Lustracyjne déja vu
Treść
Skandaliczny piątkowy wyrok Trybunału Konstytucyjnego kierowanego przez Jerzego Stępnia, paraliżujący ustawę lustracyjną, paradoksalnie może przyczynić się do pełnego otwarcia archiwów IPN. Takie deklaracje - przynajmniej na chwilę obecną - składają politycy koalicji rządzącej. Na ile są one wiarygodne, trudno jeszcze powiedzieć, bo liderzy PiS zapowiadają konsultacje z innymi partiami.
Przedstawiciele najbardziej opiniotwórczej grupy zawodowej - dziennikarze, nie będą lustrowani, nie będą mieli również prawa do wglądu w archiwa IPN. Instytut z kolei nie opublikuje - przewidzianych ustawą o udostępnianiu informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego - list zawierających nazwiska pracowników UB, SB oraz osób świadomie współpracujących z bezpieką. Podstawowe założenia wyroku wydanego w piątek przez Trybunał Konstytucyjny kompromitują to ciało kierowane przez Jerzego Stępnia. Zarówno werdykt, jak i tryb prac oraz działania przewodniczącego w czasie trzydniowego procesu pokazują niezbicie, że dla wielu środowisk w Polsce jawność i ujawnienie, kto był kim w czasach komunistycznego terroru i bezprawia, jest niedopuszczalne, napawa głębokim lękiem.
Adwokaci reżimu
Tak jak chociażby dla przedstawicieli krakowskiej izby adwokackiej, którzy - w wyniku nieprawdziwych informacji przekazanych mediom przez prezesa TK Jerzego Stępnia - wszczęli postępowanie dyscyplinarne wobec posła Arkadiusza Mularczyka broniącego przed Trybunałem legalności ustawy lustracyjnej. Adwokaci, prawnicy to jedna z grup uważanych za zawód zaufania publicznego, objętych obowiązkiem lustracji. Podejmując więc niczym nieuzasadnione działania dyscyplinujące wobec posła Mularczyka, dali dowód, jak bardzo w przypadku niektórych osób czy środowisk aktualne jest stare ludowe przysłowie: na złodzieju czapka gore. A oliwy do ognia dolewa fakt, że krakowscy adwokaci zajęli się sprawą Mularczyka wskutek nieprawdziwych i powielanych przez osoby od lat znane jako przeciwne lustracji zarzutów pod adresem młodego posła. Mało kto zwraca uwagę, że prezes TK Jerzy Stępień wydał decyzję w oparciu o prywatną notatkę Mularczyka, zamiast - i byłaby to jedyna gwarancja rzetelności postępowania - osobiście wystąpić do IPN o informacje na temat tych archiwów.
Ale to już było...
Choć nie zaskakuje tryumfalny jazgot w obronie tajności archiwów dawnej SB w wykonaniu "Gazety Wyborczej" i niektórych antylustracyjnych dziennikarzy, próbujących pod szyldem "obrony demokracji" ponownie wrócić na dziennikarski szczyt - to jednak dziwi obrona lustracji w wykonaniu niektórych parlamentarzystów i polityków wcześniej gwałtownie sprzeciwiających się pełnemu odtajnieniu archiwów IPN. Można by więc mieć nadzieję, że ci politycy PiS jak Marek Kuchciński, którzy wcześniej wykonując wolę prezydenta Lecha Kaczyńskiego, doprowadzili do znacznego sparaliżowania i zablokowania lustracji, zbulwersowani decyzją Trybunału Konstytucyjnego teraz zmienią zdanie - i jak zapowiadali podczas rozlicznych weekendowych konferencji prasowych - obecnie doprowadzą do pełnego otwarcia archiwów IPN. Można by mieć taką nadzieję, gdyby nie fakt, że owe buńczuczne deklaracje dotyczące jawności życia publicznego padają z ust osób, które wcześniej dały się poznać wyłącznie z deklaracji.
O otwarciu archiwów IPN mówi Donald Tusk, który wcześniej krytykował... ustawę lustracyjną. O otwarciu archiwów IPN mówi teraz głośno również Andrzej Lepper, choć to przedstawiciel jego ugrupowania, Mateusz Piskorski, próbował zgłosić do ustawy lustracyjnej poprawki, które dawałyby anonimowość i w rzeczywistości bezkarność esbekom. Mamy więc do czynienia ze swoistym lustracyjnym déj? vu. Można się obawiać, że za kilka miesięcy ponownie padną argumenty przekonujące, iż jednak nie, że nie można całkowicie otworzyć archiwów, że osobiste informacje, że ludzka krzywda...
Wojciech Wybranowski
"Nasz Dziennik" 2007-05-14
Fot. Archw. NDz
Autor: wa
Tagi: trybunal konstytucyjny