Marszałek wyrzuci na bruk 160 osób?
Treść
Pół roku temu, w połowie listopada, samorząd województwa lubelskiego z  własnej inicjatywy przejął od ministra Skarbu Państwa będącą w trudnej  sytuacji ekonomicznej spółkę PKS w Białej Podlaskiej. Zapewniano wtedy,  że przejęcie przez samorząd pozwoli zapobiec likwidacji firmy,  zwolnieniom pracowników i umożliwi uzdrowienie spółki. Po blisko 5  miesiącach sytuacja diametralnie się zmieniła. W kwietniu zgłoszono  wniosek o upadłość przewoźnika, a właściciel - marszałek województwa,  nie kwapi się z podjęciem decyzji o ratowaniu firmy.
Decyzja o  upadłości firmy może zapaść w każdej chwili, a wówczas na bruk trafi  160 pracowników. W połowie kwietnia władze PKS w związku z trudną  sytuacją finansową firmy złożyły do sądu wniosek o upadłość. Właściciel,  czyli marszałek województwa, jednak nie jest skory do ratowania swojej  spółki. Przekaz idący z urzędu wojewódzkiego jest do tej pory taki, że w  tej sprawie "inne działanie, oprócz postępowania upadłościowego, byłoby  działaniem na szkodę publiczną". Nie tak jednak miało być. Gdy w  połowie listopada samorząd wojewódzki z własnej inicjatywy - przy  głosach protestów załogi, która nie chciała zmiany właściciela -  przejmował od ministra Skarbu Państwa będący już wtedy w trudnej  sytuacji PKS w Białej Podlaskiej, urzędnicy zapowiadali postawienie  firmy na nogi.
Przejęcie PKS Biała Podlaska przez marszałka  województwa miało być gwarancją, że przewoźnik nie upadnie, a pracownicy  nie zostaną zwolnieni. Ówczesny marszałek województwa Krzysztof  Grabczuk z Platformy Obywatelskiej osobiście zapewniał, że ma  możliwości, aby nie dopuścić do bankructwa firmy. Zapewniano, że to  samorząd lokalny lepiej wie, jak zorganizować mieszkańcom na danym  terenie przewóz czy dowożenie dzieci do szkół.
Minister skarbu szukał  już wtedy inwestora na zakup PKS i planował przyznanie na  restrukturyzację firmy 700 tys. złotych. Nowy właściciel nie zadbał  jednak o to, aby w akcie notarialnym znalazł się odpowiedni zapis o  przyznaniu tej kwoty. 
Po przejęciu firmy przyszły wybory  samorządowe. W Lubelskiem jednakże niewiele się zmieniło. Nadal bowiem  rządzi koalicja PO - PSL. Z tym że dotychczasowy marszałek województwa  Krzysztof Grabczuk został wicemarszałkiem, a na czele urzędu  marszałkowskiego stanął szef lubelskiego PSL Krzysztof Hetman, który  poprzednio był wiceministrem rozwoju regionalnego. 
Zmieniły się  jednak zamiary rządzących co do bialskiego PKS. Wystarczyło 5 miesięcy,  aby w sprawie nastąpił całkowity zwrot. W połowie kwietnia Piotr  Bieńkowski, prezes PKS w Białej Podlaskiej, ze względu na sytuację  ekonomiczną firmy złożył do sądu wniosek o jej upadłość. W piśmie  datowanym 11 maja br., skierowanym na ręce członka zarządu województwa  Jacka Sobczaka, Bieńkowski informował, że wniosek o ogłoszenie upadłości  spółki można wycofać w przypadku jej dokapitalizowania kwotą 2 mln  złotych. Zaznaczył jednak, iż firma dysponuje nieruchomościami o  szacunkowej wartości rynkowej ok. 5,5 mln złotych, których częściowa  sprzedaż może pozwolić na pozyskanie środków na dalsze funkcjonowanie. W  połowie kwietnia zarząd województwa nie wyraził zgody na udzielenie  bialskiemu PKS 500 tys. zł pożyczki na uregulowanie zaległych  wynagrodzeń.
Teraz jednak firma, która została przejęta od ministra  skarbu, aby ją uratować - bo chyba nie po to, żeby ją zlikwidować i  oddać rynek - zmierza ku upadłości, pracownicy mogą trafić na bruk, a  jej majątek może być rozsprzedany przez syndyka za bezcen. Na całej  sytuacji zyskać może co najwyżej działająca już na tamtym rynku firma  przewozowa Garden, która nie tylko pozbędzie się konkurenta, ale  zwyczajnie przejmie praktycznie cały rynek po PKS w Białej Podlaskiej.
Wniosek  o upadłość firmy wciąż jednak można wycofać, a marszałek województwa  lubelskiego Krzysztof Hetman może zmienić decyzję co do przyszłości  firmy. - Jutro zbiera się zarząd województwa. Myślę, że ta sprawa będzie  również poruszana - poinformowała nas wczoraj Beata Górka, rzecznik  marszałka województwa lubelskiego. Zaznaczyła, że wpływ na obecny stan  rzeczy mają różne sprawy. - Wzięliśmy to przedsiębiorstwo w stanie mocno  obciążonym - to było w listopadzie 2010 roku. Skarb Państwa obiecał 700  tysięcy złotych na ratowanie przedsiębiorstwa, jednak w związku z tym,  że nie było rozporządzeń wykonawczych, te pieniądze do dzisiaj nie  zostały przekazane. Była propozycja zarządu województwa lubelskiego,  żeby rozpocząć tam proces naprawczy, ale jego rozpoczęcie wiązałoby się z  rezygnacją z wybitnie niekorzystnego układu zbiorowego pracy, a  specjalnie nie było woli jego zmiany - tłumaczyła.
Na uratowanie  firmy liczą jeszcze przedstawiciele załogi. Ryszard Panasiuk,  wiceprzewodniczący zakładowego NSZZ "Solidarność", poinformował, że w  najbliższy czwartek z inicjatywy wojewody w Urzędzie Wojewódzkim w  Lublinie odbędzie się spotkanie zainteresowanych stron w sprawie  sytuacji działających na terenie woj. lubelskiego PKS-ów. Podkreślał, iż  załoga chce uratowania firmy. - Jesteśmy gotowi rozmawiać i ponieść  wyrzeczenia. Załoga jest gotowa zrezygnować z funduszu socjalnego i  zawiesić niektóre przywileje. Nie jest tak, że nie chce. Ale jeżeli  ponosi się wyrzeczenia, to musi to przynieść jakiś wymierny efekt i  muszą iść za tym jakieś realne działania. A jeśli nadal rentowne linie  przejmować nam będą firmy prywatne, to wszystkie wyrzeczenia pójdą na  marne - tłumaczył Panasiuk.
Parlamentarzyści apelują
Pod  przygotowanym przez posła Prawa i Sprawiedliwości Adama Abramowicza  apelem do marszałka Krzysztofa Hetmana o "pilne podjęcie skutecznych  działań na rzecz stworzenia warunków do wycofania wniosku o upadłość"  podpisali się posłowie wszystkich opcji, w tym koalicji rządzącej, tej  nie tylko w kraju, ale także w samorządzie województwa lubelskiego, np.  Stanisław Żmijan (PO) i Franciszek Stefaniuk (PSL). - Podpiszę się pod  każdym apelem, który zmierza w kierunku naprawienia sytuacji. Bo w  każdej sytuacji powinien być przede wszystkim kompromis, a nie  utwierdzanie się w jakiejś decyzji, bo upadłość - uważam - jest mocnym  szokiem dla instytucji - powiedział "Naszemu Dziennikowi" Stefaniuk.  Poseł ludowców zaznaczył, że we wszystkich tego typu sprawach najlepszą  drogą jest porozumienie - z odpowiednim wyprzedzeniem - wszystkich  stron: związków zawodowych zarządu i organu właścicielskiego. - Wtedy  możliwe są kompromisy i rozwiązania. Tam było troszeczkę przeciągania  liny. Doszło do czego doszło. Mnie nikt o zdanie nie pytał ani opinii  posłów nie zasięgał. W grę wchodzą pieniądze, to kwestia wyłożenia  potężnej ilości środków i to jest problem - ocenia Stefaniuk. Zaznaczył,  że o sprawie będzie rozmawiał ze swoim partyjnym kolegą, marszałkiem  Hetmanem.
Poseł Abramowicz podkreśla, że jeżeli Zarząd Województwa  Lubelskiego doprowadzi, poprzez swoje zaniechanie, do upadłości spółki,  to skieruje do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa  działania na szkodę interesu publicznego przez członków zarządu. -  Zaniechanie pomocy dla tej spółki w sytuacji, kiedy będący w podobnej  sytuacji PKS Zamość otrzymuje 2,5 miliona pomocy, jest według mojej  oceny przestępstwem - stwierdził Abramowicz. Poseł zauważył, iż nikt nie  zmuszał samorządu do przejmowania bialskiego PKS, a minister skarbu  miał plan ratowania spółki: przyznając 700 tys. złotych na  restrukturyzację i włączając PKS Biała Podlaska do grupy firm, dla  których był szukany inwestor. Przejęcie PKS przez samorząd województwa  lubelskiego przekreśliło jednak te plany.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2011-05-17
Autor: jc