Małe apteki złapane w sieć
Treść
Z polskiego rynku znikają apteki, które nie wytrzymują konkurencji z aptekami  należącymi do dużych sieci farmaceutycznych zajmujących się dystrybucją leków.  Wiele małych aptek tonie w długach i ma problemy ze spłatą swoich zobowiązań, co  wkrótce może doprowadzić do ich bankructwa. Niestety, sytuacja z roku na rok  będzie się pogarszać. Czy za kilkanaście lat pozostanie w Polsce kilku  sieciowych gigantów, z których każdy będzie zarządzać tysiącami punktów  sprzedaży leków? To niestety realna perspektywa.
Polski rynek  farmaceutyczny uległ w ostatnich latach ogromnym przemianom. Większość leków  sprzedawanych w Polsce jest produkowana przez zachodnie koncerny za granicą, a  nasze rodzime zakłady zostały również w większości wykupione przez obcy kapitał.  Druga fala zmian na rynku dotyczyła sektora sprzedaży hurtowej i detalicznej  leków, gdzie obserwujemy rosnącą koncentrację. W przypadku hurtowni postępuje  ona oczywiście szybciej (np. państwowe Cefarmy sprywatyzowano), bo działa tu  mniej podmiotów niż w sektorze aptekarskim. Ponadto największe hurtownie  farmaceutyczne trafiły na giełdę, co także ułatwia ich wykup i konsolidację z  silniejszymi zachodnimi podmiotami. Ale podobne procesy dotykają od kilku lat  również apteki; słabsze punkty padają albo są przejmowane przez silniejszych  graczy. Wydaje się, że na rynku jest coraz mniej miejsca na rodzime małe firmy,  które zawiadują jedną lub najwyżej kilkoma aptekami, a ich właścicielami są  rodziny farmaceutów. Już teraz sieci farmaceutyczne kontrolują oficjalnie prawie  20 proc. spośród 13,5 tys. aptek, chociaż należy pamiętać, że istnieje jeszcze  część punktów, która np. na skutek zadłużenia jest od nich uzależniona.  
Całkowitą sprzedaż leków w Polsce (w aptekach, do szpitali, w sklepach itp.)  szacuje się na prawie 18 mld złotych, z czego ok. 6 mld przypada na leki  refundowane.
Lek tylko towarem
Zanika etos farmaceuty jako  osoby oddanej misji ochrony zdrowia. Dla właścicieli sieci aptecznych  najważniejsze są słupki z wynikami sprzedaży i wskaźniki zysków oraz szybkość  zwrotu ponoszonych kosztów inwestycji. Poczucie zawodowej misji żyje jeszcze w  świadomości właścicieli małych rodzinnych aptek, ale aby przetrwać, większość  farmaceutów decyduje się o niej zapomnieć. 
Czy to nam się podoba, czy nie,  lek stał się takim samym towarem, jak każdy inny. - Kiedyś osiągaliśmy zysk,  realizując misję. Farmaceuta służył klientom poradą, musiał być profesjonalistą  w każdym calu, kimś w rodzaju pomocnika lekarza. A teraz sprzedawcami w aptekach  są często osoby bez pełnego profesjonalnego wykształcenia, które po prostu tylko  wydają leki przepisane na recepcie lub sprzedają medykamenty bez recepty - mówi  Artur Piotrowski, były współwłaściciel rodzinnej apteki, którą prowadził razem z  wujem. Dwa lata temu musieli ją zamknąć, bo w sąsiedztwie powstały dwie apteki  sieciowe. Wuj przeszedł na emeryturę, a Piotrowski, mający w kieszeni także  dyplom ekonomisty, znalazł pracę w prywatnej firmie farmaceutycznej. - Teraz z  tej drugiej strony widzę ekspansję aptek sieciowych i tradycyjne placówki mają w  starciu z nimi coraz mniejsze szanse na przetrwanie - dodaje.
A skoro lek  stał się takim samym towarem jak każdy inny, to techniki jego sprzedaży stały  się podobne do technik sprzedaży ciastek, proszków do prania czy pasty do zębów.  Ogłaszane są więc promocje, wprowadzane rabaty, karty lojalnościowe, a klientom  wręcza się prezenty za dokonanie zakupów określonej wartości. Oczywiście  najłatwiej jest robić takie operacje w przypadku leków sprzedawanych bez  recepty, ale ponieważ stanowią one większość obrotów rynku aptecznego, to w  naszym kraju tym bardziej widać skutki zmiany strategii sprzedażowej. W wielu  aptekach można zobaczyć więc ogłoszenia o obniżkach cen na wybrane leki - upusty  często przekraczają 50 procent. Mamy też sprzedaż wiązaną: jeśli kupi pan/pani  opakowanie jednego leku, to drugie takie samo otrzyma za darmo albo z dużym  upustem. Tego rodzaju oferty dotyczyć mogą dwóch różnych medykamentów, a  pacjenci przychodzący do apteki reagują często tak jak podczas promocji w  supermarkecie: jest okazja, to kupujemy, bo taniej, a jutro już takiej promocji  nie będzie. A czy lek jest nam potrzebny? Jeśli nawet w tej chwili jest zbędny,  to może za miesiąc lub dwa się przyda. Producenci dodatkowo tę sprzedaż  napędzają, wykupując kosztowne, ale skuteczne kampanie reklamowe w mediach,  głównie w telewizji.
Zabiegi marketingowe można także stosować w przypadku  leków refundowanych. Swego czasu furorę robiła u nas promocja "leki za grosze":  pacjent rzeczywiście mógł kupić lek na receptę za grosz, bo aptece i tak się to  opłacało, gdyż kwota refundacji wypłacana przez NFZ była na tyle wysoka, że i  tak pozwalała nieźle zarobić. To niestety jedna z chorób naszego rynku  farmaceutycznego, że ceny lekarstw w Polsce są znacznie wyższe niż ich  odpowiedników za granicą, więc stosowane są różne sztuczki, aby zwiększyć ich  sprzedaż dzięki promocjom, bo i tak producenci i dystrybutorzy wyjdą na swoje. A  apteka przy tej okazji może zachęcić klienta do nabycia innego medykamentu,  kosmetyku lub środka odchudzającego.
Duży zawsze  górą
Wspomniane wyżej praktyki handlowe stosują, ale na dużo większą  skalę, właśnie apteki sieciowe, a nie rodzinne. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta:  małe firmy nie mają takich możliwości. Dział zakupów w sieci aptecznej robi  zamówienie dla wszystkich punktów w kraju, co oznacza większą liczbę opakowań,  które dostarcza im producent lub hurtownik. W tej sytuacji, jak przy handlu  innymi towarami, zamawiający może liczyć na solidny rabat. Firma, która posiada  jedną lub dwie apteki, o takim upuście nie ma nawet co marzyć. 
Pracownik  jednej z hurtowni farmaceutycznych podaje nam przykład znanego leku na  nadciśnienie, który dużym odbiorcom sprzedawany jest z rabatem nawet  30-40-procentowym, a farmaceuta, który prowadzi jedną aptekę, może liczyć  najwyżej na 5 proc. rabatu, i to pod warunkiem, że jest stałym klientem  hurtowni. Podobnie jest w przypadku każdego innego leku.
Przedstawiciele  sieci tłumaczą, że inaczej postępować nie mogą, muszą ostro walczyć o klienta,  gdyż konkurencja na rynku jest tak duża, że wymusza różnego rodzaju promocje.  Klienci bowiem szukają najtańszej apteki. Nie ma się co dziwić, skoro koszty  leczenia w Polsce są coraz wyższe, a w porównaniu z innymi krajami otrzymujemy  nie tylko gorszy jakościowo pakiet usług medycznych w ramach obowiązkowego  ubezpieczenia, ale również o wiele droższe leki. To jest oczywiście skutek  polityki państwa, skoro inne rządy potrafią wymóc na producentach leków tańsze  dostawy na rynek. U nas obrót lekami tak jak wszędzie podlega kontroli i  regulacji państwa, ale ta kontrola jest iluzoryczna.
Przedstawiciele  samorządu aptekarskiego wiele razy apelowali do władz państwowych, aby  wprowadziły np. sztywne marże na leki, co wyrównałoby szanse małych podmiotów w  rywalizacji z sieciami, ale realizacja tych postulatów wydaje się mało  prawdopodobna. Farmaceuci nie kryją frustracji, bo zagrożony jest nie tylko byt  ich aptek, ale i zawodowa reputacja. Niejeden z nich musiał wysłuchać wiele  gorzkich słów od klienta, który nie rozumiejąc mechanizmów cenowych  obowiązujących na rynku, narzekał na to, że w osiedlowej aptece jest drożej niż  w tej w supermarkecie. I nieraz przy tej okazji pracownik apteki lub właściciel  został nazwany złodziejem żerującym na biednych pacjentach. Mało kto pozwala  sobie wytłumaczyć, czemu tak się dzieje. A jeszcze mniej osób jest w stanie  płacić więcej za leki, aby w ten sposób wesprzeć drobną polską  przedsiębiorczość. Inna sprawa, że samo środowisko farmaceutów jest podzielone,  nie potrafi wspólnie zabrać głosu, aby walczyć o swoje interesy. W znacznym  stopniu wynika to niestety z faktu, że wiele samodzielnych aptek staje się  częścią większych spółek lub hurtowni. Placówki te są mocno zadłużone, leki  dostają na kredyt, który nie zawsze są w stanie na czas spłacić. I gdy  przychodzą kłopoty, silniejszy partner wykupuje po cichu taką aptekę. Jej szyld  się nie zmienia, a przynajmniej do czasu, ale dawny właściciel staje się już co  najwyżej tylko kierownikiem apteki, bo przecież fachowiec w tym biznesie jest  niezbędny. Taki farmaceuta nie walczy już o interesy branży, bo to nie są już  jego interesy. Także ten, kto siedzi w kieszeni tego silniejszego, nie jest  skory do podnoszenia głowy, bo może zostać szybko skarcony i przywołany do  porządku.
Czy przetrwamy?
Właściciele małych firm aptekarskich  mają prawo obawiać się o swoją przyszłość, skoro wszystko przemawia przeciwko  nim: koncentracja na rynku, system sprzedaży leków, coraz większa konkurencja.  Krzysztof Przystupa, prezes Lubelskiej Okręgowej Rady Aptekarskiej, napisał w  apelu do farmaceutów, że w trudnej sytuacji znajduje się 80 proc. aptek na  Lubelszczyźnie; reszta ma się lepiej, bo należy do sieci. Jego zdaniem, to  właśnie skutek wojny cenowej, na którą państwo nie reaguje, a powinno mu zależeć  na tym, aby wszędzie pacjent otrzymywał tanie medykamenty. Ale polityka lekowa  państwa jest nieskuteczna. "Konsekwencją tak uprawianej polityki lekowej będzie  to, że duża liczba aptek, szczególnie w małych miejscowościach, ulegnie  likwidacji. W związku z tym dostęp do leków zostanie utrudniony. Aby zrealizować  receptę, pacjent będzie musiał pojechać do większego miasta. W małych  miasteczkach i wsiach dużym inwestorom nie będzie się po prostu opłacało  otwierać aptek... I wtedy dopiero NFZ i budżet państwa odczują, jak wiele  zawdzięczają farmaceutom, którzy prowadzą apteki właśnie w tych mało  zaludnionych miejscach, służąc fachową poradą i opiekując się pacjentem" -  podkreślił w swym liście Krzysztof Przystupa. Jednocześnie wskazał też, że to  właśnie mieszkańcy polskiej prowincji poniosą największe społeczne koszty  likwidacji tradycyjnych aptek. 
Ogromne zagrożenie nadciąga również z innej  strony. W Polsce pojawiła się pokusa, aby zezwolić producentom na sprzedaż  bezpośrednią leków, co podobno ma spowodować obniżenie ich cen. Taki model  testowany jest w Wielkiej Brytanii: najpierw spowodował tam likwidację części  hurtowni, a potem jego skutki zaczęli odczuwać także aptekarze, których pozycja  znacznie osłabła. U nas ten proces nastąpiłby jeszcze szybciej, bo polski rynek  apteczny jest na starcie bardziej liberalny od brytyjskiego. Do czego prowadzi  całkowicie wolny rynek w farmacji, przekonali się z kolei Norwegowie. Tam już  praktycznie nie ma aptek w małych miejscowościach i niekiedy trzeba przejechać  kilkadziesiąt kilometrów, aby wykupić receptę. W Polsce ten proces w pewnym  stopniu będzie także przyspieszony przez państwo, które za kilka lat pozamyka  wszystkie wiejskie punkty apteczne, chyba że zostaną one przekształcone w  apteki. Ale kto będzie chciał inwestować w tak niepewnych czasach, i to na wsi,  gdzie zwrot inwestycji jest bardzo długi?
Otwarte pozostaje pytanie, jak  długo przetrwa obecny model sprzedaży leków. Pesymiści, a takich jest niemało,  wieszczą, że za 20-25 lat w kraju pozostanie tylko kilka wielkich sieci  aptecznych, które będą zajmować około 90 proc. rynku. Spadnie jednocześnie  liczba aptek (teraz jedna przypada na średnio niespełna 3 tys. ludzi), aby  zmaksymalizować zyski osiągane przez jeden punkt sprzedaży. Znaczna część aptek  będzie powiązana kapitałowo z producentami leków.
Ale tradycyjne apteki wcale  nie muszą być skazane na zagładę. Jest nadzieja, że ludzie zaczną doceniać ich  rolę i misję. Bo z reguły w rodzinnej placówce pracują dobrze wykształceni  farmaceuci potrafiący nie tylko bezbłędnie odczytać recepty wystawiane przez  lekarzy (a to często nie lada sztuka), ale także służący pacjentom poradą w  kwestii tańszych zamienników. Potrafią też wykonać lek na zamówienie, czym  sieciowe apteki się nie trudnią, bo po pierwsze, nie mają ani wykwalifikowanej  kadry, która potrafiłaby taki lek wykonać, ani zaplecza, które służyłoby takim  celom; po drugie, jest to dla nich kompletnie nieopłacalna działalność, której  nie warto podejmować.
Przyszłość małych aptek jest więc poważnie zagrożona.  Wiele będzie zależało od tego, co wydarzy się na naszym rynku farmaceutycznym w  najbliższych kilku latach.
Krzysztof Losz
"Nasz Dziennik" 2009-11-19
Autor: wa
Tagi: apteka
 
                    