Małysz broni drugiego miejsca
Treść
Czy Janne Ahonen stanie się drugim w historii zawodnikiem, który wygrał wszystkie konkursy Turnieju Czterech Skoczni? Czy Adam Małysz zdoła utrzymać swoją znakomitą drugą lokatę? To najważniejsze dla nas pytania przed dzisiejszym konkursem w Bischofshofen, kończącym najważniejszą imprezę sportową początku roku.
Choć w sporcie zdarzyć się może wszystko, a niespodzianki są jego solą, trudno przypuszczać, by rewelacyjny w tym sezonie Fin zaprzepaścił szansę na triumf w turnieju. Wydaje się to tak oczywiste, że wszyscy fascynują się jedynie zagadką, czy zdoła wygrać czwarty z kolei konkurs. Dotychczas w historii udało się to jedynie Svenowi Hannawaldowi. Niemiec w jubileuszowej, 50. edycji TCS skakał fantastycznie, zwyciężał z wielką łatwością i ogromną przewagą i jako pierwszy (i dotychczas jedyny) był najlepszy zarówno w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku, jak i Bischofshofen. Teraz w jego ślady może pójść Ahonen. Sam Hannawald jest przekonany, że tak się stanie. Nie brakuje jednak opinii, że świadomość wielkiej szansy usztywni Ahonena. Że w Bischofshofen przegra - i to nie tylko z rywalami, ale przede wszystkim z samym sobą. W przeszłości nieraz bywało, że po trzech wygranych właśnie na tej skoczni najwięksi nawet faworyci (m.in. Norweg Ingolf Mork w sezonie 1970/1971 i Austriak Toni Innauer 1975/1976) tracili swą szansę.
Wszyscy są jednak zgodni co do jednego - 27-letni Fin wygra TCS. Jest w formie, ma ogromną przewagę nad rywalami. Drugiego w klasyfikacji imprezy Adama Małysza wyprzedza aż o prawie 50 punktów, a to jest dystans zapewniający poczucie absolutnego bezpieczeństwa. Zresztą sami najwięksi rywale Ahonena nie ukrywają, że walczyć im przyjdzie tylko (lub aż) o drugie miejsce. - Musiałby chyba spaść z progu i uderzyć w bulę - tak na pytanie o możliwość pokonania Fina zareagował nasz najlepszy skoczek.
Ahonen w tym sezonie wygrał dziesięć z jedenastu rozegranych konkursów Pucharu Świata. To nie wymaga komentarza.
Małysz zatem nie tyle będzie dziś atakował pozycję Fina, ile bronił swej świetnej drugiej pozycji. A nie będzie to łatwe, bo jego przewaga nad kolejnymi w klasyfikacji Austriakami Thomasem Morgensternem i Martinem Hoellwarthem jest symboliczna - odpowiednio 1,6 i 6 pkt. To tyle co nic. Dziś w Bischofshofen pan Adam będzie więc musiał walczyć o zwycięstwo bądź (zakładając, że wygra Ahonen) co najmniej o drugie miejsce. Małysz o tym wie, ale nie zaprząta sobie tym głowy. - Wcześniej dużo myślałem o wynikach, teraz muszę skoncentrować się na samych skokach - przyznał. To dobra recepta, która zawsze owocowała świetnymi rezultatami.
Trzykrotny zdobywca Kryształowej Kuli był najlepszy w Bischofshofen w kapitalnym dla siebie roku 2001. Wyprzedził wówczas Ahonena i Austriaka Andreasa Widhoelzla, i zapewnił sobie triumf w całej imprezie. W stylu dotychczas niespotykanym. Teraz marzy się nam powtórka.
Obok Małysza o dobre miejsce walczyć będzie Robert Mateja. Po dwóch konkursach w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen był jedenasty w klasyfikacji generalnej, miał spore szanse nie tylko na awans do czołowej dziesiątki, ale - nawet - na miejsce w okolicach siódmego-ósmego. W poniedziałek w Innsbrucku pan Robert spisał się jednak słabo (był dopiero 28.), spadł na pozycję czternastą. I tak jednak dobrą. Jeśli ją obroni, występ w TCS będzie mógł uznać za bardzo, bardzo udany.
Konkurs w Bischofshofen rozpocznie się o godzinie 16.30.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2005-01-06
Autor: kl