Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Materiały SB na temat osób pełniących funkcje publiczne publikowane wyłącznie za ich zgodą

Treść

Czy Prawo i Sprawiedliwość wycofa się z propozycji szerokiej lustracji? Stanie się tak, jeśli Senat przyjmie poprawkę do ustawy o udostępnianiu informacji organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego, mówiącą o tym, że teczki osób pełniących funkcje publiczne będą ujawniane wyłącznie za ich zgodą. O tym, czy taka propozycja trafi na wtorkowe posiedzenie Senatu, zadecyduje dzień wcześniej klub PiS. Jej uwzględnienie oznaczałoby, że informacje np. o dziennikarzach kolaborujących z bezpieką mogłyby ujrzeć światło dzienne wyłącznie za ich wiedzą i zgodą, czyli praktycznie nigdy. Oficjalnie nikt do autorstwa trefnej poprawki nie chce się przyznać, nieoficjalnie posłowie tłumaczą, że to sugestia "najwyższych władz PiS", czyli premiera, który wielokrotnie publicznie deklarował wolę oczyszczenia życia publicznego z agentury. W tej sytuacji Jarosławowi Kaczyńskiemu nie pozostaje chyba nic innego jak wyjaśnienie wyborcom, czy zmienił w tej kwestii zdanie.

Na poniedziałkowe posiedzenie klubu PiS trafić może projekt poprawki, która w praktyce czyni z lustracji fikcję. Zmiana w ustawie, która na razie - jak powiedział nam wczoraj poseł Arkadiusz Mularczyk - jest przedmiotem dyskusji i negocjacji wewnątrzklubowych, zmieniałaby w sposób definitywny sposób ujawniania dokumentów osób znajdujących się w określonym ustawowo "katalogu lustrowanych".
Poprawka, po jej ewentualnym przyjęciu przez Senat, a później akceptacji Sejmu, nakładałaby co prawda na wszystkie osoby znajdujące się w tym zbiorze - a więc polityków, radców prawnych, dziennikarzy, pracowników urzędów państwowych etc. - obowiązek występowania do IPN o zaświadczenie na temat zawartości archiwów SB dotyczących danej osoby. Ale zarazem stanowiłaby, że opublikowanie w internecie zawartości owych archiwów mogłoby nastąpić wyłącznie za jej zgodą. Bezwzględny nakaz publikacji dotyczyłby tylko materiałów dotyczących wyłącznie osób piastujących wysokie stanowiska państwowe.
- Taką propozycję bardzo mocno lansuje senator Zbigniew Romaszewski. My, mówię tutaj o autorach ustawy lustracyjnej, jesteśmy przeciwni. Ale być może udało mu się przekonać władze klubu - mówi poseł Zbigniew Girzyński, jeden ze współautorów ustawy o udostępnianiu informacji organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego.
Sprzeciw Girzyńskiego nie dziwi. Przyjęcie takiej poprawki oznaczałoby bowiem, że nawet jeśli w zaświadczeniu IPN dotyczącym np. dziennikarza znalazłyby się informacje mówiące, iż materiały wskazują na jego agenturalną przeszłość, to jednak bez bezpośredniej zgody tegoż dziennikarza nie ujrzałyby światła dziennego. W ten sposób zablokowano by też - co przewiduje przyjęty przez Sejm projekt ustawy - powszechny dostęp do dokumentów SB, a lustracja osób publicznych i wykonujących zawód zaufania publicznego - np. dziennikarzy - stałaby się fikcją.
- To nie do końca tak. Przecież pozostają zaświadczenia wystawiane przez IPN, o które osoby lustrowane - w tym również dziennikarze - będą musiały wystąpić. Z takiego zaświadczenia dość jasno wynika, w jakim charakterze dana osoba występowała w dokumentach SB, a myślę, że w przypadku niejasności środowisko wywrze nacisk, by ów człowiek zgodził się na ujawnienie dokumentów - tłumaczy Mularczyk. Jego zdaniem, taka zmiana ma uchronić ustawę przed zablokowaniem przez grupę krytycznie oceniających projekt senatorów związanych zarówno z PiS, jak i z PO.
- Chodził Romaszewski, chodził Borusewicz i chodzili inni do Kaczyńskiego na prywatne rozmowy, przekonywali ludzie z "Solidarności", że taka radykalna lustracja, jak proponuje ustawa, jest zła. Niektórzy boją się "rewolucji" - mówi jeden z działaczy PiS, zastrzegając sobie anonimowość.

Władze naciskają,
posłowie słuchają
Sugestia przygotowania takiej poprawki i przedstawienia jej na poniedziałkowym posiedzeniu klubu wyszła od "najwyższych władz PiS" podczas niedawnego spotkania. Uzasadniano ją koniecznością zapewnienia szerszej ochrony pokrzywdzonym, ale również tym, że "trzeba choć trochę ustąpić pola zwolennikom złagodzenia ustawy". Zdaniem naszego informatora, premier Jarosław Kaczyński jest zwolennikiem przygotowania i przyjęcia poprawki utrudniającej czy też wręcz blokującej publikację materiałów SB dotyczących osób objętych obowiązkiem lustracji, a niepełniących wysokich funkcji państwowych.
- Nic mi nie wiadomo, żeby premier Kaczyński spotykał się z kimś z klubu PiS, rozmawiał o ustawie. Oficjalnie takiego spotkania na pewno nie było, premier jest na urlopie - powiedziała nam wczoraj Joanna Zając z kancelarii premiera.
Trudno jednak wyobrazić sobie, by premier organizował oficjalne spotkanie w sprawie konsultacji nad ustawą lustracyjną.

Lepsza poprawka niż nic?
Poseł Arkadiusz Mularczyk, który pilotował ustawę podczas prac sejmowej komisji nadzwyczajnej, przekonuje jednak, że opracowanie takiej poprawki i przedstawienie jej na posiedzeniu Senatu jeszcze nie jest przesądzone. Na razie bowiem ma ona charakter raczej "sugestii" niż konkretnej sformalizowanej propozycji. Ostateczne określenie treści poprawki ma nastąpić do poniedziałku. Parlamentarzysta, któremu wkładu w przygotowanie nowej ustawy lustracyjnej odmówić nie można, podkreśla, że zwolennikiem poprawki nie jest, ale dodaje, że w sytuacji, w której od jej przyjęcia będzie zależeć los całej ustawy, jest skłonny do - jak to określa - kompromisu.
- Zdecydowanie uważam, że lepsza jest ustawa, która wyszła z Sejmu - jest bardziej sprawiedliwa i zapewnia pełną jawność. Ale też lepiej mieć ustawę z poprawkami niż nic - mówi Mularczyk.
Rzecz w tym, że przyjęcie poprawki, która ujawnienie materiałów SB uzależniałaby od woli, decyzji i zgody osób ich dotyczących, sprawiłoby, że zamiast jawności, przejrzystości, jaką gwarantowała nowa lustracja, mielibyśmy utrzymanie status quo.
Wojciech Wybranowski

"Nasz Dziennik" 2006-08-18

Autor: wa