Masakra w Huli
Treść
Od 90 do nawet ponad 110 cywilów, w tym 32 dzieci, mogło zginąć w trwającym w miniony weekend ostrzale miasta Hula w prowincji Hims na zachodzie Syrii.
Reżim prezydenta Baszara al-Asada zbombardował także miasto Rastan i kilka innych. Walki między syryjską armią a rebeliantami w Huli wybuchły w piątek. Według jednego z działaczy opozycji, ostre starcia rozgorzały, gdy siły syryjskie otworzyły ogień do demonstrantów protestujących przeciwko reżimowi prezydenta Baszara al-Asada, zabijając jedną osobę. Na reakcję tłumu wojsko odpowiedziało ogniem. W sumie, jak podkreślają członkowie Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka, w trwającym przez weekend ostrzale zginęło ponad 90 cywilów, w tym 32 dzieci w wieku poniżej 10 lat. Jeszcze bardziej dramatyczne statystyki podaje Narodowa Rada Syryjska (NRS), która jest głównym ciałem skupiającym syryjską opozycję. Zdaniem Rady, w Huli zginęło 110 osób. Niektórzy przedstawiciele opozycji twierdzą, że wśród zabitych są zarówno ofiary prowadzonego przez siły bezpieczeństwa ostrzału, jak i osoby zamordowane przez milicję reżimu, określaną jako "shabiha". Jak zauważa szef mającego siedzibę w Londynie Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka Rami Abdel Rahman, wielu mieszkańców Huli ucieka przed nowymi bombardowaniami.
Świat potępia przemoc
Mord w Huli spotkał się z międzynarodowym potępieniem. Głos w tej sprawie zabrały m.in. ONZ, USA, Francja i Wielka Brytania. Reżim prezydenta Baszara al-Asada odpowiada na pokojowe protesty z niewypowiedzianą i nieludzką brutalnością - podkreślił wczoraj Biały Dom. Rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego Erin Pelton oceniła z kolei, że atak sił rządowych to "nikczemne świadectwo nielegalnego reżimu". Syryjczycy zarzucają jednak Zachodowi, że w obliczu kolejnego ludobójstwa poza głosami krytyki nie zrobił nic, aby powstrzymać siły reżimu przed dalszymi mordami. Syryjskie obserwatorium potępiło m.in. wspólnotę międzynarodową i Ligę Arabską za brak reakcji na wydarzenia w Huli, nazywając je "współwinnymi masakry". - Od południa mówimy o bombardowaniach i żaden obserwator, który jest w Hims, nawet się nie ruszył, żeby to sprawdzić - mówił w piątek wieczorem szef Obserwatorium, którego cytuje AFP.
NRL zażądała w sobotę zwołania nadzwyczajnego posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ w sprawie zajść w Huli. Stanowisko to poparł brytyjski minister spraw zagranicznych William Hague. Zapowiedział ponadto, że w trakcie wizyty w Moskwie (którą rozpoczął wczoraj) zamierza lobbować o wsparcie "jednoznacznego nacisku na reżim Asada" i wyciągnięcie wobec niego "odpowiedzialności za zbrodnie". Bardziej zdecydowane głosy popłynęły również ze strony władz Kuwejtu, który przewodniczy Lidze Arabskiej. Kuwejt chce zwołania nadzwyczajnego posiedzenia tej organizacji w sprawie masakry. - Skontaktujemy się z członkami Ligi Arabskiej w sprawie nadzwyczajnego posiedzenia, na poziomie ministrów spraw zagranicznych, w celu przeanalizowania sytuacji i podjęcia kroków, aby skończyć z ciemiężeniem narodu syryjskiego przez władze w Damaszku - poinformowało kuwejckie MSZ. Państwo to zwróciło się również do wspólnoty międzynarodowej z prośbą o wzięcie odpowiedzialności w obliczu sytuacji w Syrii.
Reżim odrzuca oskarżenia
Władze w Damaszku zaprzeczyły wczoraj, jakoby to siły rządowe stały za masakrą w Huli. - Kategorycznie odrzucamy wzięcie odpowiedzialności za tę terrorystyczną masakrę wymierzoną w mieszkańców Huli - oświadczył rzecznik MSZ Dżihad Makdissi. - Zastrzelone zostały kobiety, dzieci i osoby starsze - powiedział i dodał, że "tak nie postępuje bohaterska armia syryjska". Dlatego władze powołały specjalną komisję śledczą, która ma zbadać okoliczności masakry. - Powołaliśmy komisję składającą się z przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości i armii, która zbada fakty i w ciągu trzech dni opublikuje wyniki swojej pracy - zaznaczył cytowany przez BBC Makdissi. Do Syrii przyleci dziś specjalny wysłannik ONZ i Ligi Arabskiej Kofi Annan. Syryjska telewizja twierdzi, że za masakrą w Huli stoją ekstremiści z Al-Kaidy.
Po wydarzeniach w Huli i płynącym z różnych stron świata potępieniu dla syryjskiego reżimu wczoraj gwałtowne walki między syryjską armią a rebeliantami rozgorzały także w mieście Hama (zachodnia Syria). Jak informuje AFP, regularne siły wojskowe ostrzeliwały wczoraj trzy dzielnice tego miasta. Wojska Asada w nocy z soboty na niedzielę bombardowały położony na zachodzie kraju 60-tysięczny Rastan, który od miesięcy odpiera ataki sił reżimu. Rastan był ostrzeliwany z częstotliwością około dwóch pocisków moździerzowych na minutę. Ostre walki między armią i rebeliantami trwają również niedaleko samego Damaszku, w mieście Harasta. Do starć doszło też przy granicy z Irakiem. Bagdad ogłosił nawet stan pogotowia dla swoich sił bezpieczeństwa i straży granicznej.
Marta Ziarnik
Nasz Dziennik Poniedziałek, 28 maja 2012, Nr 123 (4358)
Autor: au