Małymi kroczkami do przodu
Treść
Rozmowa z Kamilą Stepaniuk, reprezentantką Polski w skoku wzwyż
Za Panią bardzo udany początek sezonu, rekord życiowy, ustabilizowane skoki w granicach 1,90 m: to musi cieszyć?
- Jestem oczywiście zadowolona, bo nie tylko pobiłam rekord życiowy, ale i zdobyłam minimum na halowe mistrzostwa Europy. Poza tym rezultat powyżej 190 cm pozwala mi zdobywać przepustkę na najpoważniejsze mityngi, na których mam okazję sprawdzać się na tle najlepszych. Wszystko to daje mi motywację do dalszego treningu, większego wysiłku, który może zaowocować jeszcze lepszymi wynikami. Choć wcześniej nigdy nie skakałam tak wysoko jak obecnie, jestem przekonana, że stać mnie na dużo więcej.
Wie Pani, ile lat ma rekord Polski w skoku wzwyż kobiet?
- Szczerze? Nie za bardzo (śmiech).
Prawie 25 - czas najwyższy go pobić!
- Żeby to było takie łatwe. Mam świadomość, że w tej konkurencji prawie zawsze lepsze wyniki osiągali u nas mężczyźni, Jacek Wszoła czy Artur Partyka, w ostatnich latach bardzo wysoko skakali Aleksander Waleriańczyk i Michał Bieniek. Kobiety znajdowały się trochę w ich cieniu, być może teraz uda się z niego wyjść?
Pani trener, Janusz Kuczyński, jest przekonany, iż stać Panią na pokonanie poprzeczki zawieszonej na wysokości dwóch metrów, no a to byłby już rekord kraju i wynik otwierający drzwi do elity.
- Na razie zrobiłam pierwszy krok, ustabilizowałam się w granicach 1,90 metra. To ważne, bo w skoku wzwyż, konkurencji wymagającej perfekcyjnego opanowania techniki, głowa i psychika odgrywają kluczową rolę. Kiedyś miałam z nią problem, blokowałam się przy pewnych wysokościach, obawiając się, że mogę sobie zrobić krzywdę. Teraz oczywiście jestem już pewniejsza siebie, bardziej doświadczona, skakać się nie boję, a pokonując parę razy 1,90 m, przekroczyłam barierę, udowodniłam samej sobie, że mogę to zrobić. Każda kolejna udana próba przekonanie to gruntuje.
Próbowała już Pani zbliżyć się do dwóch metrów na treningach?
- Wręcz przeciwnie, jestem typem zawodniczki, która na treningach skacze dużo gorzej niż na zawodach. Stawka mnie mobilizuje, adrenalina dodaje sił. Do dwóch metrów jeszcze nie podchodziłam, ale wierzę, że jestem na nie przygotowana i małymi kroczkami uda mi się je pokonać. Na razie kilka razy byłam blisko 1,95 m, nie udało się, lecz wszystko przede mną. Oczywiście każdy centymetr więcej wymaga teraz wielu poświęceń, wylanych litrów potu, mnóstwa cierpliwości, ale to jedyna droga do sukcesu.
Gdzie zatem może Pani poszukać rezerw, by te centymetry znaleźć?
- Skok wzwyż wymaga idealnego dopracowania wszystkich elementów, to bardzo wszechstronna konkurencja. Trzeba nie tylko mieć świetne warunki fizyczne, ale i być niezwykle skocznym, silnym, szybkim, mieć doskonałą koordynację ruchową. Ja przede wszystkim muszę poprawić rozbieg, kluczowy czynnik. Miewam z nim małe problemy, a bez dobrego biegania nie ma skakania. Powinnam poprawić skoczność, technikę, także wzmocnić siłę, choć akurat - jak mówi trener - moim największym atutem jest lewa noga, w której mam wrodzoną moc. Dzięki niej potrafię bardzo mocno się odbić.
Od jak dawna uprawia Pani skok wzwyż?
- Od dziewięciu, a profesjonalnie od siedmiu lat. Zaczęłam jeszcze w podstawówce, startowałam w zawodach międzyszkolnych i kiedy pojawiły się pierwsze sukcesy na arenie wojewódzkiej, przeszłam do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Białymstoku. Przejął mnie trener Kuczyński, postawiłam na sport i to był dobry wybór. Skok stał się moim hobby i pasją.
Co Panią szczególnie w nim urzekło?
- Lekkoatletyka w ogóle jest piękna, rozwija wszechstronnie człowieka. Skok wzwyż daje przy tym to niezwykłe uczucie radości z pokonanej wysokości. Trudno ją nawet wyrazić słowami, trzeba samemu spróbować, ale gdy człowiek próbuje wiele razy, wreszcie mu się uda, skoczy, a poprzeczka zostanie na swoim miejscu, satysfakcja jest niesamowita. To także jakiś sposób pokonywania siebie, przesuwania granic swoich możliwości. A przy okazji skok jest konkurencją wymagającą ciągłego doskonalenia, postępu, bo zawsze dostrzega się jakieś braki, niedostatki.
Teraz przed Panią pierwsza wielka impreza sezonu - halowe mistrzostwa Europy w Turynie.
- Nie tylko pierwsza wielka, ale i najpoważniejsza w dotychczasowej karierze. Przede wszystkim chciałabym pokazać, że 1,92 m nie było dziełem przypadku, marzę o awansie do finału i rekordzie Polski.
Dziękuję za rozmowę.
Piotr Skrobisz
"Nasz Dziennik" 2009-02-17
Autor: wa