Marszałek traci
Treść
W sztabie Bronisława Komorowskiego narasta niepokój o wynik wyborów.  Choć oficjalne sondaże przepowiadają mu 40-procentowe poparcie w  niedzielnej, pierwszej turze wyborów, to niewykluczony jest znacznie  niższy wynik. Notowania marszałka Sejmu z tygodnia na tydzień spadają.  Jeszcze gorzej sytuacja przedstawia się w kontekście drugiej tury.
Oficjalnie  działacze PO są zadowoleni z przebiegu kampanii, zapowiadają w mediach  pewne zwycięstwo Bronisława Komorowskiego. Apelują nawet do wyborców o  mobilizację, aby zakończyć wybory na pierwszej turze. - Można będzie  zaoszczędzić 100 mln złotych - mówił niedawno w Poznaniu Bronisław  Komorowski. Wtórowali mu inni politycy, w tym np. rzecznik prasowy PO  poseł Andrzej Halicki. Teza o 100 mln ładnie brzmi, ale od początku była  fałszywa, bo jak wynika z informacji Państwowej Komisji Wyborczej, obie  tury głosowania mają kosztować państwo 120 mln zł i zakończenie wyborów  na pierwszej turze dałoby co najwyżej kilkadziesiąt milionów  oszczędności. Przecież Platforma nie odda do budżetu pieniędzy, które  ewentualnie zaoszczędziłaby, nie wydając ich na kampanię wyborczą przed  drugą turą. Wtedy może i te 100 mln by się uzbierało.
Mniejsza o  pieniądze, bo sztabowcy PO mają inny poważny problem. - Kampania jest  nieskuteczna. Mieliśmy stłamsić Kaczyńskiego, ale to się kompletnie nie  udaje - mówi nam osoba ze sztabu Bronisława Komorowskiego. - Co więcej,  marszałkowi nie pomaga nawet zaangażowanie się w jego kampanię premiera  Donalda Tuska, bo cały czas maleje jego przewaga sondażowa nad głównym  rywalem. I nie widać sposobu, aby ten trend odwrócić - dodaje.
Atmosfera  w sztabie kandydata PO jest rzeczywiście nie najlepsza. - Premier jest  wściekły na sztabowców i samego marszałka, bo widzi, że zwycięstwo  wymyka się nam z rąk, że nawet jak coś dobrego uda się zrobić, to zaraz  Komorowski to knoci. To miała być łatwa kampania, a są coraz większe  schody. Tusk naciska na nas, sam podrzuca pewne pomysły, ale efekt jest  mimo to słaby - mówi poseł Platformy Obywatelskiej z Mazowsza. Z kolei  marszałek ma pretensje m.in. o to, że lokalni działacze PO za mało się  angażują w jego kampanię, że w niektórych miastach i gminach w zasadzie  stanęła ona w miejscu. - Tylko, że sztab Komorowskiego sam nam związał  ręce, więc nie wiem, o co teraz te pretensje - skarży się działacz PO z  Lubelszczyzny. - Od początku centrala chciała decydować o wszystkim, to  sztab organizował kalendarz wyborczy, z nami kontaktowali się w  ostatniej chwili, abyśmy co najwyżej zapewnili salę na spotkanie z  marszałkiem i w razie potrzeby zadbali o frekwencję - dodaje.
Inny z  naszych rozmówców nie ukrywa też, że spora grupa sympatyków czy nawet  członków PO nie angażuje się w kampanię, bo nie podobają im się niektóre  posunięcia Bronisława Komorowskiego. I nie chodzi tu nawet o liczne  gafy marszałka, choć i te wywołują frustrację, ale np. sojusz z częścią  lewicy. - Wśród nas krążą pogłoski, że marszałek w razie zwycięstwa  obiecał ponoć w swojej kancelarii wysokie stanowisko Włodzimierzowi  Cimoszewiczowi. A część naszych ludzi ma wyraźnie antylewicowe poglądy i  przeraża ich również poparcie dla marszałka ze strony byłych wysokich  funkcjonariuszy Wojskowych Służb Informacyjnych oraz pogłoski, że będą  oni stanowić jego zaplecze eksperckie. Nic dziwnego, że w tej sytuacji  tracą motywację, aby pomagać Komorowskiemu, skoro ten wprowadza na  salony władzy także postkomunistów - mówi działacz PO z Małopolski. I  tym tłumaczy też słabą obecność podczas kampanii działaczy tzw. prawego  skrzydła Platformy Obywatelskiej. - Marszałek Komorowski pokazał, że  woli lewą nogę. To niech się na tej lewej nodze opiera, ale niech i  baczy na to, że może mu zabraknąć prawej nogi, a wtedy gruchnie na  ziemię - dodaje z goryczą polityk.
Siła spokoju Kaczyńskiego
Donald  Tusk ma podobno pretensje do szefa sztabu wyborczego Komorowskiego,  Sławomira Nowaka, że całą strategię kampanii opierał niemal wyłącznie na  zohydzaniu ludziom Jarosława Kaczyńskiego. "Patrzcie, czym grozi Polsce  powrót do władzy Kaczyńskiego, znowu będą konflikty, wojny,  przeszkadzanie rządowi w pracy, ośmieszanie Polski za granicą" - taki  obraz prezesa PiS miał być znowu powielany. I wszystko byłoby dobrze,  gdyby nie jeden drobny szczegół: Jarosław Kaczyński się zbuntował i nie  chciał zagrać w jednej drużynie z Komorowskim i Nowakiem. To prezes PiS  okazuje się łagodniejszy w tej kampanii od Komorowskiego, spokojniejszy,  zachowuje więcej zimnej krwi i nie strzela tylu gaf, co jego konkurent.  Ostatnią deską ratunku w odczarowaniu Kaczyńskiego miał być proces  wyborczy o prywatyzację służby zdrowia. Ale i tutaj kandydat PiS  sprytnie uchylił się od podejmowania słownej szermierki, od przyjęcia  wyzwania rzuconego przez PO. - I dlatego Komorowski może w drugiej turze  polec z kretesem. Boimy się debat między obu kandydatami, bo Kaczyński  ma w tym większe doświadczenie od marszałka. Ponadto Komorowskiemu  brakuje wiele do luzu, spontaniczności i błyskotliwości Tuska. Sama  umiejętność pisania rymowanek to za mało - mówi jeden ze  współpracowników posła Sławomira Nowaka. - I zapomnijmy o tym, że  prezesa PiS uda się wyprowadzić podczas takich debat z równowagi, jest o  wiele twardszy, odporniejszy niż jego nieżyjący brat. A marszałek, jak  będzie "trzymał formę", to może podczas takiej debaty walnąć gafę,  której już nie da się odkręcić - dodaje.
Jeden z ekspertów  pracujących dla Platformy też patrzy z obawą na wybory. - Moim zdaniem, i  tego nie ukrywałem w rozmowach z działaczami PO, Bronisław Komorowski  zaprzepaścił kompletnie szansę, jaką podarował mu los w postaci  przejęcia na kilka miesięcy obowiązków prezydenta. Jego wizerunek jako  głowy państwa jest po prostu kiepski. Polacy słyszą nie tylko jego gafy,  ale przede wszystkim widzą, jak teraz zachowuje się on, jako prezydent,  i jestem przekonany, że wielu z nich z tego powodu albo nie pójdzie  wcale na wybory, albo zagłosuje na kogoś innego. Wielu wyborców, którzy  dotychczas nie lubili Kaczyńskiego, zmieniło o nim zdanie, bo uwierzyło w  jego przemianę i może go teraz poprzeć - mówi ekspert ze sztabu  Komorowskiego. - Powiem wprost: nie ma on charyzmy męża stanu -  podkreśla.
Platforma Obywatelska jest też ostrzegana, że może utracić  sporo głosów wśród ludzi młodych. - W 2007 roku wygraliśmy wybory  dzięki młodzieży, która uznała, że głosowanie na PiS to obciach. Ale  teraz tej mobilizacji wśród nich nie ma. Wiedzą po prostu, że nie  głosują na Tuska, a marszałek najwyraźniej ich nie porywa, zaś  Kaczyńskim nie da się już ich wystraszyć - uważa z kolei jeden z  senatorów PO. I wskazuje także na opinie socjologów i politologów, iż  część wyborców Platformy przez trzy lata mogła też zmienić zdanie, mogła  poczuć się rozczarowana efektami rządów Donalda Tuska oraz jego  ministrów. I wielu z nich zwyczajnie w niedzielę zostanie w domu albo na  złość lub z przekonania zagłosuje przeciw Komorowskiemu.
Strach  o drugą turę
Sondaże mają przekonywać zwolenników PO, że ich  kandydat i tak spokojnie wygra z Kaczyńskim w drugiej turze. Jednak i  tutaj widać coraz mniejszy dystans między pretendentami do fotela  prezydenckiego. Kluczem do zwycięstwa mogą okazać się debaty jeden na  jeden. Ale oprócz tego strategom Platformy sen z oczu spędza perspektywa  niskiej frekwencji 4 lipca. Bo jak wieszczą liczni eksperci, syty  elektorat Platformy rozpocznie wtedy wakacje, podczas których będzie  myślał raczej o wypoczynku na plaży lub w górach, a nie o głosowaniu.  Dlatego PO, przy pomocy mediów, tak mocno podgrzewa kampanię pod hasłem:  "Zabierz zaświadczenie - poza domem też możesz głosować". Problem  polega jednak na tym, że nawet jeśli ktoś takie zaświadczenie o prawie  do głosowania zabierze, to nie ma pewności, że z niego skorzysta. Jeśli  bowiem wizyta w lokalu wyborczym będzie oznaczać konieczność długiej  wyprawy, to mało kto się na to zdecyduje. Zwłaszcza jeśli będzie na  urlopie za granicą, a lokal wyborczy będzie się znajdował w konsulacie  lub ambasadzie. - Z badań przeprowadzonych tylko na nasz użytek wynika,  że frekwencja w drugiej turze może być niższa niż w pierwszej. A to  niestety będzie dodatkowo sprzyjać Kaczyńskiemu - obawia się poseł  Platformy.
Krzysztof Losz
Nasz                                                                                                  Dziennik                                 2010-06-18
Autor: jc