Łyżka dziegciu w beczce miodu
Treść
Przeczytałem powtórnie po latach słynną powieść dla młodzieży autorstwa Ireny Jurgielewiczowej "Ten obcy" (1961). Powieść ta została przetłumaczona na wiele języków i umieszczona na Liściem Honorowej im H.CH. Andersena.
Jurgielewiczowa nie napisała wielu książek, a żyła przecież ponad 100 lat. "Ten obcy" jest szczytowym osiągnięciem jej talentu. Książka to znakomita, stanowiąca świetną analizę psychologiczną dorastającej młodzieży. Zawiera też dużo bardzo pozytywnych elementów pedagogicznych. Jest promocją wielu tradycyjnych wartości: uczciwości, wierności, wrażliwego sumienia, prawdomówności, szlachetności, heroizmu, przyjaźni, czystej, dojrzałej miłości. Stanowi apel o normalność - przede wszystkim w perspektywie życia rodzinnego. Jest tam więc mowa o tym, że dzieci i bardzo młodzi ludzie powinni mieć zaufanie do dorosłych, szczególnie do swoich rodziców i dziadków, że dorośli i tylko dorośli rozwiążą poważne problemy młodych. Jest tam mowa o tym, że dziecko powinno mieć kochających go ojca i matkę. Inaczej będzie okaleczone psychicznie i duchowo - nie będzie posiadać właściwych warunków dla swojego wszechstronnego rozwoju.
W pewnym momencie czytamy: "Ojciec go nie chce. Było w tym zdaniu coś przerażającego. (...) Czuli takie zdumienie, jakby się dowiedzieli, że po zimie nie będzie wiosny, że po nocy nie będzie dnia. (...) Może istnieć taki ojciec, który zamiast osłaniać swoje dziecko jak tarcza i troszczyć się, żeby nie spotkało go nic złego, mówi: Idź sobie, wcale cię nie potrzebuję".
Czytałem książkę coraz bardziej zachwycony, aż doszedłem do końca. Na końcu najbardziej szlachetny okazał się jeden z dorosłych i ten dorosły dzięki swoim dobrym uczynkom zbliżył się przez to do córki, pogodził się z nią. W kulminacyjnej z nią rozmowie przekonuje ją, że zawsze ją kochał, że gdy nie mieszkali razem, to chodził pod jej szkołę i patrzył na nią, bo tak za nią tęsknił. Dlaczego się rozstali? On to wyjaśnia: "Gdybym parę lat temu został w domu, to już i tak mama nie byłaby ze mną szczęśliwa... Wiedziała, że kocham kogoś innego. (...) Dopóki ta pani żyła, tatko nie zaprosił mnie do siebie ani razu! (...) Ta pani, jak się wyrażasz, była moją żoną".
Te zdania w jakiejś mierze przekreślają całą pozytywną wymowę książki, a w każdym razie czynią ją jakoś niewiarygodną. Opowieść przestaje być konsekwentna. Pojawia się w niej pewien relatywizm. Wielka szkoda. A może ktoś wtedy w PRL-u i ktoś na Zachodzie użył specjalnych argumentów, by te zdania w tej właśnie powieści się pojawiły? Jakby nie było stała się ona przecież obowiązkową lekturą dla wielu pokoleń.
Stanisław Krajski
"Nasz Dziennik" 2007-08-23
Autor: wa