy e-moll Chopina. W obecnej edycji festiwalu znalazło się wspaniałe oratorium Josepha Haydna "Stworzenie świata" w wersji przygotowanej dla dzieci. Już sama widownia stanowiła świetną scenografię: dzieci posadzono na bajecznie kolorowych poduszkach, uszytych specjalnie na tę okazję. Ponadto rolę narratora, który jest tutaj Diabłem podpatrującym i komentującym Boże dzieło stwarzania świata, zagrał aktor - Krzysztof Gosztyła. To bardzo piękny koncert, z dużą dozą poczucia humoru i świetnie wykonany przez Orkiestrę XVIII Wieku pod dyrekcją Fransa Brüggena. Szkoda tylko, że Gosztyła czytał tekst z kajecika, zamiast nauczyć się go na pamięć. No i że nie stworzono szansy dla aktywniejszego włączania się dzieci.
A czego mi zabrakło? Muzyki Chopina na inauguracji festiwalu. Nie do pomyślenia jest to, żeby w repertuarze rozpoczynającym festiwal, który w nazwie ma nazwisko kompozytora - nie było ani jednego utworu tegoż kompozytora. Zamiast Chopina była muzyka Mendelssohna i Schuberta, wysłuchaliśmy pianisty Alexandra Melnikova i orkiestry z Kolonii. To chyba jeden z najsłabszych koncertów. Z polskich akcentów był tylko hymn "Jeszcze Polska nie zginęła" odegrany przez niemiecką orkiestrę Concerto Köln na wstępie, na rozpoczęcie wieczoru. I - jak dla mnie - najlepszy tego wieczoru okazał się "Mazurek Dąbrowskiego". Moje, i nie tylko moje, zdziwienie jest tym większe, iż obecny festiwal w pewnym sensie stanowi prolog do przyszłorocznych obchodów 200-lecia naszego geniusza, wszak rok 2010 to Rok Chopina. W tej sytuacji jego muzyka powinna płynąć od pierwszego do ostatniego dnia festiwalu i być obecna w repertuarze każdego koncertu. Tymczasem przeważała muzyka niemiecka. Trzeba jednak sprawiedliwie odnotować, że wszystkie te wykonania Chopina, które znalazły się na festiwalu, a przynajmniej spora ich większość, wybrzmiewały bardzo pięknie, czysto, a w niektórych wykonaniach słychać było nawet poszczególne nutki z osobna, że posłużę się takim eufemizmem.
Dzisiaj, na zakończenie festiwalu, podczas finałowego koncertu symfonicznego czeka nas prawdziwa uczta duchowa: dwa koncerty Chopina, f-moll i e-moll w wykonaniu Eldara Nebolsina i Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Antoniego Wita.
Temida Stankiewicz-Podhorecka
"Nasz Dziennik" 2009-08-31

Autor: wa