Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Marcinkiewicz już nie na podsłuchu

Treść

Były premier Kazimierz Marcinkiewicz zeznał przed sejmową komisją śledczą, że z jego wiedzy wynika, że nie był podsłuchiwany. Po dymisji z funkcji premiera swoimi wypowiedziami sugerował jednak co innego, dając politycznym konkurentom Prawa i Sprawiedliwości potężny oręż w postaci możliwości rzucania oskarżeń o podsłuchiwanie własnego premiera.
Kazimierz Marcinkiewicz, który stanął wczoraj przed sejmową komisją śledczą badającą rzekome naciski na służby w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości, bardzo dbał, aby jego nazwisko w żaden sposób nie było łączone z jakimkolwiek nielegalnym wywieraniem wpływu na służby specjalne. Przed przesłuchaniem zadał śledczym pytanie retoryczne, czy jego obecność przed komisją ma związek z tym, że był premierem w rządzie Prawa i Sprawiedliwości. - W moim przekonaniu, nie miało miejsca żadne zdarzenie, które pomogłoby w wyjaśnieniu spraw, którymi zajmuje się komisja - oświadczył były premier. Czas na swobodną wypowiedź przed komisją Marcinkiewicz poświęcił przede wszystkim na pochwalenie się sukcesami kierowanego przez niego rządu, przypomniał działania m.in. na rzecz wywalczenia dla Polski większych środków z unijnych funduszy, zreformowania energetyki czy też obniżenia podatków. Były premier odżegnywał się od łączenia oskarżeń o zbieranie haków na politycznych przeciwników z działalnością jego rządu. O takich działaniach mówił przed komisją były wicepremier w rządzie PiS Roman Giertych. Marcinkiewicz stwierdził, iż o zbieraniu haków nic nie wie. - To raczej nie jest wiedza, ale przekonanie, że mój rząd zajmował się zupełnie innymi sprawami. Mam wrażenie, że Roman Giertych, mówiąc to, mówił o okresie, kiedy mnie już w rządzie nie było - zaznaczył.
Specsłużby nadzorował premier
Robert Węgrzyn (PO) zdawał się niezbyt zadowolony z odpowiedzi na pytanie, kto koordynował służby specjalne. Marcinkiewicz stwierdził, iż on się tym zajmował. - Czy nie było tak, że większy wpływ na służby specjalne mieli Jarosław Kaczyński i Zbigniew Ziobro? - dopytywał poseł Platformy. Z zeznań Marcinkiewicza wynika jednak, że służby specjalne były wobec niego bardzo lojalne. Zeznał, iż został przez nie poinformowany, że prezydent Lech Kaczyński chce zajrzeć do materiałów na jego temat zgromadzonych przez te służby. Prezydent, jak twierdzi były premier, ostatecznie tych dokumentów nie otrzymał. Do byłego szefa rządu dotarła ponadto informacja ze służb, iż jeden z numerów telefonów, z którym premier się kontaktuje, jest na podsłuchu. Jednocześnie Kazimierz Marcinkiewicz zaprzeczał, aby to jego telefon był na podsłuchu.
- Z mojej wiedzy wynika, że podsłuchiwany nie byłem. (...) Natomiast raz uzyskałem informację, że ktoś, z kim kontaktowałem się telefonicznie, był podsłuchiwany. To nie było jakieś bardzo ważne zdarzenie. Ono mnie nie zaszokowało, kiedy taką informację powziąłem - zeznał. Od czasu dymisji ze stanowiska premiera, również za sprawą samego Marcinkiewicza, rozpowszechniona została opinia, że ówczesnego szefa rządu podsłuchiwały rządowe służby, za co odpowiedzialność, przynajmniej polityczną, przypisywano Jarosławowi Kaczyńskiemu albo Lechowi Kaczyńskiemu. O podsłuchach Marcinkiewicz mówił w wywiadach. Sprawę podchwycił również Donald Tusk, który stwierdził, iż "wypowiedź premiera Marcinkiewicza jest chyba wystarczającą przesłanką, żeby sądzić, że premier polskiego rządu był podsłuchiwany albo że były próby podsłuchiwania, i to nie przez przestępców, tylko przez służby rządowe".
Dziś Kazimierz Marcinkiewicz tłumaczył, że "było to może nieco błędne sformułowanie". - To nie dotyczyło mojego telefonu, tylko telefonu osoby, która ze mną rozmawiała - dodał.
Grał dla PO?
Marzena Wróbel (PiS) dopytywała Marcinkiewicza, czy książką ze swoim wywiadem-rzeką wydaną w drugiej połowie 2007 r. chciał zaszkodzić Prawu i Sprawiedliwości w kampanii wyborczej sugestiami o podsłuchiwaniu. Pytanie uchylił jednak przewodniczący komisji Andrzej Czuma. - Szkoda, bobym odpowiedział - odparł Marcinkiewicz. Śledczy dopytywali również, czy były premier mógł być np. umyślnie podsłuchiwany w wyniku założenia podsłuchu u osoby, z którą stosunkowo często się kontaktował, jak też o nazwisko tej osoby. Marcinkiewicz, zasłaniając się tajemnicą, nazwiska jednak nie ujawnił. - Nie doszło do żadnego działania nieprawidłowego. Sprawa, w moim przekonaniu, jest czysta. Powziąłem tę informację ze służb specjalnych - mówił były szef rządu.
Śledczych interesowały również kulisy odwołania Kazimierza Marcinkiewicza z funkcji premiera. Były premier zeznał, że powodów odwołania nie poznał. Nie wykluczył, iż wpływ na zmianę na stanowisku szefa rządu mógł mieć prezydent Lech Kaczyński, który - w ocenie Marcinkiewicza - miał uważać, że premierem powinien być Jarosław Kaczyński.
Komisja zdecydowała wczoraj m.in., że odbędzie się konfrontacja byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry z byłym prezesem PZU Jaromirem Netzelem. Śledczy mają zweryfikować ich zeznania w związku z aferą gruntową w ministerstwie rolnictwa.
Artur Kowalski
Nasz Dziennik 2010-09-30

Autor: jc