Maratończyk, sprinter i nie tylko
Treść
Rozmowa z Robertem Radwańskim, ojcem i trenerem Agnieszki i Urszuli, najlepszych polskich tenisistek
Podsumowanie tegorocznych dokonań rodziny Radwańskich na tenisowym korcie musi być zdecydowanie pozytywne.
- Sezon był udany, obie dziewczyny zanotowały spory krok do przodu, ale żeby się tylko nie chwalić, dodam, iż zdarzały się także chwile gorsze. Agnieszce nie wyszedł start na igrzyskach w Pekinie, była także blisko wyjazdu na Masters Cup jako pełnoprawna uczestniczka, nie tylko rezerwowa. Także Ula mogła być ciut wyżej w rankingu. Nie będę jednak narzekał (śmiech)...
... zwłaszcza że tak naprawdę było chyba nawet lepiej, niż sami zakładaliście. Spodziewał się Pan, że Isia zakończy rok jako jedna z dziesięciu najlepszych tenisistek świata?
- My zawsze staramy się być skromni, nigdy nie stawiamy przed sobą celów nierealnych. Pracujemy ostro, konsekwentnie, niekiedy w dość ascetycznych warunkach, ale dzięki temu kształtujemy charakter. Jest harówka, kierat, dziewczyny przez cały niemal rok miały tylko tydzień urlopu, podczas którego ani razu nie wzięły do ręki rakiety. Gdy go zakończyły, na następny dzień zafundowałem im trzy treningi, dwa na korcie i jeden ogólnorozwojowy. Bez pracy nie ma kołaczy, tenis to nie jest łatwa przygoda, to nie tylko wisienki na korcie i piękne zwycięstwa. Żeby je odnosić, trzeba najpierw dać z siebie bardzo dużo, robić swoje cierpliwie i nie liczyć na to, że sukcesy przyjdą jutro. Agnieszka i Ula trenują już od 14 lat, ja już nawet nie do końca pamiętam, jak wyglądały początki.
Jeśli myślimy poważnie o przygodzie z tenisem, w jakim wieku trzeba ją rozpocząć?
- Pięć, sześć lat, gdy dziecko już rozumie komendy i jest w stanie skoncentrować się na pół godziny, do czterdziestu minut na korcie.
Po jakim czasie jest Pan w stanie stwierdzić, czy taki dzieciak ma do tenisa smykałkę?
- Wystarczy mi jedna godzina gry i mogę mniej więcej ocenić, czy nadaje się do sportu. To podstawa. Ale nawet ktoś wyjątkowo sprawny, silny, pięknie biegający nie musi nadawać się do tak specyficznej gry, jaką jest tenis ze swym stresogennym liczeniem, przewagami, gemami, setami itd. Dopiero gdy dziecko pozna jego tajniki, nauczy się grać na punkty, rozwiązywać meczowe problemy na korcie, radzić ze stresem, mogę stwierdzić, czy ma szansę zostać tenisistą. Grać może każdy, namawiam do tego całym sercem, ale żeby zdobyć coś więcej, musi mieć talent, predyspozycje, tę "Bożą iskierkę". Mam świadomość, że inni też trenują ostro i całymi godzinami, ale niewiele z tego mają.
Jakie cechy musi mieć dobry tenisista?
- Dobry tenisista to dziesięcioboista, który umie grać w tenisa. Jeśli mecz trwa trzy godziny, to w tym czasie trzeba przebiec maraton, a każdy skrót to jest sprint. Nie mówię już o ogólnej sprawności, gibkości, wytrzymałości, twardości w walce. Tenis jest sportem kontry, w którym reagujemy na to, co robi przeciwnik. Zatem jeśli ktoś jest wszechstronnie wyszkoloną osobą, świetnie gra w tenisa, a oprócz tego potrafi się odnaleźć w czasie stresogennego liczenia - to jest OK.
Co jest największą siłą Agnieszki i Urszuli?
- Agnieszka od najmłodszych lat miała fantastyczne predyspozycje do tenisa, zawsze dobrze grała o punkty. Jest typem osoby, która lepiej wypada na meczu niż podczas treningu, a w 90 procentach przypadków jest inaczej. To jej wielki atut. A Ula jeśli tylko uspokoi głowę - czasami jeszcze reaguje zbyt impulsywnie, nie wytrzymuje stresu, choć i tak zrobiła pod tym względem ogromny postęp - spokojnie awansuje w okolice najlepszej pięćdziesiątki. Jej talent może eksplodować w każdym momencie.
Skąd bierze się ta pewność siebie Agnieszki? Ona nigdy, nawet przed laty, gdy dopiero zaczynała przygodę z wielkim tenisem, wychodziła na kort bez kompleksów i strachu przed największymi nawet rywalkami?
- Starałem się wychować swoje dzieci bez kompleksów, także na korcie. Pamiętam dobrze czasy, w których sam grałem i nie miałem dosłownie nic. Mama robiła mi frotkę do wycierania czoła ze skarpetek, warunki były koszmarne. Jak patrzyłem na to, co dzieje się wokół, co komuna robi z ludźmi, ich duchem, jak odbiera im nadzieję, postanowiłem, iż muszę ulepić swoje dzieci zupełnie inaczej, w całkowitej opozycji. I dziś jako trener, a przede wszystkim ojciec, mogę powiedzieć, że mi się to udało. Córki nie mają kompleksów, znają języki, potrafią się same odnaleźć w każdej sytuacji, radzić z trudnościami, a przy tym nie noszą głów ponad chmurami, są skromne.
Dziś warunki do uprawiania tenisa są nieporównywalne, nie znaczy to jednak, iż wszystko wygląda idealnie. Nowe obiekty niby powstają, ale z drugiej strony choćby w Pana rodzinnym Krakowie co chwilę słyszy się o likwidacji kolejnych kortów.
- I niewykluczone, że w najbliższym czasie ponad dwadzieścia z nich zniknie ze sportowej mapy. Nie chcę mówić o trudnościach, negatywnych aspektach, by nikogo od tenisa nie odstraszać, prawdą jest jednak, iż ten sport wymaga ogromu wyrzeczeń. Jeśli ktoś chce, by jego dziecko na poważnie zajęło się tenisem, musi temu poświęcić cały swój czas i duże niestety pieniądze. W zimie wynajęcie hali na godzinę kosztuje między 60 a 80 złotych, my dla przykładu gramy po cztery. Dzieci oczywiście mniej, ale z drugiej strony trzeba płacić ze trenera. Owszem, hale są, ja przed laty trenowałem na salach gimnastycznych, co było przeżyciem dość traumatycznym, ale koszt jest duży, a i kolejka chętnych niemała. Czasami się śmieję, że np. w Hiszpanii, która wychowała wielu wspaniałych zawodników, uprawianie tenisa jest tańsze niż u nas. No, ale to też kwestia klimatu, warunków, świecącego przez prawie cały rok słoneczka...
W jakim wieku tenisista jest w stanie podołać największym obciążeniom treningowym, wykrzesać z organizmu maksimum, a co za tym idzie, może myśleć o osiąganiu sukcesów?
- Nie ma reguł, poza tym, iż dziewczyny wysoki pułap osiągają wcześniej. 18-letni chłopak ma jeszcze przed sobą trzy, cztery lata, podczas których może się rozwijać, notować na swym koncie znaczny i dostrzegalny postęp. 18-letnia dziewczyna jest już dojrzałą zawodniczką i owszem, kolejne kroki do przodu wykona, ale już nie tak spektakularne i duże. Zatem jeśli w tym wieku już czegoś nie osiągnęła, nie ukształtowała się, nie pokonała pewnych barier, to już raczej wielkiej kariery nie zrobi.
Zakończmy planami na przyszłość - kiedy Agnieszka stanie się pierwszą rakietą świata?
- (śmiech). Dobre pytanie. Oczywiście do tego dążymy, bez kompleksów z jednej i zadufania z drugiej strony. Stawiamy przed sobą wysokie cele, ale żeby np. Isia wysunęła się na czoło rankingu, musiałaby w jednym tylko sezonie wygrać dwa turnieje Wielkiego Szlema, a i w imprezach mniejszej rangi wypadać bardzo dobrze. Droga jest długa i ciężka, aczkolwiek wierzę, że jeśli nadal będziemy konsekwentnie robić swoje, a zdrowie nas nie opuści, Agnieszka co najmniej utrzyma się w okolicach najlepszej dziesiątki. To nasz cel minimum. A jeśli chodzi o Ulę, to chciałbym, by weszła głęboko w czołową setkę. Ma wszelkie predyspozycje, by być wysoko, wydaje mi się, że potrzebuje jednego poważnego sukcesu i wszystko już się potoczy.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2008-12-27
Autor: wa