Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Mądrość Ojców Pustyni. Wprowadzenie do lektury apoftegmatów

Treść

Jakiego grzechu by nie wymienić, to w apoftegmatach się go znajdzie, razem z opowieściami, jak ci święci mężowie grzeszyli. Nie ma tu zamiatania pod dywan.

Są to teksty, do których nieustannie wracam, bo stanowią dla mnie nieustanną zagadkę, wyzwanie, ale też inspirację i to na wszystkich płaszczyznach życia. Jesteśmy w wielkiej rodzinie św. Benedykta i do tych tekstów, które składają się na naszą tradycję, ich świętych autorów, którzy się w nią wpisują, podchodzimy jak do naszych najbliższych. Myślę, że macie ze swoich rodzin doświadczenie słuchania opowieści o swoich przodkach, które są dla was inspiracją, chociaż nie widzieliście ich na oczy, często nawet zdjęcia. W mojej rodzinie do dzisiaj jest żywe wspomnienie mojego praprapradziadka Bartłomieja, który był bogatym gazdą w Rabce, bo należało do niego pół przysiółka. Wiadomo, że góral za bruzdę ziemi zabije. Nie dlatego, że jest zawzięty, tylko walczy o życie – bruzda ziemi to był worek ziemniaków, a więc na ubogich terenach bardzo dużo. Dzisiaj już tego chyba nikt nie rozumie, ale wtedy tak to było. A Bartłomiej nie dość, że nie mordował za ziemię, to jeszcze ją rozdawał. Brał, na przykład, sieroty i wychowywał jak własne dzieci, a potem, jak się żenili, to dawał im grunt. Sąsiedzi mówili, że stary Janowiec zwariował, dla mnie jednak jest punktem odniesienia. W tradycji monastycznej też tak właśnie należy patrzeć na naszych przodków w drodze do świętości, którzy pozostawili nam konkretne wskazówki – w postaci tekstów, gestów lub znaków – co do tego, w jaki sposób uwrażliwiać się na Pana Boga.

Nie czytajmy tekstów monastycznych jako zbiorów kolejnych przykazań, które musimy wypełnić. To są raczej jakby liny z nieba zrzucane nam na pomoc, teleskopy, które nam święci zostawiają, byśmy Pana Boga mogli lepiej zobaczyć. Wiadomo, że człowiek ze wszystkich „obserwatoriów” na ziemi nie obskoczy; to jest niemożliwe i zresztą bez sensu. Wystarczy, że ma swoją duchową rodzinę, przez szkła jej tradycji patrzy w gwiazdy, a dzięki nim jest w stanie zobaczyć swoją drogę.

Apoftegmaty są ważne także dlatego, że naszym punktem wyjścia zawsze jest Reguła. Jako oblaci/mnisi/mniszki wychodzimy od tego dokumentu, a tam jest szczególny rozdział 73, zresztą ostatni w Regule, pisany przez św. Benedykta najprawdopodobniej – jak mówią komentatorzy – pod koniec życia. Ma on znamienny tytuł, mianowicie: O tym, że ta Reguła nie daje wszystkich wskazówek potrzebnych, żeby zachować całą sprawiedliwość (RegBen 73). To rodzaj podsumowania dla całego nauczania świętego i rodzaj bibliografii, czyli listy książek, po które warto sięgnąć. Pamiętajmy też, że Benedykt żył w czasach, kiedy wartościowych tekstów było dużo mniej i człowiek był w stanie to wszystko przeczytać. Dzisiaj to niemożliwe, byśmy przeczytali wszystkie książki religijne, ale jego wskazówki nawet w tym morzu wyznaczają, co jest warte przeczytania. Pisze również o apoftegmatach.

Mówi tak:

Reguła ta została napisana po to, abyśmy zachowując ją w klasztorach, mogli pokazać, że postępujemy już w pewnej mierze w sposób godny naszego stanu i właśnie zaczynamy żyć życiem monastycznym. A jeśli to komuś nie wystarcza, kto śpieszy do doskonałości owego życia, znajdzie on w nauce świętych Ojców wszystko, co może doprowadzić człowieka do doskonałości najwyższej (RegBen 73).

Pamiętajmy, że doskonałość nie oznacza bezgrzeszności, tylko doskonały cel. Łacińskie perfectus opisuje człowieka, który osiągnął to, do czego dążył. Nie jest to ktoś, który nie popełnia błędów, tylko osoba, która dotarła do celu. Nim – jak wiadomo – jest Pan Bóg. Zatem są to teksty, które pozwolą nam osiągnąć z Nim najgłębsze zjednoczenie. Stwierdziwszy to, św. Benedykt zaczyna wyliczać, co jest warte czytania:

Czyż jest zatem taka strona albo takie zdanie natchnione przez Boga, zarówno w Starym, jak i w Nowym Testamencie, które by nie zawierało najsłuszniejszych zasad życia ludzkiego? (RegBen 73).

Zaczyna od Biblii. Podkreśla, co ciekawe, że nie musi być cała karta tekstu, ale wystarczy nawet zdanie. Myślę, że mamy takie doświadczenie, że słyszeliśmy – na przykład w kościele – kiedy był czytany jakiś fragment Ewangelii i jedno zdanie nas poruszyło. Właśnie zdanie, w którym może kryć się jakaś siła Boża. I to jest pierwsze: Stary i Nowy Testament.

Dwa:

A któraż księga świętych katolickich Ojców nie przynosi wyraźnych pouczeń, w jaki sposób mamy prostą drogą dążyć do naszego Stwórcy?

Ojcowie, o których tutaj mowa, to oczywiście ci autorzy, których określamy dzisiaj mianem Ojców Kościoła. Benedykt najczęściej korzystał z Augustyna, Leona Wielkiego, Tertuliana i Cypriana. To pisarze, po których warto sięgać.

Potem Prawodawca wymienia kilka konkretnych tytułów, stawiając pytanie: „Czymże są Konferencje Ojców, i Ustawy?”. Ma na myśli pisma żyjącego na przełomie wieków IV i V Jana Kasjana (zm. ok. 435 r.), który odbył podróż do Egiptu jako młody chłopak i krótko tam pomieszkiwał, a kiedy był już starszym panem, to na prośbę biskupów galijskich spisał swoje doświadczenia z tej wyprawy. Są to dwie książki; pierwsza to właśnie Ustawy (Institutiones), zawierające informacje, jak i co mnisi w Egipcie robią: jak śpiewają psalmy, jak się ubierają, jak poszczą, jak walczą ze złymi myślami – wskazówki krótkie, konkretne. Święty Benedykt mówi, żeby to czytać przed kompletą, a więc przed snem.

Konferencje z kolei to zestaw dwudziestu czterech, jak byśmy to dziś nazwali, wywiadów z gwiazdami egipskiej ascezy. Dzisiaj czytamy rozmowy ze sportowcami lub artystami, wtedy ludzie sięgali po te z mnichami, bo oni byli wtedy odpowiednikami dzisiejszych celebrytów. Żywoty Ojców zaś zawierają właśnie apoftegmaty. Kiedy sięgamy po Regułę, to widzimy, że jej autor czytał te opowieści, a teraz zachęca, żeby po nie sięgać.

Apoftegmat jest króciutkim tekstem, najczęściej zbudowanym na zasadzie: ktoś zapytał – ktoś inny odpowiedział. Uczeń zapytał mistrza – mistrz rzekł to i to. To najstarsza konstrukcja w tym gatunku literackim. Nie jest on właściwy tylko dla chrześcijaństwa, pojawia się też często w tradycji pogańskiej, nią nie będziemy się jednak tu zajmować. Nazwa tych opowieści pochodzi od greckiego słowa apophtegma, które tłumaczy się jako „wypowiedź, sentencja”.

Ruch monastyczny rozpoczyna się mniej więcej na przełomie wieków III i IV. Na początku jest związany właśnie z Egiptem. Święty Antoni wyszedł na pustynię gdzieś około roku 270, czyli około 210 lat przed narodzinami św. Benedykta w końcówce V w. Dla nas święty z Nursji jest bardzo dawny, bo sprzed 1500 lat, a on miał jeszcze poprzedników na drodze życia monastycznego i do nich właśnie się odwołuje.

Życie monastyczne w Egipcie rozwijało się dosyć płynnie od drugiej połowy III w. – tak będzie bezpieczniej powiedzieć – aż do połowy wieku V, czyli około trzydziestu lat przed narodzinami św. Benedykta. W 451 r. doszło do poważnego podziału w Kościele. Wtedy został ogłoszony dogmat soboru w Chalcedonie mówiący o dwóch naturach Chrystusa i część wiernych to nauczanie odrzuciła. Między tymi, którzy je odrzucili, była znakomita część chrześcijan egipskich. Wtedy w bogatej, harmonijnie rozwijającej się wspólnocie mniszej nad Nilem doszło do podziału, dlatego że część opowiedziała się za dogmatem, a druga orzekła, że to herezja. Kiedy do tego podziału doszło, część mnichów, która opowiadali się za dogmatem chalcedońskim – zdecydowała się opuścić Egipt. Towarzystwo spakowało walizy i udało się do najbliższego kraju, w którym mogli zamieszkać i w którym obowiązywała ortodoksja, a jednocześnie dokąd dało się dojść na piechotę. Była nim Palestyna – zamieszkali na jej południowym krańcu, czyli w rejonie dzisiejszej Gazy.

Jak to wygnańcy, wciąż wspominali ojców i jak było onegdaj. Z nostalgii i żalu, że musieli wyjechać, tęsknoty za dawną świetnością, zaczęli spisywać apoftegmaty. Przypominali je sobie z tradycji swojej, którą wcześniej przekazywali najprawdopodobniej ustnie – formy pisane, jeśli istniały, nie dotrwały do naszych czasów – i zaczęli spisywać wielkie kolekcje apoftegmatów wielkich Ojców z wieków: III, IV i początku V.

Oczywiście, wcześniej także je zapisywano – możemy je znaleźć w innych tekstach, ale to były malutkie zbiory. Natomiast uważany za najważniejszy zbiór z Palestyny – Księga Starców – to blisko tysiąc apoftegmatów. Wcześniejsze kolekcje zaś liczyły po kilkanaście, do dwudziestu maksymalnie.

Apoftegmatów są tysiące i jest to typ literatury duchowej, po Biblii, najbardziej popularny w świecie chrześcijańskim. Były spisywane po grecku, łacinie, syryjsku, koptyjsku, gruzińsku, w języku gyyz, którym posługuje się chrześcijańska Etiopia. Są też ormiańskie i arabskie. Powstawały w każdym języku, w jakim w tamtym czasie chrześcijanie mówili, co oznacza, że były niezwykle ważne dla ich tożsamości. Wierni czytali je i dobrze się w nich odnajdywali. Co takiego jest w tych tekstach, że wszystkich urzekło? Co tak urzekło Benedykta, który – wiadomo – czytał je w wersji łacińskiej?

Apoftegmaty są tak niezwykłą kolekcją, ponieważ zawierają opowieści o ludziach, którzy są dokładnie tacy sami jak my. Kiedy czytelnik nabierze wprawy w lekturze, to będzie miał wrażenie, że bohaterowie tych historii wprawdzie chodzą w habitach i mówią innym językiem, ale jakby ubrać ich w garnitury i wypuścić na nasze ulice, to byliby nie do odróżnienia od nam współczesnych. To po pierwsze.

Po drugie: nie udają świętych. Jakiego grzechu by nie wymienić, to w apoftegmatach się go znajdzie, razem z opowieściami, jak ci święci mężowie grzeszyli. Nie ma tu zamiatania pod dywan. A jednocześnie jest ukazane olbrzymie pragnienie człowieka, żeby grzech wyrzucić ze swojego życia. „Upadam, jestem słaby, ale nie zgadzam się na to, chcę się poprawić, chcę żyć dobrze”. Te historie pokazują więc tych, którzy szukają wyjścia z labiryntu ludzkiej małości, aby być wolnymi ludźmi.

Po trzecie: łagodność. W mnichach, którzy zwracają się do grzeszników, ale też pomiędzy samymi grzesznikami, jest niesłychana łagodność, dawanie sobie nawzajem nadziei na miłosierdzie. Jeden z moich ulubionych apoftegmatów jest o abbie Teodorze z Ferme (abba, czyli ojciec, to jeden z mistrzów). Jeden z braci pytał go: „Co mam robić, aby osiągnąć życie wieczne?”. Teodor mu długo nie odpowiadał, a w końcu rzekł: „Idź i okazuj każdemu miłosierdzie, bo ono ma swobodny przystęp do Boga”. Drugi to historia abby Makarego. Był on jednym z największych pustelników, a zaczynał od bycia szmuglerem saletry, złodziejem i szefem bandy przemytników. Pewnego dnia jednak wcześniej wrócił do domu i zobaczył swoją żonę w łóżku z sąsiadem. To był dla niego taki szok, że tylko powiedział: „Niech wam Bóg wybaczy” i odszedł na pustynię, gdzie został mnichem. Mówiono o nim potem, że był na ziemi jak Bóg, bo tak jak On patrzył na grzechy ludzi, jakby ich nie widział, i słuchał o nich, jakby nie słyszał.

Apoftegmaty stawiają też olbrzymie wymagania. Jak jeden z braci przyszedł do abby Antoniego i powiedział: „Módl się za mnie”, to usłyszał: „Ani ja ci nie pomogę, ani Bóg się nad tobą nie ulituje, jeśli ty sam nie zdobędziesz się na gorliwą modlitwę”.

To teksty, które ukazują niesamowitą przenikliwość psychologiczną mnichów. Trudno uwierzyć, że ci ludzie nie czytali Freuda, Junga, nie chodzili na psychoterapię, a mają tak niesłychaną intuicję. Na przykład słynny apoftegmat opowiada o tym, jak jeden z braci przyszedł i zapytał starca: „Co mam zrobić, żeby osiągnąć życie wieczne?”. Klasyczne pytanie. A starzec do niego powiedział: „Chcesz być zbawiony, to idź między grobowce i lżyj umarłych”. On poszedł na cmentarz i wyzywał tam pochowanych cały dzień. Wrócił do starca i mówi: „Ubliżałem”. A starzec pyta: „Coś ci powiedzieli?”. Młody mówi, że nie. Na to abba kazał mu następnego dnia iść i ich wychwalać, więc poszedł i wychwalał. Wrócił, a starzec go pyta: „Wychwalałeś?”, – „Tak, wychwalałem”. – „Coś ci odpowiedzieli?”. – „Nie, nic”. – „Jak chcesz być zbawiony, to stań się jak umarły: niech ludzkie pochwały nie przewrócą ci w głowie ani ludzka pogarda cię nie zniszczy”.

Ten tekst można czytać na różnych poziomach, na przykład może on obnażyć, jak bardzo jesteśmy przywiązani do tego, co myślą o nas inni. To, że nasze samopoczucie zależy od tego, co ludzie o nas powiedzą, albo to, że nie mamy swojego kręgosłupa moralnego, nie potrafimy przeciwstawić się złu, tak jesteśmy zależni od opinii drugiego człowieka. Ten tekst mówi, że najbardziej kluczowa dla osiągnięcia zbawienia jest wewnętrzna wolność, branie odpowiedzialności za swoje życie, ale też prawość sumienia, która zmusza nas do tego, żebyśmy przyjmowali konsekwencje naszych czynów.

Na koniec jeszcze kilka uwag na temat kwestii literackich. Przede wszystkim olbrzymia rola Biblii, jeśli chodzi o tworzenie tych tekstów. Tylko trzeba pamiętać, że wrażliwość biblijna mnichów była zupełnie inna niż nasza. My lubimy czytać Psalmy, Ewangelię Janową, Listy Pawłowe. A oni też czytali Psalmy, ale druga w kolejności jest Księga Przysłów, bardzo lubili też wszelkiego rodzaju genealogie. Kiedyś archeologowie odkopali erem, w którym mnich napisał na ścianie cytaty biblijne. My byśmy tam dali Prolog Ewangelii według św. Jana, a on wypisał genealogię królów izraelskich. Ponadto ważne dla nich były: Pieśń nad Pieśniami, Pięcioksiąg – zwłaszcza Księga Kapłańska i Księga Powtórzonego Prawa, do których my zaglądamy rzadko. Z Ewangelii, jeśli już, to Mateusz, czasem Łukasz. Często też budowali historie, które bazowały na tym, co jest w Piśmie Świętym.

Na przykład jest opowieść o pewnym młodym mnichu, który przyszedł do starca, i powiedział, że odchodzi z pustyni. Abba chciał go zatrzymać, ale on zdecydowanie twierdził: „Odchodzę”. Wtedy starzec go zaprowadził na dach pustelni i mówi: „Popatrz w lewo, na zachód”. On popatrzył i zobaczył wielkie szatańskie wojska wrzeszczące jak przed bitwą, bo zachód to jest strona śmierci. Abba powiedział: „Ci są przeciw nam. A teraz patrz na wschód”. Tam młody mnich zobaczył olbrzymie zastępy anielskie. Abba powiedział: „Ci są z nami i są liczniejsi niż ci, którzy są przeciwko nam”. Kiedy to czytamy, to możemy mieć wrażenie lektury bajki dla dobrych dzieci. Kiedy jednak mamy rozczytaną Biblię, to od razu nam się przypomina Elizeusz, który powiedział dokładnie to samo uczniowi, który się bał wojsk króla izraelskiego idących aresztować proroka – ten modlił się, żeby uczniowi otworzyły się oczy i zobaczył wojsko anielskie na rydwanach z ognia, które chroniło widzącego (zob. 2 Krl 6,15–17).

Musimy też pamiętać, że najczęściej słowo, które abba kieruje, jest indywidualne, odnosi się do konkretnego człowieka w jego konkretnej sytuacji. Nie jest tak, że my je czytamy i wszystko mamy wykonywać. Znaczna część tego przekazu nie jest dla nas. Najlepszym przykładem jest abba Arseniusz (zm. ok. 449 r.), który modlił się do Boga o wskazówkę, jak ma się zbawić, a On mu rzekł: „Arseniuszu, uciekaj od ludzi, a będziesz zbawiony”. W nas na takie słowa gotuje się wszystko, bo jakże tak, gdzie miłość bliźniego? Tylko apoftegmat nam mówi, że był sobie człowiek, który miał na imię tak i tak, który przeżywał jakiś wewnętrzny konflikt, modlił się do Boga i zrozumiał, że on, w swojej konkretnej sytuacji, żeby ocalić duszę, musi uciekać. Tylko że tu chodzi o niego, w tym konkretnym momencie. Wskazania więc są bardzo indywidualne. To po drugie.

Po trzecie: apoftegmaty zakładają posłuszeństwo, czyli mistrz mówi – uczeń wykonuje. To jest bardzo ważne, ale wymaga od mistrza rozeznania, czyli wiedzy, co powiedzieć. Umiejętności rozróżniania tego, co słuszne, od tego, co takie nie jest. Ten dar określa się po grecku mianem diakrisis.

Fragment książki Zrozumieć Ojców Pustyni. Wprowadzenie do lektury apoftegmatów

Szymon Hiżycki OSB (ur. w 1980 r.) studiował teologię oraz filologię klasyczną; odbył specjalistyczne studia z zakresu starożytnego monastycyzmu w kolegium św. Anzelma w Rzymie. Jest miłośnikiem literatury klasycznej i Ojców Kościoła. W klasztorze pełnił funkcję opiekuna ministrantów, duszpasterza akademickiego, bibliotekarza i rektora studiów. Do momentu wyboru na urząd opacki był także mistrzem nowicjatu tynieckiego. Autor książki na temat ośmiu duchów zła Pomiędzy grzechem a myślą oraz o praktyce modlitwy nieustannej Modlitwa Jezusowa. Bardzo krótkie wprowadzenie.

 

Żródło: cspb.pl, 12

Autor: mj