Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mazur traci "przyjaciół"

Treść

Nikt z nich nie znał albo znał "ledwo, ledwo" Edwarda Mazura, wszyscy natomiast uważali się za "serdecznych przyjaciół" gen. Marka Papały - taka wizja rzeczywistości rysuje się z informacji udzielanych dziennikarzom przez byłych prominentnych funkcjonariuszy bezpieki.

Kolejne osoby, których nazwiska przewijają się w kontekście śledztwa dotyczącego zabójstwa gen. Marka Papały lub dochodzenia związanego ze zwolnieniem w 2002 r. z aresztu Edwarda Mazura - według własnych mniej lub bardziej ochoczo składanych deklaracji - okazują się być "serdecznymi przyjaciółmi" byłego szefa policji. I równie zdecydowanie, co niespodziewanie odcinają się od jakichkolwiek kontaktów z Mazurem, mimo że jeszcze niedawno w towarzystwie tego biznesmena "brylowali na salonach władzy".
- Proszę, jak szybko pan Mazur traci swoich przyjaciół - komentuje to zjawisko jeden z prokuratorów zaangażowanych w śledztwo w sprawie zabójstwa gen. Papały. - Nie będę komentował sprawy tych panów, by nie wchodzić w zakres objęty tajemnicą śledztwa - dodaje.
Były generał SB Roman Kurnik w wywiadzie udzielonym wczoraj jednej z komercyjnych stacji radiowych próbował podważać swoją kierowniczą pozycję w strukturach SB i umniejszyć znaczenie swoich kontaktów z samym Mazurem.
- Byłem zwykłym urzędnikiem. Ja nie miałem wglądu w żadne dokumenty operacyjno-śledcze, nie miałem kontaktów z jednostkami operacyjnymi - zapewniał Kurnik. W latach 80. był on szefem kadr Służby Bezpieczeństwa w czasach, gdy MSW kierował gen. Czesław Kiszczak. Pod koniec lat 80. pracował jako szyfrant w ambasadzie polskiej w Japonii, po 1989 r. - w Komendzie Głównej Policji jako dyrektor departamentu kadr. W MSWiA był doradcą Zbigniewa Sobotki. To właśnie Kurnik, jak powiedział nam niedawno Bogdan Borusewicz, w 1998 r. wiceminister spraw wewnętrznych, był na miejscu zabójstwa Papały w towarzystwie Mazura i Millera.
- Oświadczam po raz kolejny, że jedną z pierwszych osób, która została powiadomiona przez Małgosię - żonę Marka, byłem ja. Małgosia zadzwoniła na mój telefon domowy, poinformowała, iż stała się tragedia. Wówczas wspólnie ze swoją żoną pojechaliśmy na miejsce zabójstwa. Byliśmy jednymi z pierwszych - nie pierwszymi - mówił Kurnik w wywiadzie radiowym.
W 2002 r. po wypuszczeniu z aresztu Mazur pojechał do warszawskiej restauracji "Belvedere" na przyjęcie imieninowe Kurnika. Krótko po tym opuścił Polskę. Kurnik w wizycie Mazura nie widzi nic szczególnego i nazywa to "przypadkiem". Sugeruje, że była to znajomość z "gatunku przypadkowych".
- Bywał na różnych imprezach, rautach, gdzie bywali, można powiedzieć dzisiaj, wszyscy. Gdy ja go poznałem, on już był znaną osobą w Warszawie. (...) Ja go gdzieś dopiero w 1995 r. poznałem, czyli on mi bardziej pomógł w rozwijaniu znajomości niż ja jemu - tłumaczył Kurnik.
I tak jak umniejsza znaczenie swojej znajomości z Mazurem, tak silnie podkreśla swoją rzekomą przyjaźń z gen. Papałą.
- Ja już oświadczyłem oficjalnie, iż byłem jego przyjacielem, przyjacielem rodziny Marka. Nie mieści mi się to w głowie, że można takie insynuacje w mediach głosić - mówił Kurnik.
Z kolei były pułkownik SB Hipolit Starszak, absolwent kursu dla agentów KGB, w przesłanym do nas liście krytykuje działania Zbigniewa Wassermanna, koordynatora służb specjalnych, i domaga się przeprosin za wymienienie go w grupie osób, która "działała na szkodę państwa". Starszak grozi podaniem ministra do sądu, jeżeli ten nie przeprosi go w ciągu czternastu dni.
- Pan pułkownik Starszak może przesyłać kolejne takie pisma, minister Wassermann nie zamierza wycofać się ze swoich słów i z pewnością nie da się zastraszyć - powiedział nam Krzysztof Łapiński, rzecznik ministra Zbigniewa Wassermanna, koordynatora służb specjalnych.
Wojciech Wybranowski

"Nasz Dziennik" 2006-10-31

Autor: wa

Tagi: edward mazur